Ten news poświęcam wyjasnieniu jednej z kwestii poruszonych w liscie j.kpt.ż.w. Adama Jassera do Wojewody Warmińsko Mazurskiego. W stosunku do innych wątków tego listu wypowiedzieli się już autorzy komentarzy (publicznie) oraz eksperci stowarzyszeń żeglarskich (wewnętrznie). Jezeli Chocimska, ze swymi jednostronnie dobranymi autorami referatów na Mazurskiej Konferencji zechce wykorzystać to pożuyteczne forum do próby "cofnięcia historii", to wróżę im cięzki nokaut - brutalnie i definitywnie kończący karierę.władzy
Otóż moi drodzy - przypominam "alternatywne stowarzyszenia żeglarskie" zrzeszają ludzi o bardzo szerokich horyzontach, wykształconych, znających języki i bywający w świecie. Po prostu - wykształciuchy, wsród których sporo prawników, a nawet absolwentów uczelni morskich. Dlatego losy ewentualnego pojedynku intelektualnego są przesądzone jeszcze przed pierwszym gongiem. Moja dobra rada - rozważajcie na Konferencji na przykład sposoby publikowania ostrzezeń pogodowych, ale nie próbujcie zawracać Wisły kijkiem.
Kapitan Adam podobno się na mnie obraził, ze opublikowałem jego list do Wojewody. Drogi Adamie, to nie był prywatny list do przyjaciela, w którym zdradzasz tajemnice sukcesów podrywów, ale list oficjalny do wysokiej rangi urzędnika państwowego. List poruszał zagadnienia dotyczące "osób trzecich" i to w wielkiej masie. Co gorzej - był to list w swej wymowie skierowany przeciwko ogromnej części społeczności żeglarskiej. Do tego (co mnie bardzo zasmuciło) - pojawiło się w tym liście słowo obrażliwe. A wogóle to powtarzam - Adamie, złej sprawie służysz.
A teraz przechodzimy do meritum newsa, czyli do finału. Ponizej kapitańskie korespondencje: Rowińskiego do Jassera oraz wymiana listów miedzy Rowińskim i Naskrętem.
RANKING na stronie tytułowej
Kamizelki i zyjcie wiecznie !
Don Jorge
_______________
Szanowny Panie Adamie Jasser
W załączeniu odpowiedź otrzymana od p. Naskręta ze Szkoły Morskiej w Gdyni - do której skierował mnie Pan po informacje o głoszonym przez Pana "uznaniu" świadectw IYT przez polską administrację morską za zawodowe.
Przyzna Pan, że załączona informacja jest jednoznaczna i nie pozostawia wątpliwości. Przyzna pan, że trudno w Szkole Morskiej o lepsze niż p. Naskręt źródło informacji...
Pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że nie będzie Pan już więcej twierdził:
"Dyplomy IYT Master of Yachts zostaly uznane przez polska administracje morska, jako uprawnienia ZAWODOWE w jachtingu miedzynarodowym." - co było pierwotnym powodem naszej korespondencji. Z przywoływanej korespondencji wynika bowiem jednoznacznie, że nie istnieje obecnie, ani nigdy dotąd nie istniał żaden akt prawny, który wprowadzałby do obrotu prawnego w Polsce świadectwa IYT. Bardzo dziwi mnie, a nawet budzi mój niepokój fakt, że Pan - egzaminator ITY w Polsce - wydaje się być zagubiony w kwestii tak podstawowej jak aktualny stan prawny dotyczący oferty organizacji, jaką Pan reprezentuje a także świadectw przez tą organizację wydawanych. Mam nadzieję, że dzięki moim staraniom wyposażył się Pan niezbędną wiedzę w interesującym temacie.
Oczekuję, że niezwłocznie oraz publicznie odwoła Pan nieprawdziwe informacje jakie Pan głosił - tam gdzie były przez Pana publicznie głoszone, czyli na stronie Jurka Kulińskiego... Zważając na epitet "warchoły" jakiego użył Pan wobec żeglarzy - czytelników tej witryny, Pańskie przeprosiny przy okazji należnego tym czytelnikom sprostowania, są więcej niż oczekiwane...
Podobnie - oczekuję, że niezwłocznie powiadomi Pan Panią Wojewodę Warmińsko-Mazurską o popełnionej pomyłce, dotyczącej rzekomego uznawania świadectw IYT w Polsce. Dobrze byłoby, gdyby sprawdził Pan również przy okazji tego niezbędnego sprostowania rzetelność innych informacji, jakie podawał Pan w liście do Pani Wojewody...
Wracając do listu ze Szkoły Morskiej, śpieszę z informacją, że byłem na początku br. zaangażowany w powstawanie Komisji o której tam mowa. Dziś z żalem stwierdzam, iż komisja zawiesiła praktycznie swoje działania. Nie dziwi mnie to - była to wszak komisja powołana przez polityka, który od kilku miesięcy nie jest już ministrem - zaś jego następca również lada dzień odda tekę - jeżeli w ogóle zachowane zostanie w nowym rządzie Ministerstwo Gospodarki Morskiej...
Jeszcze słowo komentarza:
W zasadzie po otrzymaniu odpowiedzi z poleconego przez Pana źródła czuję się sprawą mocno zniesmaczony. Dlatego chciałbym o niej szybko zapomnieć. Niemniej, jeżeli przeprosiny i sprostowanie o jakim piszę powyżej nie nastąpią w najbliższym czasie, obiecuję sprawy nie pozostawić własnemu losowi.
W przypadku braku Pańskiego sprostowania stracę bowiem wiarę w to że głoszona nieprawda była jedynie wynikiem Pańskiego zaniedbania... Zdecyduję się w takim przypadku na powiadomienie rozbieżności między stanem faktycznym a tym co głosi Pan w swoich wystąpieniach - zarówno wobec osób jak i instytucji zainteresowanych, uwzględniając władze IYT.
