Przesłanie dzisiejszego, trzeciego z kolei newsa o żeglarskich pytaniach "Co nam Schengen przyniosło" jest czytelne i w niczym nie przypomina korespondencji docentów habilitowanego z rehabilitowanym. Kapitan zaglowców - Janusz "Zbieraj" Zbierajewski chyba zgłębił już temat do samego dna. Zgłębiał go między innymi w jednostce organizacyjnej o nazwie tak długiej, że naiwnością by było oczekiwać zrozumiałych informacji. Najważniejsze, że "Zbierajowi" udało mu się... wycisnąć sok.
Tu dziękczynny klik dla "Zbieraja"
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
------------------------------
Drogi Jerzy!
Obserwuję od pewnego czasu próby wyjaśnienia, co się - z naszego, żeglarskiego punktu widzenia - zmieniło po wejściu do strefy Schengen. Próbował to zrobić komandor Grzegorz Goryński (i chwała mu za to). Niestety, napisał to tak, jak pisze docent habilitowany do docenta rehabilitowanego. W rezultacie nie dziwię sie, że Krzyś Bieńkowski (a za nim inni) jęknął, że jako prosty doktor inżynier spod Grójca nic z tego nie zrozumiał.
Kilkanaście osób z naszego żeglarskiego podwórka zadzwoniło do mnie z takimi mniej więcej wypowiedziami: napisałeś "Astronawigację dla idiotów", więc może byś napisał "Schengen" w wersji "idiotproof".
Inaczej mówiąc - łopatologia stosowana lub - jeśli wolisz - jak sołtys krowie na miedzy. Schowałem więc pod dywan ambitną zasadę naszych czasów "żadna praca nie hańbi z wyjątkiem pracy społecznej" i oto rezultat:
Odbyłem dwie rzeczowe i zarazem sympatyczne rozmowy z przedstawicielami Sekcji Przepisów Wydziału Służby Granicznej Zarządu Granicznego Komendy Głównej Straży Granicznej (po przeczytaniu tej nazwy zrozumiałem, że komandor Goryński nie mógł niczego napisać prostym językiem;-))) oraz Morskiego Oddziału Straży Granicznej (o rany, jaka prosta i zrozumiała nazwa! Więc jednak można!).
Otóż sprawa z punktu widzenia żeglarskiego wygląda tak:
Przede wszystkim - tu, być może, wielu żeglarzy będzie zaskoczonych - "szengenowskie" przepisy dotyczące żeglarstwa sportowego i rekreacyjnego (po naszemu - jachtów) zajmują się ruchem tychże jachtów, a nie ludzi na jachtach, gdyż ludzie podlegają takim samym przepisom, jak przy przekraczaniu granicy lądowej.
Wariant 1.
Wychodzę jachtem do krajów "schengenowskich" - NIE ZGŁASZAM SIĘ do odprawy granicznej. Niezależnie od tego, kogo mam na pokładzie!
Wariant 2.
Wychodzę jachtem i w planie mam zawinięcie do kraju "nieschengenowskiego" - ZGŁASZAM SIĘ do odprawy granicznej.
Wariant 3.
Wracam z krajów "schengenowskich" - NIE ZGŁASZAM SIĘ do odprawy granicznej. Niezależnie od tego, kogo mam na pokładzie!
Wariant 4.
Wracam z krajów "nieschengenowskich" - ZGŁASZAM SIĘ do odprawy granicznej.
Koniec. Kropka. Tyle!
To znaczy - tyle to dotyczy mnie, jako kapitana!
Ale musimy pamiętać o kilku istotnych kwestiach.
Po pierwsze - SG ma prawo (co nie znaczy, że musi) przeprowadzić kontrolę praktycznie w dowolnym momencie. Przepisy wprawdzie mówią o konieczności przeprowadzenia tzw. oceny ryzyka (mówiąc w skrócie - chodzi o prawdopodobieństwo "przemytu osób"), ale też upoważniają SG do kontroli, w szczególnych przypadkach, bez oceny ryzyka.
Po drugie - jeśli np. lokalne przepisy portowe zobowiązują kapitana jachtu do zgłoszenia zamiaru wyjścia z portu i kapitan taki zamiar zgłosi, na podstawie umowy między SG a administracją morską kapitanat zgłasza ten fakt do miejscowej placówki SG. A wtedy SG albo nie zareaguje, albo uzna, że kontrola graniczna jest konieczna i ją przeprowadzi.
Pytanie teoretyczne: a jak to będzie w praktyce?
Odpowiadam przewidująco, na podstawie tzw. doświadczenia życiowego: Będzie różnie. Czy nam się to podoba, czy nie, musimy przyjąć do wiadomości, że w SG, podobnie jak w administracji morskiej i podobnie jak wśród nas, żeglarzy, istnieje pewien odsetek idiotów, oszołomów, nadgorliwców, nadwrażliwców itp.
Przez jakiś czas (oby jak najkrótszy) będą konflikty wynikające z nadgorliwości administracji i SG i z nie zawsze uzasadnionego przekonania żeglarzy, że skoro jestem wolnym obywatelem wolnego kraju, to wolno mi wszystko, a władza może mnie... itd.
Wkrótce się zacznie pierwszy sezon żeglarski "w naszym Schengen". Już niektórzy PT Koledzy na łamach znanej grupy dyskusyjnej zaczynają opracowywać strategię wyprzedzającą, jak zrobić Straży Granicznej koło pióra, bo przecież oni zaczną... itp.
A niby dlaczego mamy stosować metody nieustraszonej Armii Czerwonej, tzn. rozpoznanie bojem? Nie prościej zacząć od wzajemnej życzliwości?
Ja to od lat robię to tak: Lewą ręką przytrzymuję koronę na głowie, żeby mi przypadkiem nie spadła, a prawą naciskam przycisk UKF-ki i mówię: Straż Graniczna Gdynia - "Zawisza Czarny". Nic mnie to nie kosztuje. I dalej już jest miło.
Oni robią swoje, za co im płacą (za mało), a ja robię swoje, za co mi płacą (też za mało). I tu znajduję z chłopakami (i dziewczynami) z SG absolutny konsensus;-)))
Welcome to Schengen countries!
Janusz Zbierajewski
"W portach i na przystaniach, gdzie nie ma kapitanatów, wejście i wyjście
trzeba zgłaszać Straży Granicznej, aby dostępna była informacja o jachtach
znajdujących się na morzu."
Zwróć uwagę, że tu nie chodzi o odprawę graniczną... Chciałbym się mylić ale odnoszę wrażenie, że SG uzurpuje sobie prawo do bycia superurzędem który będzie nas kontrolował. Ciekawe czy te ich chęci mają oparcie w USTAWIE?
Ciekawe dlaczego nie potrzebują informacji o samochodach znajdujących się za granicą? :-)))))
Jeszcze jeden problem: polski jacht płnący do Anglii zwykle po drodze odwiedza inne porty. Na logikę powinien odprawić się nie w Polsce, ale w ostatnim porcie przed opuszczeniem obszaru Schengen. Tak mówi logika, ale pewien tego nie jestem.
Pozdrowienia z Ustki
Edward Zając
Ludzie!!!
Przepis jest jasny i wykład Zbieraja też! Powtórzmy: Wjeżdzając lub wyjeżdzając do Schengen mamy odparawę graniczną, wewnątrz NIE! Niewazne kogo mamy na pokładzie. Jęłśi płyne z Pucka do Anglii non-stop tomusze sie odprawic albo na Helu albo np. w jakims najbliższym porcie francuskim. I tyle. (pytanie czy np. Martynika jest w Schengen - departament zamorski, a nie kolonia Francji).
Powtórzmy: SG porozumiala się z administracją morską, ze będzie przyjmować za nia zgłoszenia. Zgłoszenia nie do odprawy granicznej, tylko ruchu statków morskich. Pytanie, czy SG powinna byc tak gorliwa do zastępowania administracji morskiej, Załózmy, że tak, to jest po prostu tańsze. Więc nie wieszajmy psów na SG!!!
Pytanie jest inne: Po jaką cholerę zgłaszanie się do admministracji morskiej?
Są tu możliwe rózne sytuacje:
1. Komunistyczno-totalitarna - nie wymaga opisywania,
2. W pełni liberalna -nie wymaga opisywania.
3. Pośrednia: zgłaszanie ruchu jachtów wymagane jest ze względów bezpieczeństwa. Spotkałem się z taką sytuacją w jakimś porcie brytyjskim,kiedy wejśc z morza można było ale pzred wyjściem oczekiwali powiadomienia Traffic Control. rozumiem po to, by WYCHODZĄCY mały jacht nie egzekwował pierwszeństwa przed WCHDZĄCYM wielkim serwisowcem platform.
A u nas?
Więc zamiast atakowac nieszczesnego Komandora i SG, może warto zadać pytania Urzedom Morskim?
"Więc zamiast atakowac nieszczesnego Komandora i SG, może warto zadać pytania Urzedom Morskim?" - no wlasnie. A moze najlepiej jednym i drugim jednoczesnie i przy tej samej okazji? Jestesmy unikalnym krajem, w ktorym nad bezpieczenstwem zeglarzy czuwa (oprocz SAR) i PZZ i UM i SG i bosmani niektorzy ( mam nadzieje, ze nie wszyscy). Tak zebrac ich wszystkich razem i popatrzec, jak dziela sie tortem...jest w koncu tylko jeden tort.