Pozdrawiam
Jaromir Rowiński
http://www.zeglarstwo.sail-ho.pl/grupowic/grupowic.htm#129
______________________________
Kapitan Naskręt odpowiada:
Witam,
Administracja Polska pracuje nad dokumentem , który "wprowadzi" > uprawnienia na polskie jachty. Koncepcja Szkoły została przejęta przez
Komisję powołaną przez Ministra i jest w trakcie adaptacji do polskich
przepisów. Do tej pory ich nie ma. Dokumenty YM IYT są wydawane pod
kontrolą MCA i uprawniają do pracy na jachtach zagranicznych. Nie są
polskimi dyplomami. Zapraszamy na najbliższy kurs , jeszcze w
listopadzie. W przypadku dalszych pytań prosimy o bezpośredni
kontakt ze Szkołą.
pozdrawiamy
Szkoła Morska w Gdyni
_________________________
Kapitan Rowiński pyta:
Szanowni Państwo,
Posiadam od kilku lat polski patent kapitana jachtowego PZŻ a także pewną praktykę w żeglowaniu jachtami turystycznymi.
Mam także aktualny dyplom OOW/STCW'95, wraz ze wszystkimi niezbędnymi do wykonywania pracy oficera floty handlowej
potwierdzeniami dodatkowych szkoleń.
W korespondencji z p. Adamem Jasserem, który jak wiem jest egzaminatorem IYT, podjęłem wiadomość iż (cytuję):
"Dyplomy IYT Master of Yachts zostaly uznane przez polska administracje morska, jako uprawnienia ZAWODOWE w jachtingu miedzynarodowym." Po wszelkie dalsze informacje zostałem odesłany do Państwa Szkoły. Dlatego proszę o potwierdzenie otrzymanej od p. Adama Jassera informacji. Proszę przy tym o podanie nazwy aktu prawnego, w jakim przyjęto do
obrotu prawnego w Polsce kwalifikacje potwierdzone dokumentem, który można uzyskać podczas kursów organizowanych w Państwa Szkole. Informacja o uznaniu dyplomów IYT przez polską administrację morską potrzebna mi jest do podjęcia decyzji o ew. uczestnictwie w jednym z organizowanych przez Pańtwa Szkołę kursów.
Z poważaniem
Jaromir Rowiński
jerryrowinski@wp.pl
Jaromir zachowal sie jak dzentelmen domniemujac niedopatrzenie lub przejezyczenie. Ja nie musze byc tak wyrozumialy. Wraz z wieloma zeglarzami oczekuje przeprosin za wprowadzanie w blad nie tylko urzednikow administracji panstwowej ale takze opinii publicznej.
Oczywiscie Kapitan Hippo moze sie obrazic i nie przepraszac za swoje "przejezyczenie", ale wtedy ma do stracenia bardzo duzo - uznanie w oczach zeglarzy. I na nic wtedy zdadza sie patenty zarowno polskie jak i zagraniczne, czy tez przynaleznosc do grona kapitanow Pogorii. Bo w takim wypadku, gdy nastepnym razem spotkamy sie na pokladzie zaglowca, ja mu reki nie podam.
A wsrod zeglarzy beda krazyly opowiesci o tym, ktory nie wiedzial ale powiedzial...
Lacze pozdrowienia
Krzysztof Bienkowski
tym samym do wszystkich punktów, gdzie pisze autor, że prawdą jest to co zawarłem w liście, dochodzi jedyny punkt, gdzie zarzucił mi nieprawdę, jako prawda. Czyli napisałem całą prawdę. I kto tu sieje zamęt? Ale przeprosin nie oczekuję w żadnym wypadku. Natomiast sprostowania do Pani Wojewody tak!
Ale to czysta fikcja albo oczywista oczywistość, oczekiwać tego. Dżentelmeni tego nie robią.
Zbigniew Klimczak
More questions?
Andrzej
Szanowny Kolego Krzysztofie,
myślałem, że nic mnie nie zaskoczy już na tej stronie, bo ma Kolega rację, czasem demagogia tu się pojawia. Czasem. Nie wiem jak z demokracją u komentatorów ale akurat żeglarzami na pewno są. Można nawet sobie wielu z nich "wygooglować i już wiadomo who is who. To tyle gwoli wstępu. A teraz do rzeczy. Ten news jest przedłużeniem poprzednich a ich pojawienie się spowodowała troska o żeglarstwo przyjemnościowe i sprawy związane z bezpieczeństwem na wodzie. To Chocimska a nie my stosuje demagogię, której szczytem był list Pana Zbigniewa Stosia do Prezydenta RP aby nie podpisywał nowelizacji ustawy o żeglarstwie śródlądowym. Potem pojawiły się wypowiedzi w TV i prasie jakoby ustalenia nowelizacji były przyczyną tragicznych wypadków na WJM. Dla formalności przypominam, że w dniu tragedii ustawa nie obowiązywała. Ale to formalność. Podając w wątpliwość nasze żeglarskie pochodzenia, mniemam, że jest Kolega żeglarzem doskonałym. Jako taki przyzna Kolega, że wystąpienia przedstawicieli Chocimskiej są nad wyraz demagogiczne, żeby nie powiedzieć pozbawione sensu. Tragedie zdarzały się i będą zdarzać. Zdarzały i będą zdarzać w krajach gdzie są obowiązkowe patenty i tam gdzie o nich nie mają pojęcia. Przyczyną zawsze jest splot nieszczęśliwych okoliczności, niedostatek kwalifikacji i zwykła ludzka głupota.
Mazurska tragedia wyróżnia się jej zasięgiem i dla mnie osobiście ( autora podręczników) wypowiedziami uczestników o zupełnym zaskoczeniu szkwałem oraz, że wśród 80 osób wyłowionych z wody tylko cztery osoby miały założone kamizelki ratunkowe. Jak Kolega nie wie, to byli żeglarze z kraju gdzie o przymusowych patentach nie słyszeli.