Najbardziej ( jedynie?) dziwi mnie inne zdanie: " np. lokalne przepisy portowe zobowiązują kapitana jachtu do zgłoszenia zamiaru wyjścia z portu " - co to jest "lokalne"? Mamy lokalne strefy wplywow, zaklete rewiry, miejscowych kacykow? W niektorych miejscach wladza bosmana przewyzsza wladze komandora i UE?
W absurdalnosci przepisow sila ich podmiotow.....
Lukasz Optymistycznyjednak
Tomku, napisałeś:
Najbardziej ( jedynie?) dziwi mnie inne zdanie: " np. lokalne przepisy portowe zobowiązują kapitana jachtu do zgłoszenia zamiaru wyjścia z portu " - co to jest "lokalne"? Mamy lokalne strefy wpływów, zaklęte rewiry, miejscowych kacyków? W niektórych miejscach władza bosmana przewyższa władze komandora i UE?
Otóż wyobraź sobie, że admirały brytyjskie wydają takie opasłe książki. Nazywa się to to ALRS czyli Admiralty Lists of Radio Signals. Zajrzyj do tomów szóstych (nie to nie pomyłka, jest ich kilka: 6(1), 6(2), 6(3) itd. Zobaczysz, ile jest lokalnych przepisów portowych. A jakie? Siedzę w domu i nie mam tego pod ręką, więc tak "dla naprzykładu", z pamięci (i z autopsji):
Wchodząc do Visby wieczorem, czyli "after hours" masz się zgłosić do Oxelosund VTS, bo kapitanat poszedł spać albo na piwo.
Wchodząc do Livorno, najpierw musisz uzyskać zgodę "Compamare Livorno" czyli kapitanatu, na postój w wyznaczonym miejscu, ale potem całą procedura wejścia (i wyjścia) kieruje "Livorno Pilots".
W Genui olewasz kapitanat portu, bo o wszystkim decyduje stacja pilotów.
W Hiroszimie żadna służba portowa nie będzie z Tobą gadała, bo o wszystkim decyduje agent. Taka ciekawostka.
W Holtenau - ho, ho, parę stron lokalnych przepisów musisz przeczytać (i dostosować się do nich), żeby Ci administracja kanału nie wlepiła mandatu za to, że wlazłeś do śluzy niezgodnie z przepisami, a wiadomo powszechnie (no, przynajmniej w Niemczech) że Ordnung muss Sein.
Wyjaśniłem, co to są "lokalne przepisy portowe"?
A to, że czasem lokalna administracja wydaje głupie lokalne przepisy - to już zupełnie inna sprawa;-))
Pozdrawiam
Janusz Zbierajewski
Patrzymy z różnej perspektywy. Tak się składa, że jachtów o długości 8 metrów jest jednak ciut więcej... ;)
Pozdrawiam
Tomasz Konnak
Właśnie po to są wydawane lokalne przepisy, żeby wiedzieć np. że jeśli masz ponad 300 ton - musisz obowiązkowo brać pilota, jeśli masz ponad 20 m długości - musisz zgłosić się do miejscowego VTS, a jeśli masz np. poniżej 16 m, to Twoim miłym obowiązkiem jest nie zawracać głowy i innych części ciała miejscowym władzom portowym.
Pozdrawiam
Janusz Zbierajewski
Teraz wystarczy aby ktoś polskiej aministracji morskiej podpowiedział jakich kategorii jednostek przepisy "zgłoszeniowo- pozwoleniowe" nie powiny dotyczyć. Niezależnie od tego kto życzy sobie "meldowania się" - tylko zależnie od tego gdzie ma to merytoryczne uzasadnienie.
Jak narazie wyraźnie "siedzieć cicho i nie przeszkadzać" kazano małym jednostkom wyłącznie w Świnoujściu - i uważam to za rozwiązanie wzorcowe.
Niestety w innych polskich portach rzecz jest formalnie przeregulowana alba oddana dowolnej interpretacji znudzonych najczęściej urzędników. Na takim Helu jednego dania wchodzisz i wychodzisz jak chcesz a następnego dnia wysłuchasz pretensji dotyczących "niezgłoszenia" - mimo że na godzinę przed i godzinę po tobie żadnego ruchu w porcie nie było... Teraz dojda interpretacje znudzonych strażników granic. Świetnie...
Należy też pamiętać o tym, iż rzecz jest w tej chwili bardziej regulowana bardziej zwyczajem i logiką niż przestrzeganiem przepisów portowych... Życie głupoty nie znosi, zatem w portach pozbawionych administratorów i w tych gdzie ruch jest żaden - od dawna wpływamy i wypływamy normalnie, "jak na zachodzie" - czyli nie zawracając głowy nikomu. Podobnie tam, gdzie administratorzy stwierdzili (zgodnie z przepisami lub wbrew nim...), że drobnoustroje ich nie obchodzą - tu najlepszym przykładem jest największy port jachtowy w Polsce - Górki Zachodnie.
Teraz jednak, dzięki złotoustemu rzecznikowi Morskiego Oddziału Straży Granicznej dowiadujemy się iż:
"każdorazowe wypłynięcie i wpłynięcie z/do portu jednostek pływających podlega wyprzedzającemu zgłoszeniu administracji morskiej"
Dowiadujemy się również, że w jakiś niejasny i nie znajdujący oparcia w przepisach sposób, w owym "zgłaszaniu" uczestniczyć ma Straż Graniczna.
Czyli uzasadnione jest podejrzenie, że niesieni chęcią udowodnienia swej niezbędności obrońcy i administratorzy, śrubkę nam przykręcą. Żeby było śmieszniej - zapowiadając przykręcanie śrubki, powołują się z kamienną twarzą na Schengen....
Czyli według pana Goryńskiego mam od teraz wołać Straż Graniczną w Pucku, w Jastani, w Kuźnicy, w Świbnie, w Łebie, w Dziwnowie, na Helu, w Rewie, w Górkach albo w Kątach Rybackich? Szkoda - jak dotąd nie wołałem...
Ale mogę zacząć, poczytam przepisy.... Mogę nawet wchodzić i wychodzić co pięć minut - i zgłaszać, zgłaszać, zgłaszać... Przecież w takich Górkach, podchodząc do sprawy formalnie, każde wejście/wyjście wymaga formalnego zgłoszenia do Kapitanatu Gdańsk... Mogę zablokować tam telefony. Albo będę zgłaszał co pięć minut wejście lub wyjscie na kanale 14. Na pewno świetnie wpłynie to na bezpieczeństwo...
No dobra - pożartwowawszy - poszukajmy wspomnianej na wstępie podpowiedzi dla łaskawej władzy. Może czyta...
Meldowanie się administracji "zawsze i wszędzie" jest bez sensu na jachcikach o paru lub parunastu metrach długości. Czyli na tych, na których najczęściej od dawna się nie meldujemy. Brak obowiązku meldowania się" powinien być przyjęty jako zasada. Żeby było normalnie, "jak na zachodzie" ;-)
Czasami jednak wymiana wiadomości o ruchu w porcie jest nawet w przypadku niewielkiej jednostcki przydatna - tak administratorowi portu jak i (zwrotnie) szyprowi takiej jednostki.
Według mnie jedynym takim przykładem w Polsce jest ruch w Gdańsku, gdzi warto wiedzieć że wlaśnie wychodzi prom, albo że spotka się w kanale spory statek i stadko holowników. I warto by kapitanat podpowiedział gdzie się "schować" na czas mijania się jachtu z takim zespołem jednostek.
Ale podobny przykład dla innych portów - bardzo trudno znaleźć. A usprawiedliwienia dla konieczności meldowania się we wszystkich portach - jak chce pan Goryński - znaleźć nie sposób...
Rada zatem brzmi:
Moim skromnym zdaniem, poza głównym kanałem portowym Gdańska obowiązkowe meldowanie administratorom portów ruchu wszystkich małych (do20m) jednostek nie ma sensu.
Dbając na siłę o "bezpieczeństwo" żeglujących można by ewentualnie do tej listy dołączyć jeszcze ruch w samych główkach Kołobrzegu, Darłowa, Ustki, Łeby i Władysławowa.
I koniec. Wszędzie w innych portach zasadą ruchy jachtów powinnno być "siedzieć cicho, nie przeszkadzać". Tak jak w Świnoujściu, na zachodzie ;-)
Ale mogę zgłaszać w Górkach. Co pięć minut. Bo bardzo lubię tamto wejście do portu...
Jaromir Rowiński
Im niższy szczebel władzy, tym wyższe mniemanie o swojej ważności (C) by Zbieraj ;-))
Jarku! Ja dalej odrabiam lekcję domową, którą sam (stary, a głupi) sobie zadałem.
Obiecałem (patrz mój post z godziny 01.15), że spróbuję ustalić, co to za akt pseudolegislacyjny.
Otóż sprawa wygląda tak:
Międzynarodowy akt prawny - to tzw. kodeks graniczny Schengen:
Pełna nazwa:
Rozporządzenie (WE) nr 562/2006 Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 15 marca 2006 r. ustanawiające wspólnotowy kodeks zasad regulujących przepływ osób przez granice (kodeks graniczny Schengen)
(Dziennik Urzędowy L 105 , 13/04/2006 P. 0001 - 0032)
To, co nas interesuje - to załącznik 6. Nas dotyczy to:
Żegluga rekreacyjna
3.2.5. Na zasadzie odstępstwa od art. 4 i 7, osoby przebywające na pokładzie pływających jednostek rekreacyjnych przypływających z lub kierujących się do portu znajdującego się w Państwie Członkowskim nie podlegają odprawie granicznej i mogą wchodzić do portu, który nie jest przejściem granicznym.
Jednak jeżeli wynika to z oceny ryzyka nielegalnej imigracji, a w szczególności w przypadku gdy linia brzegowa państwa trzeciego znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie terytorium danego Państwa Członkowskiego, dokonuje się odprawy osób lub przeszukania pływającej jednostki rekreacyjnej.
Tyle przepisów schengenowskich. Jeśli ukaże się coś innego - będzie to "radosna tfurczość" władz niższych szczebli.Od rana usiłuję dojść, jaką podstawę prawną ma to, co powiedział komandor Goryński. W Komendzie Głównej SG dowiedziałem się, że oni pierwsze o tym słyszą. W Morskim Oddziale SG - też. Komandora Goryńskiego nie mogę złapać. No to kto to, do kurki nędzy, wymyślił?
Ty masz lepszy, bo bliższy dostęp do "władzy granicznej choć urlopowanej". Spróbuj zasięgnąć języka, gdzie szukać tego, kto to wymyślił. Na razie "uciekł i zmylił pogonie".
Pozdrawiam
Janusz (zgoda, upierdliwy) Zbierajewski
Oj, chyba zaczynam się domyślać kto to wymyślił... W zeszłym roku słyszałem takie rozmowy prowadzone w eterze:
- Jacht XYZ, Kapitanat Gdańsk
- Kapitanat, słucham
- Jacht XYZ, z Gdańska do Helu trzy osoby na pokładzie
-Dziękuje, może pan płynąć proszę się jeszcze zgłosić do Straży Granicznej.
Kiedyś nie wytrzymałem i zadzwoniłem do Kapitanatu portu z pytaniem - dlaczego karzą się zgłaszać do SG skoro nie ma takiego obowiązku? Oficer z którym rozmawiałem był święcie przekonany, że taki obowiązek istnieje i nie dało się go przekonać:-(((
"-Dziękuje, może pan płynąć proszę się jeszcze zgłosić do Straży Granicznej."
Jurek - w podobnych okolicznościach otrzymałem w zeszłym roku z Kapitanatu Gdańsk takich odpowiedzi kilka i za kazdym razem odpowiadałem pytaniem wprost (kanał 14) czy przez przypadek SG nie słucha na kanale, na którym rozmawiamy?
Na co za każdym razem Kapitanat odpowiadał, że owszem - słucha.
Wiec płynałem dalej spokojnie i zawsze kończyło sie to wywołaniem mojej jednostki przez SG.
Wtedy odpowiadałem.
Wyszedłem z założenia, że jak słuchają naszej rozmowy i jak będą mieli coś ciekawego do przekazania to sami wywołają...
Pzdr
Kocur
Widzisz, Ty wiesz o tym, ja wiem o tym no i jeszcze parę osób o tym wie:-))) Ba, powiem więcej wiemy, ze w tych "normalnych" krajach służby też słuchają tylko, że tam robią to dyskretnie, posłuchają zanotują i jest OK. A u nas? Nie wiem? Są niedopieszczeni? Mają kompleksy? Boją się, że zapomnimy o ich istnieniu?
Widzisz Jerzy - takie odpytywanie skippera, który własnie przez radio (baczność) "odmeldował się" (spocznij) kapitanatowi portu przypomina mi jakieś takie niepoważne, szkoln-sztubackie maniery i odpytywanie z odrobionych lekcji.
Podobnie na pytanie o nazwisko prowadzacego zawsze miałem ochotę odpowiedzieć "Miś Jogi".
Bo co kogo interesuje kto powozi tym dyliżansem?
A może nie mam ochoty ujawniac tych danych wszem i wobec ....?
We Władkowie odpowiedziałem wręcz, że chętnie udostępnie dane prowadzacego w bezpośredniej kontroli na kei ale nie przez radio a póki co to zgłaszam wejście jednostki z morza itd.....
Także pytania Kapitanatów tez należałoby odrobine zweryfikować....
Pzdr
Kocur
Szanowny Panie
Nieprawdą jest ze SG za każdym razem wywołuje jachty wpływające czy wypływające z portu a oto przykład jak słyszy że kapitan jachtu zgłasza się do Kapitanatu Portu bądź Kapitanat Portu przekaże tą informację do SG, prawdą jest że SG wywołuje jednostkę w momencie gdy nie słyszy że kapitan jachtu zgłosił się do Kapitanatu Portu i tak może być np. gdy zgłaszający wywołuje Kapitanat Portu w Marinie Gdańsk, wtedy to F-szy SG pełniący służbę przy kanale portowym przy wejściu do portu niesłyszy tej wiadomości (może wynik słabego zasięgu radia). Ale panowie tak szczerze to widać że korona jednak niektórym spada z głowy jeżeli z faktu ponownej odpowiedzi gdzie się płynie bądź skąd robicie taki problem.
Pozdrawiam wszystkich Tych którzy nie robią z tego problemu i rozumieją pracę innych ludzi, którzy wykonują tylko to co im każą robić przełożeni ( a z nimi się niedyskutuje - to tak jakby ktoś nie wiedział jakie są zależności w instytucji o hierarhi służbowej).
Szanowni Panowie!
Proszę o chwilkę uwagi. Rozmawiałem przed chwilą z p. Januszem Zbierajewskim. Wyjaśniłem zamieszanie, jakie powstało po publikacji w Dzienniku Bałtyckim informacji Wolność i nadzór przez red. Jacka Sieńskiego. Informacja zawarta w zdaniu W portachi na przystaniach, gdzie niie ma kapitanatów , wejście i wyjście trzeba zgłaszać Straży Granicznej ... nie jest prawdziwa, gdyż przepisy nie przewidują takiego obowiązku ze strony żeglarzy. Starałem się wyjaśnić te zawiłości już wcześniej. Pan Zbierajewski sprecyzował to dodatkowo w 4 punktach, jak należy rozumieć przepisy Schengen. I tego należy się trzymać. Czasem informacja prasowa, ze względu na szczupłość miejsca jest skrócona i przez to bywa sprawcą zamieszania. Tak się niestety też stało z inf. p. Jacka Sieńskiego. Panowie spokojnie i bez emocji. Zostawmy je na lato, kiedy bedziemy pływali na fali. Pozdrawiam!
Okazuje sie, że zwykłe, banalne przekłamanie "na łączach" potrafi być sprawcą ogromnego zamieszania. Ktoś czegoś nie dopowiedział, ktoś coś źle usłyszał, a jeszcze gorzej sformułował i robi się zamiąch na skalę ogólnokrajową. Wniosek: jeśli nas coś wkurzy - próbujmy najpierw rzecz wyjaśnić.
Dziękuję Komandorowi Goryńskiemu za wyjaśnienie nieporozumienia i potwierdzenie, że moja próba prostego wyjaśnienia, co nas czeka po wejściu do Schengen jest udana.
Pozdrawiam
Janusz Zbierajewski
" Informacja zawarta w zdaniu W portachi na przystaniach, gdzie niie ma kapitanatów , wejście i wyjście trzeba zgłaszać Straży Granicznej ... nie jest prawdziwa, gdyż przepisy nie przewidują takiego obowiązku ze strony żeglarzy."
Bardzo proszę, by jako rzecznik MOSG wystąpił pan do redakcji Dziennika Bałtyckiego z żądaniem natychmiastowego, publicznego sprostowania informacji o której pisze Pan iż nie jest prawdziwa.
Warto też prześledzić dalsze losy tej fałszywej wiadomości - została ona bowiem wielokrotnie skopiowana i powielona, choćby tu: http://gdansk.naszemiasto.pl/wydarzenia/809877.html
Mam nadzieję, że podobnie jak ja uważa Pan iż każda niezgodna z prawdą informacja, przywołuje Pana osobę jako źródło, powinna być sprostowana.
Pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że życzliwych Panu czytelnicy witryny JurkaKulińskiego zostaną o tych sprostowaniach powiadomieni.
Jeżeli przyjmie Pan radę od czytelnika tej witryny - to w przyszłości sugerowałbym Panu autoryzację wywiadów...
Pisze Pan również:
" Starałem się wyjaśnić te zawiłości już wcześniej."
Jeśli wolno - wyjaśniał Pan prostą i określoną jasno w międzynarodowym traktacie sprawę.
Moim zdaniem wystarczyło trzymać się tekstu Art. 3.2.5 traktatu, którego wprowadzenie Pan przybliżał.
Zaiste Panie komandorze - w całym Traktacie nic o meldowaniu się władzom portowym nie ma.
Może zatem byłoby prościej gdyby i Pan nie wracał w wypowiedziach oraz wywiadach do zasad meldowania
wyjść i wejść kapitanatom i bosmanatom portów, zwłaszcza kiedy udziela Pan odpowiedzi na pytanie
dotyczące procedur Schengen. Byłoby mniej okazji do przekłamań oraz nieporozumień, nieprawdaż?
Dziękuję za wyjasnienia i oczekuję na sprostowania w mediach.