Mam nadzieję, że wymowa tego do Kolegi przemawia. Wniosek? Na zaistniałe arcytrudne warunki nałożyła się ludzka niewiedza. O dziwo wszyscy uczestnicy tragedii i skiperzy którzy zapłacili cenę najwyższą posiadali patenty a jachty przeglądy techniczne inspektorów PZŻ. I w tym miejscu muszę Koledze przyznać rację, od prawie 20 lat demagogicznie tłumaczę, że w warunkach gospodarki rynkowej zrobiono ze szkolenia klubowego biznes kosztem samego szkolenia. Demagogicznie twierdzę, że obecny program szkolenia nie odpowiada potrzebom współczesnego jachtingu. Demagogicznie twierdzę, że nastąpiła swoista symbioza organizatorów szkolenia i egzaminatorów w myśl hasła "kursant zapłacił, kursant musi zdać". Demagogicznie domagam się, w imię bezpieczeństwa na wodzie określonych zmian. W odpowiedzi, od prawdziwych żeglarzy dowiaduję się, że sieję zamęt, jestem warchołem a nawet osobiście Kapitan Adam Jasser zakomunikował mi, że nie jestem dżentelmenem. A w meritum sprawy dowiaduję się, że jak się cofnie nowelizację ustawy i powróci do łódki o długości 5 m bez patentu, żadna tragedia się nie wydarzy. W tym momencie odczuwam olbrzymi wstyd nad moją "demagogią" i chętnie posłucham zdania na temat kroków zapobiegawczych na przyszlość od większego demokraty i lepszego żeglarza niż ja.
Słucham więc, jak Kolega oceniasz sytuację i co rekomendujesz.
pozdrawiam
demagog, warchoł, nie dżentelmen a wcześniej oszołom
Zbigniew Klimczak
Szanowny Panie Zbigniewie !
Ja o żeglarstwie, a Pan swoje. Jak to jest możliwe, że autor całkiem niezłych podręczników żeglarskich, nie poniał tiońku aluzju ? Jeżeli zbierze Pan wszystkie swoje wystąpienia na tej stronie, to stwierdzi Pan, że jest to puste gadanie i nic nowego do sprawy nie wnosi. Do swobodnego żeglowania nasze społeczeństwo po prostu już dorosło, a Wasze boje mają się do tego jak zeszłoroczny śnieg. Nie przypisujcie sobie czegoś, co nastąpiło w wyniku normalnej ewolucji i czego już nikt nie zatrzyma. Krakanie, że ktoś ten proces zatrzyma nie ma sensu i logicznego uzasadnienia. Lepiej napisałby Pan (w tym czasie) podręcznik o sposobach ratowania się w trudnych warunkach pogodowych. Śmieci w rodzaju warchołów i oszołomów występują na każdej stronie i ich się po prostu nie czyta.Pozdrawiam.
Następny sfrustrowany osobnik który musi się męczyć z tym nie dorosłym społeczeństwem...
Za dwa miesiące się dowiesz, że gdyby nie my to PZŻ już by dawno wszystko zliberalizował.... No :))
Hasip
Hasip:
Może nie za dwa miesiące, ale za kilka lat, być może, ukaże się jakaś książeczka w której będziemy tak przedstawieni, jak prorokujesz. Masz szansę znaleźć się w niej w czołówce tych warchołów i oszołomów, którzy przeszkadzali w ewolucyjnych przeobrażeniach polskiego żeglarstwa, dokonywanych przez genialnych działaczy PZŻ ...
Edward Zając
Cholera:-( Nie pozostaje mi nic innego jak tylko przeprosić i się wstydzić, jak widać również i mnie się zdarza czytać bez zrozumienia:-((((
Panie Krzysztofie
więc to wszystko, co nazywamy liberalizacją, czy też normalizacją sytuacji w żeglarstwie, następuje tak sobie, jako naturalna ewolucja? Wszystko i tak dokonało by się bez działań wszystkich tych oszołomów i warchołów internetowych, którzy prowadzili negocjacje w Sejmie i w Urzędach Morskich, przekonywali Posłów i Senatorów? Nie widział Pan też działań przeciwników tych zmian, którzy wykorzystywali wszelkie dostępne im możliwości? Doprawdy rewolucyjna teoria!
Niestety, ta walka trwa nadal. Chociaż mogę przyjąć że kiedyś jakaś liberalizacja również w Polsce by nastąpiła, to mnie, i wielu innym, wcale nie jest obojętne, kiedy to nastąpi. Po prostu chcemy, aby stało się to za naszego życia - a często mamy tych lat już sporo...
Nie, stanowczo nie pozostawimy tych spraw naturalnej ewolucji ...
Edward Zając
Przyklaskiwalibyśmy tej ewolucji ochoczo, gdyby Związek ograniczył się do łupienia tylko swoich członków. Jeśli ktoś ma ochotę być łupiony voila. Ale system opracowany przed wojną (z powodu braku zajęcia i braku łódek, czyli z nudów i frustracji) utrudniający dostęp do żeglowania i jachtów, został po wojnie wyniesiony na piedestał, rozbudowany i narzucony nam wszystkim. Ja w to nie wchodzę (kiedyś musiałem, ale teraz już nie chce i nie chce, żeby moje dzieci tak miały)
Demokracja działa tak, że jak się komuś coś nie podoba, to może walczyć o swoje. Lobbować, przekonywać posłów, senatorów, dyrektorów departamentów itd. zupełnie jak w cudownych latach 60 tylko teraz nie trzeba z nimi wódki pić. Można się umówić w biurze i pogadać po prostu.
Nam nie podoba się biurokracja w żeglarstwie. I to gdzie trafiają nasze pieniądze. I brak możliwości wyboru.
Oczywiście że jest to ewolucja. Ewolucja zakłada walkę o byt. PZŻ walczy o swoje a my o swoje. I oczywiście każda strona ma rację - swoją.
Jeśli zostawimy sprawy swojemu biegowi czekając aż się same rozwiążą za nas,może się okazać że nasza racja stoi ewolucyjnie niżej od tej drugiej. A nam zależy żeby było odwrotnie.
Biurokracja w żeglarstwie - czyli dobrze zorganizowana zaraza też ewoluuje. Jak jej pozwolić to się rozrośnie i zadusi całe żeglarstwo. PZŻ już dawno przestał się kierować dobrem żeglarzy, według nas najlepszą rzeczą jaka może się przytrafić na jego naturalnej ewolucji jest cofnięcie zadania zleconego przez państwo i zdjęcie z obywateli przymusu utrzymywania biurokracyjnego potworka. Ponieważ PZŻ jest przez ostatnie dziesięciolecia głuchy na wszelkie argumenty, staramy się dogadywać z państwem. Władzą ustawodawczą i wykonawczą. Za pośrednictwem ogólnie przyjętych zasad. Normalna demokracja i normalna ewolucja. A że nie rozmawiamy akurat w tym miejscu, o tym czy lepiej uciekać z wiatrem na skrawku foka czy sztormować pod wiatr na silniku, ani na inne ciekawe tematy, to insza inszość.