Pozdrawiam,
Jaromir Rowiński
Panie Komandorze,
bardzo bym prosił, myślę, że nie tylko w imieniu własnym, aby również w najbliższym numerze biuletynu "Na morskiej granicy" pańskie słowa znalazły odzwierciedlenie. Zależy mi na tym, ponieważ po lekturze biuletynu MOSG nr 3/2007 z 20.12.2007 r. i zawartego w nim artykułu o Schengen, w którym przeczytałem poniższy tekst:
"Wobec określonych jednostek w ruchu zewnętrznym będą stosowane ułatwienia w procedurach kontrolnych, a nawet odstępstwa od odprawy granicznej jeśli, uprzednio przeprowadzona analiza ryzyka nie będzie wskazywała zagrożeń dla nienaruszalności granicy państwa. Jedną z kategorii jednostek, które nie będą podlegały kontroli po uprzednio przeprowadzonej analizie ryzyka są statki uprawiajace żeglugę pomiędzy Państwami Członkowskimi."
obawiam się odmiennego zachowania funkcjonariuszy od procedur przedstawionych w ostatnim pańskim wyjaśnieniu. Ponieważ wierzę, że biuletyn jest szeroko docierającym medium do funkcjonariuszy MOSG nie można przecenić jego roli jako źródła pozyskiwania wiedzy i kształtowania postaw funkcjonariuszy. W końcu autorem powyższego tekstu był wysoki rangą oficer.
serdecznie pozdrawiam
Krzysztof Klocek
siedzę cicho w Świnoujściu ale odezwać się muszę.
Wiem, że Gdynia stolicą żeglarstwa polskiego jest :-) ale Twoja opinia, że jedynie w Gdańsku jest ruch statków posuwa mnie do posądzenia Twojej osoby o dawne w Świnoujściu niebycie.
W ciągu doby przepływają: 1 Świnoujście - Ystad (prom Wawel), 1 Świnoujście - Kopenhaga (prom Pomerania), 1 Świnoujście - Ystad (prom Polonia), 1 Świnoujście - Ystad (prom Śniadecki), 1 Świnoujście - Ystad (prom Kopernik)
1 Świnoujście - Trelleborg (prom Gryf), 1 Świnoujście - Trelleborg (prom Galileusz).
Razem 7 dużych promów, 6 statków pasażerskich Adler Schiffe, co 20 minut promy miejskie w centrum miasta pomiędzy terminalem promowym do Skandynawii a obrotnicą u ujścia kanału na której manewróje rój holowników obsugujących odwracane tam jednostki kilku nabrzeży porowych.
Wszystko to odbywa się na wąskiej przestrzeni kanału.
Nie ma problemu jeżeli chodzi o małe jednostki mogące płynąć w tzw. strefie przybrzeżnej gdzie nie obowiązuje ruch dwustronny a odpowiednie przepisy prawa drogi.
Jednak nie jest tak słodko abyś mógł pisać jedynie o Gdańsku. Praktycznie każda większa jednostka stworzyć niebezpieczną dla dla ruchu statków sytuację. Jednak "traffika" się nie czepia i dobrze.
Jeżeli przeanalizujesz wypadki jachtów w Świnoujściu zauważysz to co my możemy obserwować z klubowej ławeczki.
Jachty mijające linię lasu wchodzą w zakres operujących tu wiatrów i odwrotnie. Nagłe zasłonięcie lub odsłonięcie wiatru przez dużą jednostkę powoduje "lądowanie" na jednym z falochronów.
Jedynie w tym roku zaistniały dwie takie sytuacje szczęśliwie nie zakończone w Sądzie.
Także manewry holowników przy obrotnicy są trudne do zrozumienia dla obserwatora z zewnątrz nie słuchającego rozmów na kanałach przez nie używanych.
Jednak w przypadku jakiejkolwiek niepewności musimy zameldować się do "trafiki". Wchodząc do portu nie widzimy dalej niż do pierwszego zakrętu, czyli po zauważeniu promu czy statku wysuwającego sie z za niego jest już bardzo mało czasu na reakcję jachtu. Na reakcję statku nie ma praktycznie czasu. Może on jedynie zwolnić jeżeli warunki muna to pozwolą (nie jest poddawany silnemu prądowi, czy wiatrowi. Nie widzi on często jachtu bliższego niż 100 metrów od dziobu.
Myślę, że warto w przypadku jakiejkolwiek wątpliwości zgłosić sie przez radio. To nic nie kosztuje a daje dodatkowe punkty do bezpiecznego przepłynięcia tego rejonu.
Pozdrawiam z wysp mokrych,
Marek
Nigdzie nie napisałem, że jedynie w Gdańsku jest ruch statków....
Może dlatego tak nie napisalem, że staram się z zasady nie pisać bzdur...
Byłem w ciągu ostatnich kilku lat dwukrotnie jachtem w Świnoujściu, i ruch statków
tamże wydał mi się zdecydowanie bardziej niż w Gdańsku intensywny.
Ale zauważ - nie pisałem co sadzę o ruchu statkow w poszczególnych portach.
Moja opinia dotyczy wyłącznie sprawy umieszczania w przepisach portowych obowiązku
zgłaszania się niewielkich jednostek uczestniczących w ruchu w poszczególnych portach.
Uważam, że Gdańsk to jedyny port polski, w którym wymaganie zgłaszania ruchu niewielkich
jednostek można ewentualnie usprawiedliwić. Nie dlatego że jest tam większy czy mniejszy ruch,
ale ze względu na wszystkie aspekty portu - np. ukształtowanie kanału portowego, który jest
kilukrotnie węższy i znacznie bardziej kręty niż w Świnoujściu. W którym to Świnoujściu
szczęśliwie zgłaszać się już od dłuższego czasu nie trzeba... I gdzie jak piszesz "trafika się nie czepia",
co osobiście uważam za sytuację wzorcową...
Toż o czepianiu się cała nasza dyskusja - żeby się wreszcie przestali czepiać po Jastarniach,
Dziwnowach. Łebach i Helach braku "odprawy" przez VHF czy telefon...:-)
Zgadzam się z Tobą całkowicie, że w przypadku niejasnych sytuacji, awarii czy wątpliwości
co do ruchów innych jednostek warto zwracać sie do oficerów zawiadujących "traffic".
Powiem więcej. Uważam, że traffic po to właśnie jest...
Z pewnością tam właśnie szukać będę porady i pomocy w razie kuku.
Czyli raz na kilkaset albo kilka tysięcy wejść/wyjść jachtu.
W pozostałych przypadkach chciałbym po prostu płynąć, bez oczekiwania na "pozwolenie"...
Czyli żeby dla niewielkich jednostek było jak w Świnoujściu - tego chciałbym ;-))))
Ahoj
Jaromir
Nie wiem sam czy jednak nie warto aby jednostki w Świnoujściu także informowały co "kombinują".
Po tym jak widziałem kajakarza wychodzącego środkiem toru wodnego w Świnoujściu ... :-D
Jeżeli jadę poza torem (pasem pomiędzy tzw. Basenem Północnym (mariną) a początkiem falochronu zachodniego) nie ma sprawy, tam żaden statek celowo nie wpłynie.
Jednak w przypadku pływania "nietypowego" tzn przekraczania toru wodnego, manewrów, wchodzenia pod żaglami ...
Myślę, że sytuacje nietypowe powinny zostać ściśle określone a nie pozostawione interpretacji nas "przyjemniaczków" - "trafika" widzi i wie więcej niż jesteśmy zobaczyć czy usłyszeć chociażby dlatego że pewne manewry w porcie planowane są z wyprzedzeniem i wie o nich wieża a na bieżąco nie wyjaśnia się ich w eterze co do całości manewrów.
Czy widziałeś na lotnisku aby prywatna, przyjemnościowa awionetka startowała czy lądowała bez informowania wieży kontroli lotów?
Należy rozdzielić kwestię bezpieczeństwa ruchu a kontroli przez UM jednostki co oczywiście nie jest dobrym pomysłem.
Jeżeli przemykam po płyciznach i nie wjeżdżam na autostradę - jadę jak chcę. Jeżeli przecinam tor - może jednak powinno się dać znak.
Marek z wysp.
No i...? Przeszkadzał komuś? W szkierach widziałem dzieciaki które drobnoustrojami pływały na torze wodnym i jakoś nikt za przeproszeniem sraczki z tego powodu nie dostawał...
"Czy widziałeś na lotnisku aby prywatna, przyjemnościowa awionetka startowała czy lądowała bez informowania wieży kontroli lotów?"
Tia... jak widzę porównania motoryzacyjne wyszły z mody na rzecz lotniczych:-))) Jak dojdziemy do porównywania jachtów do rakiet to się pochlastam...
tak przeszkadzał :-). Chyba, że to że tuż za nim prom Polonia czynił cuda aby na niego nie wpłynąć to tzw nopro czyli no problem. NIestety zawsze wariat się trafi ( a komentarz na radiu był: pewnie z Warszawy... :-D )
Oczywiście gdyby kajakarz wiosełkował w pobliżu falochronu, poza torem - ok. Może wziąłeś moją informację za metaforę, ale był to opis zdarzenia. Czy uważasz że to było ok?? Co ma zrobić jednostka o długości kilkudziesięciu metrów w takiej sytuacji? Zatrzymać się?
Jestem w pełni za pełną (dubel celowy) swobodą pływania. Jednak wolność i swoboda nie może być równoznaczna anarchii.
Nie chcesz porównań samochodowych czy lotniczych? Jasne, większość z nas pływa i może takie są niepotrzebne,
Podam w zamian przykład z własnej praktyki. Po francuskich kanałach możesz pływać w większości bez uprawnień, po tych na których odbywa się regularny ruch handlowy - nie, wówczas musisz mieć pewne umiejętności.
Rozróżnijmy pływanie przyjemnościowe z dala od portu. Nie przeszkadzajmy ludziom pracującym zawodowo i dbającym o bezpieczeństwo portu jako całości.
Wierzę w ludzi i chciałbym aby 100% z wypływających ze Świnoujścia czy innych portów polskiego Wybrzeża miała umiejętności 100% oceny sytuacji w ruchu portowym. Niestety praktyka pokazuje inaczej.
Zgłaszając się do kontroli ruchu w porcie - nie oznacza to proszenie o zgodę na wypłynięcie - możemy w istotny sposób zwiększyć swą wiedzę o aktualnych zagrożeniach i ruchu innych jednostek.
Inaczej może w ogóle nie używajmy radaru, echosond i innych gadżetów - bo jesteśmy żeglarze - Potraktujmy kontrolę ruchu w porcie jako taką do czego jest stworzona - do zabezpieczenia bezpieczeństwa ruchu statków w porcie i na całym obszarze który obejmuje. Ta instytucja jest także dla nas i my także możemy jej "używać".
Możemy zapytać o prognozę, o prądy i o parę innych rzeczy z zakresu jej kompetencji. To taka sama pomoc jak inne urządzenia jachtowe - z tym, że często po drugiej stronie jest żywy życzliwy człowiek, nie ma tam skostniałych latających minionych ustrojów wrogich żeglarzom a często nasi koledzy marynarze i żeglarze.
Pozdrawiam z wysp burzowych i jakby nawet trafika nie mówiła że nie można i tak się dziś na morze nie ruszę.
Marek
Aaaa to pisz tak od razu...
"Czy uważasz że to było ok??"
No cóż, każdy odpowiada za swoje czyny... Nie ma zmiłuj się.
"Możemy zapytać o prognozę, o prądy i o parę innych rzeczy z zakresu jej kompetencji. To taka sama pomoc jak inne urządzenia jachtowe - z tym, że często po drugiej stronie jest żywy życzliwy człowiek, nie ma tam skostniałych latających minionych ustrojów wrogich żeglarzom a często nasi koledzy marynarze i żeglarze."
Za parę miesięcy minie trzydzieści lat jak pracuje w porcie i służbowo utrzymuje kontakty z Kapitanatem i Stacją Pilotów więc te sprawy nie są mi obce.
Marek
W fabryce:-) padł mi wiatromierz ale dostałem fax z ostrzeżeniem przed HURAGANEM... Silniejsze wiatry już bywały:-)
Faktycznie, wieja przyzwoicie. Wiatr posprzątał a deszcz wymył wszystkie chodniki i ulice - jest czyściutko i tylko czsem gałęzie czy dachówki latają w powietrzu ... ryb latających jeszcze nie widziałem, więc wszystko OK.
Natomiast co do przykładu z kajakiem - jaki ma on związek z tematem zgłaszania się "trafice"? Nie sądzę, aby miał przy sobie radio, lub w ogóle zdawał sobie sprawę z tego co robi. Po prostu "warsiawiak" płynął sobie i jedynym zrozumiałym dla niego sygnałem byłby buczek (klakson). Czy przy tej okazji, po odwróceniu głowy, nie dostał by zawału - nie gwarantuję...
Na takie okazje są też motorówki służb porządkowych; nigdy nie można wykluczyć, że podobne sytuacje będą się powtarzać. I jak sądzę, właśnie po to są ci panowie na wieży: aby obserwować oraz zapobiegać czy podejmować decyzję o interwencji w wypadku zagrożenia. Natomiast dla jachtu posiadającego radio ważniejsze jest chyba prowadzenie nasłuchu - po co przeszkadzać, jeśli ONI coś będą od nas chcieli, to nas wywołają.
Pozdrowienia z Ustki
Edward Zając
To nie ja byłem kajakarzem z dykteryjki. Ale często (zapewne częściej niż autor dykteryjki widywał w Świnkowie) pływam kajakiem po Gdańsku i mam raczej odwrotne od niego obserwacje. Zwykle nie widuję statków w ruchu. Rzadko kiedy ktokolwiek dostrzega moją obecność. Czasem przypieprzy się jakaś łajza, bo wielu jest upierdliwych ludzi, lubiących się przypieprzyć, jak tylko mają pretekst. Nie ma to wiele związku z systematyzowaniem czegokolwiek. Przypieprzają się, mimo, że zawsze pływam przy samym nawietrznym brzegu, prawie ocierając wiosłem, bo tam po prostu mniej wieje i mniej faluje. Poza tym doświadczyłem, że w razie przypieprzania się, mogę przed przypieprzaczami czmychnąć pod mostek, lub między dalby. Nie raz tak uniknąłem kłopotów. Raz usiłowano mi dać mandat za niemanie świateł (sic!) mimo że miałem latarkę (zgodnie z colregs rule 25d2). Żeby było śmieszniej Cjanci pouczali mnie ochryple, że zaburzam ruch morskich statków na... Motławie i Kanale na Stępce, i że jak nie wypłynę spod mostka to sąd. Nie wypłynąłem, przez trzy godziny. Stare dzieje.
Owszem, miewam ze sobą UKFkę, zwykle ustawioną na dual watch 16/14, ale jeszcze nigdy nikt do mnie nie usiłował nadawać, nawet gdy rozglądając się czujnie przepływałem w poprzek Kanału. Na kajaku, gdy jest cicho, słychać rozmowy na lądzie na 100metrów. Spokojne wiosłowanie ich nie zagłusza. Gdy wieje, oczywiście nie słychać nic. Wierzę, że czasem zdarzy się komuś pechowemu i początkującemu, że akurat wtedy, gdy przechodzi w poprzek kanał portowy, napatoczy się ten jeden statek dziennie. Ale trzeba być prawym komuchem, takim z krwi i kości (stakan krwi kułaka do każdego posiłku), żeby na podstawie takiego jednego zdarzenia wnioskować o nakazie używania ukf na kajakach do zgłaszania ich ruchu. Nie wierzę, że opowiadacz jest tak krwiożerczy, przypuszczam, że jest po prostu nieświadomy piramidalności bzdury którą napisał. Bo jakby to napisał świadomie, gardziłby funtami, wolałby dongi. (Tak, wiem co nazwa koreańskiej waluty znaczy in plain English;-)
Tomasz
Jak to było, panie Tomku;
"doświadczenie, synu, mówi nam, że zawsze się udaje"
Pozdrowienia - Jarek
Co do przepisów w Świnoujściu to są jasne. Kto nie przeszkadza innym statkom, w szczególności idąc poza torem - nie woła.
Kto ma ponizej 20m - nie ma przeszkadzać innym statkom. Również przekkraczając tor czy wpływając na żaglach.
Tak określono zasady kilka już lat temu. Funkcjonuje to bez większych problemów.
Więcej - po zaniechaniu żadania podchodzenia przez wszystkie jednostki idące za granicę do idiotycznie usytuowanego
świnoujskiego nabrzeża odpraw granicznych - sytuacja będzie od tego roku nawet jeszcze spokojniejsza, nieprawdaż?
Nie ma według żadnej przesłanki by "sytuacje nietypowe powinny zostać ściśle określone".
Co do Twojego porównania z jachtu w porcie z awionetką na lotnisku - nie znam się za bardzo na
ruchu lotniczym, ale wydaje się to porównanie po prostu niemądre.
Może wydaje mi się że to głupie, bo znam się conieco na statkach, na portach i na jachtach również...
Jakbyś miał jeszcze jakieś watpliwości typu "wymagać zgłaszania czy nie" to zapaszam do spojrzenia poza nasze podwórko.
Popatrz kiedy w sierpniowe popołudnie na taki Solent... Albo na podejście do Portsmouth....
Albo popatrz jak jest w Genui, w Neapolu, w Pireusie, w Splicie - zapraszam.
I w Kopenhadze, w Sztokholmie, w Oslo.
Do Ipswich zapraszam , do Lowestoft, Gt Yarmouth, Hull, Leith, do Dundee, do Peterheadu.
Do Le Havre, Lisbony, Malagi, Barcelony i Walencji.
Mogę tak jeszcze długo.
Wszędzie tam jachtów nieporównanie węcej niż w jakimkolwiek polskim porcie.
wszędzie tam ruch równie ogromny jak w Świnoujściu, albo (wierz lub nie) paręnaście razy wiekszy.
A zgłaszać sie do "trafiki" nie trzeba nigdzie.
To może u nas na Helu czy w Dziwnowie też można napisać o braku obowiazku zgłaszania, co nie?
Ahoj
Jaromir
Postaram sie poprawić w przyszłości.
BTW - wymienione w poprzednim poście porty oraz podejścia do nich pełne jachtów - widziałem osobiście...
Awionetką latałem tylko raz, za to lądowaliśmy i startowaliśmy co parę minut.
Nie zgłaszalismy osobno każdego startu i lądowania...
("Wilga, lotnisko wojskowe w Pruszczu Gdańskim)
jaromir
"tak wiele zegarów, tak mało czasu"
Staram się z całych sił przekonać pare osób, że usystematyzowanie pewnych zachowań z reguły wychodzi na dobre, oraz że władza (jeżeli za taką uważac kontrolę ruchu w porcie) może być przyjazna i spełniająca swe zadania - czyli pomagająca nam pnieważ dla nas jest stworzona i z naszych kieszeni utrzymywana.
Z wysp burzowych,
Marek (z dużej litery :-) ) - żarcik
oraz że władza (jeżeli za taką uważac kontrolę ruchu w porcie) może być przyjazna i spełniająca swe zadania - czyli
pomagająca nam pnieważ dla nas jest stworzona i z naszych kieszeni utrzymywana.