"Co zrobi teraz PZŻ" jest również ciekawym tematem żeglarskim, który wyeowoluował na zasadach normalnej ewolucji.
pozdrawiam ekumenicznie
Paweł Pawlicki
2. Stopnie obowiązkowe państwowe postały w roku 1951 jak PZŻ zastąpiono sekcja żeglarską GKKFiT.
3. Po reaktywacji PZŻ w 1956 roku stopnie państwowe zastąpiono stopniami PZŻ. Egzaminowano wówczas za darmo.
4. Działacze PZŻ wychodzili
a. Możliwość pływania po morzu poprzez najpierw karty pływań morskich a następnie klauzule.
b. Mozliwość wyjazdu za granice poprzez przydziały dewiz na rejsy zagraniczne.
Krzysztof
System patentowy (nieobowiązkowy - ale w podobnym kształcie do tego powojennego, został wypracowany przed wojną - tak wynika z lektury Głowackiego) a opracowany został najpierw przez YKP w 1924 roku. Założony przez 25 żeglarzy skupiał ich kilkudziesięciu. Nie mieli żadnych jachtów ale mieli wielkie plany wyjścia w morze. Zaczęli od uruchomienia komisji technicznej do przeprowadzania klasyfikacji, komisji językowej - która zająć się miała nazewnictwem i komisję weryfikacyjną która miała ustalać stopnie żeglarskie członków klubu w zależności od posiadanych umiejętności. W ciągu następnego roku zdobyli jachty i zaczęli realizować plany podboju Bałtyku.
PZŻ powstał również w 1924 z Chojnickiego Klubu Żeglarskiego, AZSu i Wojskowego Klubu Wioślarskiego z Warszawy (jeszcze był Pierwszy Klub jachtowy w Gdańsku przy Szkole Morskiej ale nie za bardzo działał) i na początku zajął się przygotowaniem uczestnictwa w olimpiadzie i żeglowaniem na małych łódkach sportowych. Potrzeba wymyślenia systemu stopni pojawiła się później a sam system zapożyczony od YKP.
Komisja YKP ustaliła system patentowania (nieobowiązkowy) zanim pojawiły się pierwsze jachty. Pojawienie się owych jachtów rok później było okupione ogromnym wysiłkiem. Dlatego napisałem że system powstał "z powodu braku zajęcia i braku łódek, czyli z nudów i frustracji", porównałem żeglarską sytuację ówczesnej Polski z sytuacją innych krajów. Nie da się porównać. YKP oraz PZŻ implementowało coś zupełnie nieznanego w Polsce, nie było skąd czerpać wzorów - dlatego w kwestiach organizacyjnych wzorowano się na Francji (najbardziej zbiurokratyzowanej).
Po wojnie w 1951 roku kiedy rozwiązano PZŻ (i wszystkie związki sportowe) a dotychczasowych, przedwojennych działaczy "rozgoniono" jako "element zbędny", żeglarstwem zajął się GKKF (a nie GKKFiT - jeszcze wtedy nie istniał) pod światłym przewodnictwem pisarza Putramenta. Zdaje się że nie szło mu to najlepiej a może po prostu nie było z kim pracować, żeglarstwo elitarne nie trafiło do mas jeszcze - system stopni był przepisany z przedwojennego.
Mam różne materiały co do obowiązkowości w 1951. Zaraz po wojnie obowiązkowości nie było, potem pływać można było tylko po jeziorach ale też bez żadnych restrykcji. Od 1956 roku można było pływać po morzu - warunkiem było posiadania "Karty pływań" wydawanej przez komitety kultury fizycznej i sportu (nic o patentach nie znalazłem)
W 1956 na nowo powołano PZŻ który ustanowił nowy regulamin stopni żeglarskich (ale nie całkiem nowy tylko wyewoluowany ze starego) - moje dane nic nie mówią że były to stopnie obowiązkowe, mogły być a mogły nie być.
Tak naprawdę prawdziwie umocowane ograniczenia w dostępie do żeglarstwa, w postaci obowiązkowych patentów pojawiły się dopiero w 1961.
Jeśli chodzi o PZŻ to ja wcale nie mam pretensji. Tak się jedzie jak się droga układa. Staram się zrozumieć motywy i przyczyny.
Z pewnością jak to w życiu, byli tam różni ludzie. I z pewnością bardzo piękny kawałek historii dzięki PZŻtowi się dokonał. O czym wiele osób nam przypomina.
Ale też było też trochę niefajnych rzeczy - szperam teraz przy okazji czego innego w aktach IPNu. O czym wiele osób wie i nie przypomina.
Teraz mamy zupełnie inną rzeczywistość. Dużo jachtów.Inne formy własności. Nie trzeba reglamentować dostępu do nich. Nie trzeba też straszyć społeczeństwa. Tak się nie godzi. Trzeba wykarczować biurokrację, która nam dokucza, rozliczyć się i skończyć wojnę z żeglarzami (a my z PZŻtem)
pozdrawiam
Paweł Pawlicki
Jeżeli fakt istnienia PZŻtu będzie dla mnie tak samo nieodczuwalny, jak fakt istnienia (lub nie) związku pływackiego - nic mi więcej na ten temat nie będzie potrzeba.
A że IPN naładowany jest różnymi ciekawymi rzeczami - to oczywiste. Sam bym chętnie to i owo przejrzał, bo jakoś często na klubowy rejs partia (oficjalnie związki zawodowe) wtykała nam człowieka znikąd, którego nikt nie znał, który z żeglarstwem wiele wspólnego nie miał, miał długie uszy i dużo pytań. Wielce ciekaw jestem, czy nie krzywdzę przypadkiem tych ludzi swoimi podejrzeniami.
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
pozdrawiam
Paweł Pawlicki
szczerze mówiac nie interesuje mnie co było kiedys. Interesuje mnie ze Twój PZZ robi w tej chwili wszystko zeby utrudnic zycie zeglarzom. I dlatego z nim walcze jak umiem.