Wydaje mi się, że po prostu mamy inne zapatrywanie na konieczność "systematyzowania pewnych zachowań" i inne
doświadczenia co sposobu w jai owe usystematyzowanie rozumieją przyzwyczajeni do samowolnej interpretacji przepisów
urzędnicy.
Podałem Ci liczne przykłady o wielokrotnie większym natężeniu ruchu statków i wiele setek razy większym natężeniu ruchu jachtów.
Tam płynąc na drobnoustroju "meldować się" nie trzeba.
U nas - wierz mi - nie trzeba zupełnie tak samo jak tam.
Piszesz z miejsca, w którym praktyka niezglaszania się od lat sama się udowadnia.
Jeśli na prawdę uważasz, że ponowne wprowadzenie w Świnoujściu obowiązku meldowania ruchu małych jednostek
powstrzyma kajak przed defilowaniem w poprzek drogi promu - to wyjdź i poodychaj - ładnie wieje - dużo powietrza świeżego
- może Ci wiara we wpływ czczych formalności na rozsądek przejdzie ;-)
Ahoj
Jaromir
"Wyjaśniłem, co to są "lokalne przepisy portowe"? - nie rozumialem, jak lokalne przepisy moga zmieniac krajowe procedury przekroczenia granicy....Tak, wyjasniles moje watpliwosci, tyle, ze w Twojej odpowiedzi na watpliwosci J. Makiely. Dziekuje : )
Tomek
Wiec mimo, iz jestem zdeklarowanym przeciwnikiem włażenia przez radio .................... adm morskiej myślę, że podczas dojścia do toru podejściowego do portu, gdzie czort wie co nas spotka nie zaszkodzi zapytac sie czy nic nie wychodzi. (vide - Westerplatte - promy i czort wie co wyłazi)
I to jest JEDYNA okoliczność "zgłaszania" sie akceptowana przeze mnie .
Raz czy dwa adm Helu czy Jastarni POPROSIŁA o wstrzymanie sie z manewrami wyjścia bo jakiś "tramwaj" wchodził z wody - OK - poczekałem.
Ale zgłaszac się pro forma i nie daj Bóg "prosić o pozwolenie wejścia ???"
Przenigdy.
Pzdr
Kocur
JurmaczKu, z całym szacunkiem, ale się mylisz. Ja pisałem o przekraczaniu granicy jachtem, po naszym wejściu do Schengen. Nie miałem zamiaru pisać o wpływie Chopina na Griega, konstrukcji katamaranów, zakładaniu partii przez pewnego dyrektora od radia i o wielu innych rzeczach. Ergo - pisałem NA TEMAT.
Dalej piszesz:
Otóż ja np. mam zastrzeżenie do tego akapitu:
"W portach i na przystaniach, gdzie nie ma kapitanatów, wejście i wyjście trzeba zgłaszać Straży Granicznej, aby dostępna była informacja o jachtach
znajdujących się na morzu."
Zacząłeś ten temat na łamach grupy p.r.zeglarstwo. Rozwinęła się tam dyskusja licząca już ponad 70 postów. Szkoda tylko, że nikt nie zwrócił uwagi, co to za tekst. Otóż zacytowałeś Jacka Sieńskiego, który na łamach portalu "naszemiasto.pl" zacytował komandora Goryńskiego, rzecznika Morskiego Oddziału SG.
Komandor Goryński, zapytany przez Sieńskiego, opowiedział jak jest, ale nie pytany - nie odpowiedział skąd to to się wzięło. Otóż jest to pomysł administracji morskiej, a Straż Graniczna dostała "zadanie bojowe", aby to realizować. Jutro spróbuję dojść precyzyjnie, jakie są podstawy prawne wydania tego potworka pseudolegislacyjnego.
Czytasz p.r.z., więc zapewne pamiętasz opisywaną przeze mnie sprawę sprzed bodaj 2 lat, kiedy zapoznany geniusz z SG w Gdyni pomylił ustawy i nie chciał mnie wypuścić na "Zawiszy" na dowód osobisty, "bo członek załogi może opuścić Polskę tylko na podstawie paszportu albo książeczki żeglarskiej". Wpisałem więc siebie jako pasażera i wyszedłem z portu.
Jeśli Straż Graniczna (na dowolnym szczeblu) palnie znów jakieś głupstwo - jestem pierwszy, który jej przyłoży, ale jestem przeciwny obciążaniu jej za winy niepopełnione.
Pozdrawiam
Janusz Zbierajewski
Kapitan pisze:
Wariant 1.
Wychodzę jachtem do krajów "schengenowskich" - NIE ZGŁASZAM SIĘ do odprawy granicznej. Niezależnie od tego, kogo mam na pokładzie!
.......
W tej sytuacji jacht zawijający z kraju schengenowskiego też nie podlega kontroli w porcie wejścia. A jak ma na pokladzie np obywatela z kraju nie schengenowskiego, może być w razie kontroli narażony na zarzut przemycania przez granicę. Uniknie tego jak uprzejmie wylegitymuje załoganta czy ma ważną wizę, czyż nie?! To nie diabeł ale szczegół. W Zgorzelcu taksowkarze mają problemy ale sa w gorszej sytuacji, ponieważ nie maja prawa legitymować pasażera.
Zakładajcie kamizelki i.... sprawdzajcie paszporty
W tej sytuacji jacht zawijający z kraju schengenowskiego też nie podlega kontroli w porcie wejścia. A jak ma na pokladzie np obywatela z kraju nie schengenowskiego, może być w razie kontroli narażony na zarzut przemycania przez granicę.
Pozaszengenwiec zanim wszedł na statek jakoś znalazł się na terytorium Szengen (będę używał takiej pisowni) i przeszedł już procedurę "weryfikacji". Nie ma nadzwyczajnego powodu aby poddawać się dodatkowej kontroli co nie oznacza, że z inicjatywy organu kontrola taka nie może być przeprowdzona.
Jacek
Nie każdy obywatel kraju nie będacego w układzie z Schengen znajdujący się na terenie Polski ma prawo poruszać się swobodnie po całym tym terytorium. Tym samym nie wolno im opuszczać zachodniej, południowej, północnej ( z Litwą) i w tym wypadku także morskiej granicy RP i udać się do innego kraju należącego do układu z Schengen.
Pozdrawiam Marian Janaś
Marian pisze: Nie każdy obywatel kraju nie będacego w układzie z Schengen znajdujący się na terenie Polski ma prawo poruszać się swobodnie po całym tym terytorium.
Żeby uściślić - Marian pisze o osobach, które posiadają wizę inną niż europejską czyli (w naszym przypadku) wizę polską.
Z tego co się orientuję wizy polskie wydawane są nad wyraz sporadycznie i raczej nie dotyczą osób, które byłyby zainteresowane żeglugą :-)
O ile mi wiadomo, nie ma już wizy polskiej, w znaczeniu ograniczenia możliwości poruszania się tylko w Polsce. A wiem stąd, bo mojemu kontrahentowi, który w lutym ma przybyc do Polski, poradzono w polskiej placówce dyplomatycznej w Taipei, aby poczekał do stycznia na wizę europejską. Bo na początku grudnia mogli mu wydać tylko polską.
Wiza polska byłaby w tej chwili nieegzekwowalna, skoro nie ma kontroli granicznych. Zatem, wracjąc do żeglarstwa, człowiek z paszportem np. Tajwanu przylatuje do Szwecji, tam podlega odprawie granicznej. Następnie zapraszam go na jacht i płynę do Polski. Wchodząc do dowolnego portu w Polsce nie zgłaszam nic SG na temat jachtu i załogi, mimo iż mam na pokładzie człowieka spoza Schengenlandii.
Mariusz Główka napisał: O ile mi wiadomo, nie ma już wizy polskiej, w znaczeniu ograniczenia możliwości poruszania się tylko w Polsce.
O ile mi wiadomo, to Tobie źle wiadomo :-)
Na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych ( http://www.msz.gov.pl/Schengen,Info,12588.html ) jest napisane:
Państwa Schengen wydają następujące rodzaje wiz jednolitych, które uprawniają posiadacza do wjazdu oraz pobytu na terytorium Schengen:
Oprócz wiz jednolitych, kraje Schengen wydają długoterminowe wizy narodowe (D) oraz zezwolenia na pobyt, które są ważne tylko na terytorium kraju wydającego.
ps. Takie wizy narodowe (czyli wizy polskie) mogą otrzymać na przykład robotnicy zatrudnieni na pewnych określonych zasadach, emigranci starający się o azyl, etc.
--
m.
Pozdrawiam
Janusz Zbierajewski
Januszu,
czytałem akapit powyżej ale miałem na myśli dokladnie to co pisze a ja cytuję niżej - Krzysztof Klocek.(podkreślenie moje). To prawie sytuacja hipotetyczna ale.....i to by było za tyle.
"....Tak więc uświadomić należy wszystkim: NIE PODLEGAJĄ ODPRAWIE GRANICZNEJ JACHTY jeśli nie były w kraju "nieszengeńskim" lub nie ma uzasadnionego ryzyka przemytu ludzi. "
serdecznie pozdrawiam
Zbyszek
... przyjąć do wiadomości, że jest kilka ograniczeń a poza tym można uważać, że jest się wolnym:) (to chyba Edek Zając w niedoskonały sposób przeze mneie zapamiętany). Doskonale pasuje to do opisanej sytuacji o lewej ręce, koronie i UKF. Nie przeczę, że korona z głowy nie spada i sam osobiście byłem ujęty sposobem działania i zachowania SG Krynica Morska (mają prawdziwą granicę do upilnowania!) ale w obecnej sytuacji chodzi o ustalenie pewnych rozwiązań na dosyć długi jak mam nadzieję czas. Rozpychanie się w przepisach może wynikać nie tylko z chęci posiadania tzw. władzy, znalezienia sobie miejsca w nowej rzeczywistości przez SG ale może również wynikać po prostu z braku doświadczenia w interpretowaniu i stosowaniu prawa. Dlatego też obecnie toczona dyskusja w formie prawem przewidzianej ma za zadanie pokazać argumenty również innych stron korzystających z granicy. Oczywiście tajemnicą poliszynela są "wzorowe" stosunki pomiędzy SG a administracją morską. Ale nie może byc takiej sytuacji, w której z przyczyn różnych adminy morskie głosno i formalnie nie wyrażają swojej opinii na temat pomysłów i żądań SG więc oznacza to, że wszystko jet cacy. Bo nie jest. Dlatego też SAJ wyraził formalnie swoje zdanie opierając się na argumentacji prawnej. Co więcej dzięki tej dyskusji i ostatnim sygnałom z SG widać pewien postęp w interpretacji przepisów Schengen przez resort. W ostatniej korespondencji (sprawa na gorąco i w toku) jaką SAJ otrzymał od Dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Publicznego MSWiA (nadzór nad SG) pojawił się bardzo niepokojący pomysł kontroli wszystkiego przejawiajacy się w nieuprawninej interpretacji przepisów. Poniżej przytoczę kawałek pisma SAJ, które chce się przebić do świadomości urzędników z komunkatem, że Polska nie jest inna od Szwecji, Litwy czy Niemiec:
Nie możemy podzielić niepokojącego stanowiska zawartego w piśmie MSWiA, które jednoznacznie wskazuje na konieczność dokonywania odpraw jednostek rekreacyjnych: „ W świetle powyższego przepisu należy jednak dokonać takiej odprawy lub przeszukania pływającej jednostki rekreacyjnej odbywającej rejs pomiędzy państwami stosującymi w pełni dorobek prawny Schengen na podstawie stosownej analizy ryzyka lub gdy linia brzegowa państwa trzeciego znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie Państwa Członkowskiego (np. rejon wód terytorialnych z Federacją Rosyjską)” W naszej ocenie interpretacja językowa oraz gramatyczna przepisu 3.2.5 Załącznika VI kodeksu Schengen nie pozwala na wyprowadzenie przedstawionego przez resort stanowiska. Twórcy przedmiotowego przepisu, zakładając zasadę racjonalnego ustawodawcy, nie wykorzystali mocnego zwrotu „należy” oraz nieprzypadkowo użyli słowa „jeżeli” wskazując jednoznacznie, że takiej odprawy się dokonuje wyjątkowo w przypadkach gdy ocena ryzyka nielegalnej imigracji wskazuje w sposób uzasadniony celowość podjęcia przeszukania jednostki lub dokonania odprawy. Co więcej należy zważyć, choć wiele środowisk o tym zapomina, że obecnie samo nielegalne przekroczenie granicy nie jest już przestępstwem a stanowi tylko wykroczenie (art. 49A kodeksu wykroczeń), tak więc musi zaistnieć uprawdopodobnione ryzyko, a nie jedynie przeczucie, zaistnienia przestępstwa enumeratywnie wymienionego w przywołanym przepisie kodeksu Schengen, artykule stanowiącym lex specialis, aby uruchomić tak daleko ingerujące w wolność osobistą środki jak przeszukanie lub odprawa graniczna. O niewłaściwej interpretacji Pana Dyrektora świadczy również zastosowanie w cytowanym zdaniu z jego pisma słowa „lub”. Przepis jednoznacznie wskazuje, że położenie linii brzegowej państwa trzeciego w bezpośredniej bliskości nie stanowi samodzielnej przesłanki zmuszającej do dokonania odprawy osób lub przeszukania jednostki rekreacyjnej. Gdy po rozważeniu powyższych uwag zapoznamy się z treścią przepisu szczególnego dot. żeglugi rekreacyjnej w kodeksie Schengen tj. pkt 3.2.5 „ Na zasadzie odstępstwa od art. 4 i 7, osoby przebywające na pokładzie pływających jednostek rekreacyjnych przypływających z lub kierujących się do portu znajdującego się w Państwie Członkowskim nie podlegają odprawie granicznej i mogą wchodzić do portu, który nie jest przejściem granicznym.” nie może obronić się stanowisko resortu nadzorującego Straż Graniczną uznające konieczność dokonywania odpraw jednostek w żegludze rekreacyjnej.
Tak więc uświadomić należy wszystkim: NIE PODLEGAJĄ ODPRAWIE GRANICZNEJ JACHTY jeśli nie były w kraju "nieszengeńskim" lub nie ma uzasadnionego ryzyka przemytu ludzi.
pozdrawiam
krzysztof klocek
ps. oczywiście jeśli ktoś chce pogadac przez radio i np. dla własnego bezpieczeństwa się odmeldować to nikt tego nie zabrania. Jeśli oczywiście ma pozwolenie radiowe:)
Krzysiu, nie wystarczy. Wolny człowiek w wolnym kraju (serio, bez cienia ironii) żyje wśród nie kilku, lecz kilku milionów ograniczeń. Nie wierzysz? To wjedź pod prąd w jednokierunkową ulicę, przejedź się setką w terenie zabudowanym, zbuduj kurnik bez zezwolenia, nie poślij dziecka do szkoły, napisz parę tzw. ciepłych słów o prezydencie... wymieniać dalej?
Wolność (lub jej brak) nie polega na liczbie ograniczeń, tylko na tym, czego te ograniczenia dotyczą.
"ps. oczywiście jeśli ktoś chce pogadać przez radio i np. dla własnego bezpieczeństwa się odmeldować to nikt tego nie zabrania. Jeśli oczywiście ma pozwolenie radiowe:)"
Oj, chyba jeszcze coś jest do tego potrzebne, a to powoduje, że powinniśmy się (wg Twojej teorii) jeszcze bardziej zniewoleni;-)))
Pozdrawiam
Janusz Zbierajewski
Pozwole sobie w tym miejscu wtracic moje "3 grosze" na temat wolnosci i kontroli granicznych. Mieszkam w Austrii i jestem Austriakiem, wiec (chyba moge tak powiedziec) wolnym czlowekiem w wolnym kraju. Wczoraj jechalem samochodem z miejscowosci "A" ktora jest oddalona od najblizszej granicy o okolo 20 km, do miejscowosci "B" ktora lezy dobre 50 km od najblizszej granicy. Po okolo 10 km zatrzymali mnie panowie w mundurkach wskazujac abym zjechal na pobliski parking. Gdy podeszli do mnie przedstawili sie: Kontrola Celna i poprosili o prawo jazdy i dokumenty auta proszac rowniez o to abym wysiadl i na masce samochodu polozyl wszystkie rzeczy jakie mam w kieszeniach. Na moja wypowiedz, ze nie przekraczalem granicy, pan ktory najwiecaj "dziwgal" na swoich pagonach powiedzial z rozbrajajacym usmiechem ze mi nie wierzy. Przeszukano mi dokladnie nie tylko kieszenie (maja do tego prawo) ale i samochod zagladajac pod siedzenia, pod maske i oczywiscie do bagaznika ( maja do tego prawo). Na koniec podziekowali i zyczyli przyjemnej dalszej jazdy. W tym czasie przejechalo kolo nas kilkanascie (kilkadziesiat?) samochodow na "obcych" rejestracjach. Gdy ich zapytalem dlaczego nie sprawdzaja wlasnie tych, otrzymalem odpowiedz, ze niestety ale teraz (gdy nie ma kontroli granicznych) musza robic takie wlasnie wyrywkowe kontrole "na kogo popadnie". Oto i dalsza czesc uroku strefy Shengen :-)))
Samych pomyslnych wiatrow wam zycze
Roman Gonczarko
Na temat sensu utrzymywania służb w pogotowiu w świetle uzyskanych z tego powodu korzyści się nie wypowiadam (pusto chyba miałeś w kieszeniach:). Jeśli takie ryzyko jest wysokie wydaje mi się, że policja też mogła dokonać przeszukania. O tym, że np. SG podpisuje umowy o współpracy z Inspekcją Ruchu, administracją morską też nic nie powiem, choć wydaje mi się, że jeśli jest taka potrzeba to służby odpowiednie winny zwiększyć zatrudnienie a nie dublować działania. Co natomiast o pracy służb granicznych w tzw. interiorze może sądzić przeciętny uczciwy obywatel? Proszę wyróbcie sobie zdanie po przeczytaniu cytatu z wiadomości o śmierci kierowcy tira w ocekiwaniu na granicy:
Na drugim na Lubelszczyźnie przejściu granicznym dla tirów na Ukrainę - w Hrebennem - w kolejce stało ok. 200 TIR-ów. Na ich odprawienie potrzeba ok. 32 godzin. W nocy ciężarówki na tym przejściu nie były odprawiane, gdyż pracowało tylko czterech celników, z których żaden nie miał uprawnień do odprawiania TIR- ów.
Od wielu dni Izba Celna w Białej Podlaskiej ma kłopoty z zapewnieniem pełnej obsady celników na przejściach granicznych. Jest za mało etatów, a ponadto wielu celników przebywa na zwolnieniach lekarskich; liczni też biorą urlopy na żądanie."