Najchetniej bym go zatopił bo uwazam tę organizacje za pasozyta zajmujacego sie zarabinaiem pienioedzy poprzez oszustwa.
MAciek
'... opuszczam tę stronę...Pozdrawiam ozięble."
Krzyżyk na drogę - pozdrawiamy z ulgą
Andrzej Kapłan
Panie Krzysztofie - czy to nie cytat z Pana wypowiedzi - "Śmieci w rodzaju warchołów i oszołomów występują na każdej stronie " ?
Zaliczam się do osób, które w ten sposób zostały nazwane. Biorąc pod uwagę kto i w jakim kontekście użył takich słów, wcale nie wstydzimy się tego określenia. Natomiast jest pewne, że nie pozostawimy żeglarstwa naturalnej ewolucji.
Restrykcyjne przepisy nie powstały w wyniku ewolucji, więc i ich zmiana nie może być naturalnym procesem. Zresztą - kto ma określić, że już dojrzeliśmy do tych zmian? Mamy czekać, aż jakaś siła wyższa łaskawie, stopniowo będzie nam wydzielać tę wolność? Może to Pan określi, ile lat mam czekać na taką wolność, jaką mają żeglarze w sąsiednich krajach? A może mam się pocieszać, że to następne pokolenia doczekają się wolności?
Jeśli to, co nastąpiło w żeglarstwie w tym roku nazywa Pan naturalną ewolucją, to gratuluję wnikliwej obserwacji zachodzących zmian ...
Niektórzy z nas przyspieszyli sobie wolność przechodząc pod inną banderę. Jakie to proste: inna bandera na rufie i nagle stajemy się odpowiedzialni, godni zaufania - nie musimy czekać na naturalne procesy ewolucyjne ... Mogło by to być nawet korzystne rozwiązanie dla zwolenników powolnych, ewolucyjnych zmian, gdyby wszyscy ci niecierpliwi przeszli pod obce bandery i przestali interesować się polskim żeglarstwem. Tak nie jest - wielu z nich działa na rzecz liberalizacji, aby mieć w Polsce wolność podobną do tej, jaką mają pod innymi banderami.
Edward Zając
Panie Krzysztofie,
dziękuję za uznanie dla moich podręczników ale nie wiem, czy Pan wie (zapewne nie, bo skąd), że w ramach "ewolucji Chocimskiej" mój podręcznik został uznany za śmieć i wyraz osobistych poglądów autora. Dopiero mój protest i poddanie się moje dobrowolne osądowi kapitana W. Petryńskiego i Jego pozytywna opinia, spowodowało, że przez zaciśniete zęby KSz napisała entuzjastycznie, ...podręcznik zgodny z programem szkolenia PZŻ. Postanowiłem w "Żeglarstwo śródlądowe" nie zamieszczać tej znakomitej laurki.
A teraz o ewolucji. Skąd na Neptuna i Salację bierze Pan takie absurdalne przekonanie, bo chyba nie z faktów. Zapewne to co się dzieje nie jest rewolucją, bo nie jesteśmy krwiożerczy ale jest rewolucją pełzającą , podlegającą prawu, jak to określa marksistowska dialektyka, że zmiany ilościowe przechodzą w zmiany jakościowe. Zmiany ilościowe zaczęły się około roku 1985 i 86. Na tle sygnałów uczestników kursów odbyła się na lamach "Żagli" dyskusja pomiędzy kolegami ; Weberem i Sydowem. Dołączyli inni, w tym i ja. Trzeba było 10 lat aby Chocimska w 1997 r zdecydowała się na kosmetyczną reformę szkolenia. Równocześnie zmienia się kraj i społeczeństwo. Padają kluby a ludzie zaczynają żeglować na własnych jachtach i zaczynają myśleć.
Ich droga do żeglarstwa nie wiodła poprzez kluby i nie znali atmosfery dawnych lat, kiedy szkoliliśmy się pod okiem starszych kolegów dla wiedzy a nie dla papierka. W nowej rzeczywistości "żeglarstwo" już schodziło na drugi plan. To co dzisiaj obserwujemu to po prostu masowo rozwijająca się forma wypoczynku pod żaglami. Żeglarstwo w Polsce , typu spektakularne rejsy K. Bieńkowskiego i kilku innych kapitanów, jest szczątkowe. To co jest masowe to "jachting" w pojęciu zachodnim.
Jak dodamy do tego internet, swobodę poruszania się po świecie i postrzeganie go, to zrozumiały jest rosnący opór środowiska, który eksplodował w 2001 r. A potem już toczyła się ostra i bezpardonowa walka starego z nowym. Trwa do dzisiaj, bo stare odchodzi, umierając ale gryząc.
Panie Krzysztofie,
na miłość Boską, gdzież Pan tu dostrzegasz ewolucję. Trwa nieustanna walka a program Konferencji Bezpieczeństwa, tak oczywista wydawało by się inicjatywa po tragedii, sądząc po nim, składzie reprezentacji Chocimskiej to próba zatrzymania procesu zmian z wykorzystanie, nie ukrywam, cynicznym, tej targedii.
Odpowiadając na Pana apel abym pisał o bezpieczeństwie, napisałem. Napisałem do Komisji Szkolenia, nawet przeczytali ale Przewodniczący KSz. proponując dyskusję z góry powiedział, że z moimi ocenami się nie zgadzają. To wyjaśnia jaka będzie postawa K Sz. na tejże Konferencji.
Szanowny Panie Krzysztofie i Koledzy,
wybaczcie obszerność komentarza ale wiem, ze czyta nas coraz więcej młodych, którzy nie znają "historii" i gubią się. Teza o nieuchronnym procesie ewolucji jest groźna i usypiająca. Trzeba było zareagować.
I na koniec Panie Krzysztofie,
to nie jakichś anonimowych ludzi Chocimska nazywa w kolejności oszołomami, warchołami tylko konkretne , aktywne osoby o znanych nazwiskach i dorobku żeglarskim.
z szacunkiem
Zbigniew Klimczak
prostuję daty początku polemiki, nie 1985 i .... ale oczywiście 1995 i 1996. Więc tylko rok do reformy szkolenia. To chyba ta różnica czasu.
sorry
zbigniew klimczak
"Na tle sygnałów uczestników kursów odbyła się na lamach "Żagli" dyskusja pomiędzy kolegami ; Weberem i Sydowem. Dołączyli inni, w tym i ja. Trzeba było 10 lat aby Chocimska w 1997 r zdecydowała się na kosmetyczną reformę szkolenia."
Ta jak ładnie określiłeś "kosmetyczna reforma szkolenia" to był najgorszy potworek legislacyjny jakiego można było wymyślić, należało wtedy posłuchać kapitana Olszewskiego lub mnie ( http://www.kwasniewska.pl/polemika/teksty.htm ). Wtedy, pozostał by wysoki poziom egzaminów i po właściwym umocowaniu stopni żeglarskich w prawie mielibyśmy polskie profesjonalne uprawnienia żeglarskie uznawane na świecie. Wtedy kursy i egzaminy przeprowadzane w Polsce na dokument wystawiany za oceanem nie miały by miejsca.
Pozdrawiam
Krzysztof
Krzysztofie, przestań z tymi profesjonalnymi uprawnieniami żeglarskimi. My tu o żeglarstwie amatorskim, bądź łaskaw to zauważyć, my są przyjemniaczki.
Od stopni profesjonalnych są szkoły morskie. Może to być też tak jak UK, MCA wystawia uprawnienia profesjonalne na podstawie certyfikatów RYA, ale o ile dobrze pamiętam tylko do 24 m jest to możliwe bez egzaminu. Jak chcesz mieć papiery profesjonalne na więcej, to zdajesz egzamin przed organem administracji morskiej. Nie mieszajmy związku sportowego do morskich papierów zawodowych. To jest tylko związek, który gdy powstawał, miał być związkeim dla żeglarzy sportowców.
Myślę, że cały problem jest też w tym, że nie ma jasnego podziału kompetencji i odpowiedzialności, a PZŻ na siłę chce robić za organ administracji, choć wtedy gdy jest to niewygodne (terminy) to twierdzi, ze administracją nie jest. Gdyby było tak, że zwiazek tworzą żeglarze - członkowie, to związek siłą rzeczy musiałby reprezentować ich i bronić ich interesów, bo nie miałby kasy z ich składek. A sprawy zawodowe byłyby regulowane przez administrację morską. Neistety tak nie jest a PZŻ z uporem godnym lepszej sprawy trzyma się formuły z lat 50, 60 i 70 kiedy był Urzędem d/s Żeglarstwa i Żeglarzy.
"Myślę, że cały problem jest też w tym, że nie ma jasnego podziału kompetencji i odpowiedzialności"
Dobrze myślisz, i takie rzeczy trzeba było zrobić zaraz jak skończył sie PRL. Umocować w prawie w sposób właściwy kwalifikacje żeglarskie. Wtedy nie było by chorej sytuacji. Zamiast popadać w dalszą chorobę trzeba jak najszybciej to uleczyć.
Ale nie poprzez realizowanie przez polskie szkoły programu związku z za oceanu.
K
Maciek"S"Kotas
pozdr.
Krzysztof
A ile też takich turystycznych (w domyśle wożących pasażerów) jachcików krótszych niz 7,5 m jest? (pamiętaj o dodatkowym warunku dotyczącym mozy silnika...) Starczy człowiekowi palców aby je policzyć?
Andrzej
I tylko nie pisz, że choćby jeden, bo regulacje ustawowe należy tworzyć dla ogólnych uwarunkowań, a nie dla wyjatków.
Andrzej
Krzysztof
Ala to nas nie interesuje. To niech załatwia administracja. My chcemy swobody żeglowania dla przyjemniaczków. I nie zamierzamy łamać sobie głowy tym, jak mają to robic ludzie którzy robia to profesjonalnie. Ich sprawa, nie nasza. A na pewno też nie PZŻtu. Wszak jest to związek sportowy, a nie stowarzyszenie przedsiębiorców, czy izba gospodarcza. A może jednak Urząd d/s Żeglarstwa?
Z Waszej inicjatywy zostało ustanowione prawo, które na to zezwala, z moimi poprawkami podchwyconymi przez Samoobronę uporaliście sie właśnie Wy. Żeglarze to nie tylko prywatni armatorzy jachtów rekreacyjnych to wszyscy od optymiściarza poprzez płatnych skiperów, dzieci na rejsach rekreacyjnych, czarterobiorców po ludzi którzy raz na kilka lat spędzają urlopy na komercyjnych jachtach. Lobbowane przez Was prawo jest korzystne jedynie dla armatorów jachtów.
Krzysztof
Lobbowane przez Was prawo jest korzystne jedynie dla armatorów jachtów.
To nie mój problem. Niech się martwią ci, którym to przeszkadza. I nie będę się tym przejmował do momentu, w którym ktoś mądry inaczej nie zacznie naruszać mojego prawa do swobody.
Krzysztof
od scigania ludzi łamiacych prawo jest policja i prokuratura.
Maciek
prosty żeglarz
Szanowni Panowie,
Biję sie w piersi i samobiczuję po plecach,że napisalem nieprawdę.
Pismo Urzędu Morskiego, powołujace się także na pozytywną decyzję Ministra Gospodarki Morskiej ,zezwalające na umieszczenie polskiej flagi na dyplomach IYT, wziałem niesłusznie za akceptację prawną polskiej administracji morskiej.
Pismo to, jest do wglądu w Szkole Morskiej w Gdyni www.morska.edu.pl
Przepraszam za to PT Czytelników tej witryny, oraz szeroką społeczność żeglarską, ktorą mogłem wprowadzić w błąd. Proszę o wybaczenie mi.
Robię to ze szczerego poczucia winy, a nie dlatego, że Panowie mi grozicie. Osobne wyjasnienie i przeprosiny, wysyłam do Wojewody Mazurskiego.
Adam Jasser
Żeby coś takiego napisać trzeba mieć klasę...
Żeby coś takiego napisać trzeba mieć klasę...
Najpierw w domu, a potem gdy uczono mnie żeglarstwa, wpojono mi, że grać należy fair i jeszcze raz fair, co przyjąłem jako rzecz oczywistą.