Za mało etatów, za mało zarabiają? Wysoce prawdopodobne. Czy te pieniądze i etaty nie funkcjonują własnym życiem w innym miejscu? Generalnie w biznesie doświadczyłem tego, że przy braku pracy w jednym z zakładów następuje przesunięcie pracowników w miejsca gdzie są potrzebni. I choć to decyzje niepopularne to czasami niezbędne do podjęcia. Najczęściej to robi zarząd, bo majster tego nie zrobi.
pozdrawiam
krzysztof
(Gdy podeszli do mnie przedstawili sie: Kontrola Celna i poprosili o prawo jazdy i dokumenty auta proszac rowniez o to abym wysiadl i na masce samochodu polozyl wszystkie rzeczy jakie mam w kieszeniach. Na moja wypowiedz, ze nie przekraczalem granicy, pan ktory najwiecaj "dziwgal" na swoich pagonach powiedzial z rozbrajajacym usmiechem ze mi nie wierzy. Przeszukano mi dokladnie nie tylko kieszenie )
Tak się składa, że pojęcie zachodniej wolności przerobiłem w momencie gdy tuż przed zjednoczeniem Niemiec odwiedziłem Berlin (wolne miasto). Łykałem oddechem pełnym zachód eksplorując Berlin. I tak konsumując banana pod katedrą w centrum Berlina na ławeczce wśród wielu podobnych dostałem lekcję wolności. Wyglądało to tak: zajechały wozy policji otoczyły skwer i zagoniły ludzi pod ściany rewidując z pomocą pałek wszystkich jak leci. Przeżyłem szok bo scena przypominała mi bardziej kontrole ZOMO w stanie wojennym niż demokratyczne poszanowanie praw człowieka w wolnym świecie. Z perspektywy czasu stwierdzam, że w naszym komunopodobnym kraju było więcej wolności, zastraszony naród samosię regulował. A nasze pojęcie wolności, nie podlegało w wyobrażeniu racjonalizacji, było wyidealizowane. Sądzę, że w imię ochrony wolności -kolejnej idei ( idei- fixe) tworzymy sobie kolejne idee, kategorialnie niższej wartości w założeniu(a gdzie ta brzytwa Ockhama). Rozbudowa tych niższych z czasem ogranicza tą wyższą w takim stopniu, że mamy do czynienia z prawem dla samego prawa bo już w tym zgiełku wykluczających się wartości zaciera się jakikolwiek sens i tak wygląda kontekst Schengen. Taka jest wada po Rzymskiego spadku Prawa Rzymskiego - legislacji. Grecy wymyślili demokrację, a dotyczyła ona polis o liczebności nie większej niż 1000 osób – obywateli, reszta to kobiety, niewolnicy i inne warstwy i jak ktoś się nie mieścił to czekała go banicja. Tylko w Grecji rządziła mądrość, a nie inteligencja, spryt lub siła. Mędrcy charakteryzowali się z założenia zdrowym rozsądkiem, który posiadali wybitni obywatele w wieku słusznym. Cała wielkość Greków nie pozwoliła im przetrwać w konfrontacji z barbarzyńcami tymi od prawa. Dziś mamy takich barbarzyńców całe legiony stąd nasza rzeczywistość jest daleka od normalności, którą powinna regulować mądrość, ale filozofie sprowadzono do nie nauki wygodne podejście wobec konkurencji. W naszych służbach króluje wszechobecna biurwa (czytaj pracownica biurowa) i próżno szukać mądrości. Skomplikowane jest nasze życie, bo rządzą literalnie przepisy, a te zaś odwołują się do rozumienia leksykalnego pojęć, które bez kontekstu po kilku zdaniach stają się nieczytelne bez odwołania się do ducha prawa (idei przepisu kategorialnie najwyższej). Zaś by ducha przywołać biurwie trzeba się nadal odwołać do kolejnej fatamorgany zwanej Temidą, a ta też jest jak biurwa ślepa i silna. I tak wokoło jest wesoło. Ja zamierzam Schengen przetestować na Odrze, jak tylko jacht zwoduję. By nie wywoływać wilka z lasu - myślę, że popłynę do Szwed nad Oder i będę miał tyle szczęścia, co w stanie wojennym przemykając przy SG na Zalew Szczeciński z dużą częstotliwością - latami bez jakiejkolwiek kontroli. Nie zamierzam transferować niczego nielegalnego z wyjątkiem swojej osoby więc się nie mam czego bać. A biurwy jak kogoś złapią to ma pecha takie już jest życie. Przepraszam za ten „esej” - temat dotyczy pewnej mocy społecznej, która powoduje, że jak człowiek wydepcze szlak w gęstwinie to dopiero wtedy buduje się tam drogę, a nie w wyniku pracy architekta. W tym wątku budujemy drogę jak Ci architekci. Proponuję ruszać w rejsy bez odzywania się na radiu, chyba że w ramach kurtuazji i zwyczajnie nie wyprzedzać faktów, masa łódek może tylko zmienić biurwy w selektywnie działające sprawnie organy, a te już się nauczą, kogo warto nękać, walka z nawykami wymaga czasu.
Pozdrawiam 6 groszy :)
Krzysiu, nie wystarczy. Wolny człowiek w wolnym kraju (serio, bez cienia ironii) żyje wśród nie kilku, lecz kilku milionów ograniczeń.
Zgadza się. Jak w każdej grupie konieczny jest kompromis a znam grupę 2 osobową gdzie bez kompromisu ani rusz (małżeństwo:)). Każdy zdrowy człowiek ma odruch do poszerzania pola swoich kompetencji i czasami rodzi to konflikt z innymi poszerzaczami. Dlatego też ludkowie żyjący w grupie wymyslili sobie sposób bezmieczowego rozwiązywania takich problemów. Tam gdzie moja wolność zagraża innym muszę zgodzić się z ograniczeniami. Ja to wszystko akceptuję ale pod jednym warunkiem:
„konieczność wprowadzenia ustawowych ograniczeń praw i wolności wynika nie z subiektywnego przekonania o takiej potrzebie, ale z obiektywnej ich niezbędności, związanej z niezbędną ochroną jednej z wartości wskazanych w art. 31 ust 3 Konstytucji. Choć w państwie demokratycznym organy władzy publicznej nie powinny w żadnym razie lekceważyć opinii publicznej, to jednak żądania wysuwane przez przedstawicieli różnych grup społecznych i wyniki badania opinii publicznej nie mogą stanowić samoistnej podstawy do wprowadzenia ograniczeń w korzystaniu z praw i wolności człowieka i obywatela” (wyroki z: 13.2.2001 K 19/99 oraz z dn. 8.10.2001, K 11/01).
pozdrawiam
krzysztof
ps. gdybym spodziewając się drobnoustrojstwa wyjeżdzał z Gdyni na 30 tonach z inercją jakiej mozna się po nich spodziewać i własciwościami manewrowymi takimi jakie są też zapewne krzyczałbym wszem i wobec aby wiadomym było, że wychodzę. I to ja w pełni rozumiem. Ale 6 ton, które staje w miejscu jak pan każe z jednej strony mi osobiście każe się pilnowac przed rozjechaniem a z drugiej mogę kręcić bez strat wśród drobnoustrojów polegając na oczach.
Możesz spokojnie pogadać z naszymi dzielnymi obrońcami granic jeszcze stojąc na cumach, mając pełną możliwość pacyfikacji PT Małżonki i tych Twoich dwóch nieletnich urwisów produkcji własnej, metodą chałupniczą;-). Wracając - pogadaj będąc jeszcze na Zatoce, kiedy masz chwilę spokoju.
Ja, wchodząc nawet do nieznanego portu, wywołuję kogo trzeba na 2 godziny przed wejściem, zapowiadając swój ETA. Z reguły słyszę: "Thank you. Call me, please, again 15 minutes before entrance". No to koluję mu tego quotera before i albo słyszę: "OK. No traffic. You can proceed", albo "Wait a minute. Big container ship is leaving the harbour".
A jeśli myślisz, że na "Zawiszy" czy "Pogorii" mam dużo czasu na radiowe pogaduszki, to się mylisz. W Polsce tak, ale gdzie indziej pojęcie duży ruch - mały ruch jest względne. Przykład: Neapol. Kapitanat stwierdził urzędowo, że jest "no traffic" i mogę wchodzić. No to wchodzę. Mijam główkę. Przed sobą widzę wychodzący statek handlowy, a za nim kuter. Z mojej lewej, po wewnętrznej, wyprzedza mnie kuter, a po zewnętrznej okrąża mnie pasażerski katamaran z Capri z prędkością - na oko - co najmniej 15 węzłów. Wszyscy dostali wiadomość, że jest "no traffic". I to jest prawda! Po prostu tam się zakłada, że każdym z tych statków dowodzi facet, który a) zna się na tej robocie, b) nie jest samobójcą.
Nie zdziwisz się zapewne, że wszyscy moi oficerowie na pokładzie "Pogorii" stwierdzili wówczas zgodnie, że gdyby się coś takiego zdarzyło w porcie Gdynia, kapitanat portu popełniłby zbiorowe sepuku. ;-(((
To, co napisałem, dotyczy oczywiście ruchu statków, jako takiego. W przypadku kontaktów z jakąkolwiek służbą graniczną masz rezerwy czasowe jeszcze większe. Jeśli jesteś w sytuacji, że masz obowiązek się zgłosić sie do SG, nikt Ci nie zabroni zrobić to na 5, 15 czy 30 minut przed wyjściem.
Pozdrawiam
Janusz Zbierajewski