W miarę upływu czasu spostrzegałem jednak, że zasada fair play jest niekoniecznie równie ważna dla wielu osób.
Postawa Kapitana Adama Jassera potwierdza, że również ktoś znany i szanowany za wyniki swej pracy - potrafi przyznać się do błędu i przeprosić. To budzi szacunek i optymizm.
Mam wrażenie, że zasada fair play jednak jeszcze nie przepadła z kretesem...
Tomasz Piasecki
zasady te mają się dobrze wśród braci żeglarskiej ale rzeczywiście im wyżej tym gorzej. Dlatego ten przypadek jest ważny. Ale byłem świadkiem następującego wydarzenia. Żeglarz namiętnie ścigający się na Omedze od kilku lat przegrywał z jedną i tą samą załogą. Zdobył przydomek "wiecznie drugi" i wreszcie w tym roku w maju wygrał. Jak stawił się po Puchar dowiedział się, że w wyniku protestu tejże załogi został zdyskwalifikowany. (wykorzystali niejasności regulaminu).
W dniu następnych regat panowały paskudne warunki pogodowe i ta załoga powiadomiła komisję, że walczą z przeciwnym wiatrem i na start nie zdążą. Co robi nasz bohater? Wskakuje do swojej motorówki i ściąga ich w ostatniej chwili na start. Niestety, Kapituła "Jachtsmen 2007" nie podzieliła mojego uznania dla tego gestu fair play, musiał się zadowolić uznaniem braci żeglarzy a było mocne.
zbigniew klimczak
Drogi Zbyszku,
Masz irytujace przyzwyczajenie, mielenia jezykiem pisanym, na kazde slowo wypowiedziane przez poprzednika w dyskusji, na ktore Ty uwazasz, ze masz lepsze wytlumaczenie znaczenia. Wszystko jedno co. Pomidor, rewolucja, osiol , zeglarstwo, czy to, co napisal niezapomniany Piszczyk w toalecie. Czy Ty masz dostateczna ilosc snu, Zbyszku. Widze, ze siedzisz przy komputerze do polnocy i wstajesz przed szosta, aby natychmiast dorwac sie do ukochanej klawiatury, aby nas oswiecic. Czy pijesz chociaz poranna kawe i jesz owoc Mango - bardzo zdrowy !
Czy Twoi gospodarze maja expresik Kruppsa, czy tez preferuja Neske. Nic nie piszesz nam o przyrodzie. Czy w okolicy sa dzikie kaczki. Czy Ty polujesz Zbyszku ?
Szkoda ze zrezygnowales z udzialu w Jury Jachtsmena Roku. Wygladal bys doskonale na rozdaniu nagrod w tym Stetsonie i z cygarem. Tu musze zwrocic Ci uwage, ze koneser przed zapaleniem, pozbywa sie banderoli.
Warto byc przyzwoitym Zbyszku, jak powtarza Prof.Bartoszewski. Nalezy byc lojalnym i dyskretnym wobec kolegi, ktory nie zamierzenie wprowadzil Cie w blad i warto stanac w obronie kolegi obrzucanego niezasluzenie inwektywami na forum publicznym. Tu pije do Twojego listu do Z.Stosia.
Trzeba bylo pojsc na znienawidzona Chocimska i powiedziec mu to w twarz. Tak by postapil Gentleman.
Wiecej snu , Zbyszku,
Twoj Adam Jasser
1. zwiedzam ale nie poluję, kocham przyrodę i wszystko co jej jest
2. skąd nie dżentelmen ma wiedzieć co zrobić z banderolą a poważnie to nie palę go, to Jurek zrobił retusz.
3. z Kapituły musiałem zrezygnować po Twojej diagnozie " nie dżentelmen" .Bądź konsekwentny, jaki miałem wybór?
4. List Z. Stosia był skandaliczny w manipulowaniu faktami i ubliżał resztkom mojej inteligencji. Jaki z niego przyjaciel
5. Nie mogę pójść na Chocimską aby Mu to powiedzieć w oczy ponieważ kiedyś, jak Prezes mnie zaprosił na swój popis, powiedział, że tego Klimka (sic) wyrzuci na zbity pysk. Jak mogę się wobec takiego przejawu kultury i objawów przyjaźni, zachować?
Przy kawie pitej z ekspesu dalej "mielę językiem" na kolejne słowo poprzednika, czasem rzeczywiście z potrzeby chwili, ważkości tematu a czasem zmuszony inwektywami.
z szacunkiem
Batiar
ps: uważam ( z bólem) podobnie jak Jurek, że ....złej sprawie Adamie służysz. Należę do ludzi uznających potrzebę istnienia Związku ale Związku jaki dzisiaj stałby na czele reform i chciałbym aby patent jakim się chlubisz i ja, odzyskał dawną świetność. Był taki czas ale arogancja dwóch ostatnich kadencji, zachowawczość, usypiający monopol sprawiły, że to głęboka przeszłość. Osobiście żałuję, że Osoba tak oddana żeglarstwu służy tym ludziom a przepaść w poglądach zniszczyła Przyjaźń. Może zamiast nam doradzać poradź im aby nie popełniali samobójstwa.
Panie Kapitanie, bardzo szanuję Pańskie przyznanie się do błędu. Jest wielu ludzi, nawet na najwyższych stanowiskach, którym by to przez gardło nie przeszło.
Pozdrawiam
Mariusz Główka
Nie każdego stać na takie zachowanie - ja w każdym razie biję w dach :-)
Andrzej
Sznowny Panie.
Składam głęboki ukłon Panu za owe wyznanie. Przyznać się do błedów jest trudno, tym trudniej wobec osób uznawanych za antagonistów. Możemy mieć różne poglądy, ale ten sposób toczenia sporu pokazuje klasę.
Pozdrawiam
Andrzej Hasip Mazurek
dziekuje.
Mam nadzieje, ze niedlugo w Polsce bedzie mozna zeglowac rownie swobodnie jak w UK czy USA. I, ze rownoczesnie bedziemy mieli dobry system nieobligatoryjnych stopni zeglarskich, jak ma to miejsce w innych wolnych krajach.
Licze takze, ze bedziemy mieli Zwiazek Zeglarzy, ktory bedzie rzetelnym reprezentantem srodowiska wobec arministracji panstwowej.
Lacze pozdrowienia
Krzysztof Bienkowski
Dziękuję za zamieszczenie sprostowania i przeprosin w formie jaką postulowałem.
Doceniam Pańską postawę i szanuję Pańskie przyznanie się do błędu.
Tego się spodziewałem i cieszę się że nie doznałem zawodu.
Mam nadzieję, że prace nad wprowadzeniem przejrzystego systemu
szkoleń i certyfikatów dla osób zawodowo parających się żeglowaniem
postępować będą sprawniej niż dotąd.
Jeżeli równolegle uda się przywrócić w Polsce swobodę uprawiania
indywidualnego żeglarstwa turystycznego - zwłaszcza przez uwolnienie
żeglarzy-turystów od obligatoryjnego posiadania certyfikatów - to obaj
będzeimy mieli powody do zadowolenia.
Z poważaniem
Jaromir Rowiński
Szanowni Panowie,
Jest mi naprawde milo, ze ze zrozumieniem i przebaczeniem przyjeliscie moj akt skruchy. Jestem tym zaprawde zażenowany, bo bez zadnej kokieterii, nie uwazam, ze zrobilem cos nadzwyczajnego. Znalazlem sie w glupiej sytuacji, w duzej czesci, nie z mojej winy i uczynilem, co kazdy powinien zrobic na moim miejscu. Powrocilem akurat do domu z kolacji, gdzie byl takze Michal Komar. Rozmawialismy, jak zawsze o Condradzie. Rozmawialismy takze o charakterze ludzkim,ktory w swojej dobrej czesci, tak marzy, aby uczynic cos nadwzwyczaj szlachetnego.
Ale czesto, gdy akurat nadarzy sie okazja, nie jestesmy w stanie sprostac sytuacji. Myslelismy
obaj oczywiscie o Lordzie Jimie, tak nedznym w momencie w ktorym zawiodl, a tak wielkim w odkupieniu swojej winy.
Pozostajac dalej Panow adversarzem,
Adam Jasser
Jest takie powiedzenie - Z kim przystajesz, takim się stajesz... Pan wybrał "okopy PZŻ"... Możemy na pęczki dostarczyć przykłady kłamstw którymi działacze i etatowi pracownicy związku karmią społeczeństwo i jakoś brak im godności i honoru żeby przyznać się do tego.. Dlatego niech Pana nie dziwi, że jest Pan postrzegany tak jak oni i dlatego miłym zaskoczeniem było Pańskie przyznanie się do błędu.
PS. Ale warchoły pamiętamy...
Z Pana wypowiedzi mogę domniemywać, że przyznaje się jedynie do popełnienia pomyłek merytorycznych i za nie przeprasza. Chwalebna postawa i dziękuję również tym, którzy potrafili udowodnić tę pomyłkę.
Z Pana oświadczenia nie wynika jednak, aby zmienił zdanie na temat oceny działalności członków stowarzyszeń "przyjemniaczków". A więc nadal uważa nas za warchołów internetowych? Czy mógłby Pan Kapitan, po przeczytaniu wypowiedzi w tym temacie, merytorycznie wyjaśnić powody takiej oceny?
Pozdrowienia z Ustki
Edward Zając
Dziekuje!
Mam nadzieję, że i ja będe tak umiał rzyznawać sie do moich błędów...
Uznawanie zagranicznych lub nadanych za granicą uprawnień w Polsce to w ogóle temat rzeka. Do czasu tegorocznych (nielubianych przez działaczy) zmian w prawie na śródlądziu posiadacz uprawnień zagranicznych w ogóle nie mógł żeglować.
Uprawnienia zagraniczne na morzu również nie miały podstawy prawnej.
Polskie uprawnienia żeglarskie nie są uprawnieniami w rozumieniu konwencji STCW. Warto zauważyć, że konwencje (tak SOLAS, jak STCW) łagodniej traktują "statki rekreacyjne", które to określenie nie w każdym systemie prawnym pasuje do de facto wycieczkowców pod polską banderą.
Zresztą również status kutrów i statków wycieczkowych wożących pasażerów pod rejestracją żeglarską (polecam rejestr PRSu - łatwo znaleźć kilkanaście przypadków) jest co najmniej niewyraźny, budząc oburzenie urzędników UMów z jednej strony, a armatorów z drugiej. Jest tu spore pole do konfliktów, które trzeba chyba po prostu wygasić i znaleźć odpowiednie rozwiązania.
Działania, które rozpoczął min. Wiechecki miały nieco uporządkować sprawę, niemniej jednak - wskutek problemów koalicyjnych - zostały widać, po zdymisjonowaniu min. Wiecheckiego, uznane za nieistotne i nowe władze jakoś nie mają woli kontunuacji. Zobaczymy, co wymyślą kolejne władze.
Tak czy inaczej, prawne pomieszanie pojęć jest wielkie i na ten temat trzeba wypowiadać się z wielką ostrożnością. Raz rzucone hasło pokutuje (często w wykoślawionej formie) wśród urzędników i decydentów, pociągając za sobą kolejne efekty. Wydaje się, że osoby zainteresowane odpłatnym wożeniem ludzi mają przed sobą wielką pracę (legislacyjno-lobbystyczną) do wykonania.
I chyba nie warto tych spraw mieszać z uprawnieniami żeglarskimi do prowadzenia JACHTÓW, które to przepisy mniej-więcej są odpowiednie.
Z poważaniem
Jacek Kijewski
(niezainteresowany wożeniem ludzi za pieniądze, ale zainteresowany świętym spokojem dla posiadaczy rodzinno-turystycznych jachtów).
Pozdrawiam
Ktrzysztof
Jeżeli o mnie chodzi, osoby prowadzące jachty za pieniądze mogą być zwolnione z patentów, a ich jachty z przeglądów technicznych. To kwestia zasad: skoro zagadnienie mnie nie dotyczy, nie mam prawa komuś innemu ograniczać praw i wolności. To jest jasne i proste, ale wiem, że Ty tego nie jesteś w stanie zrozumieć. Udowodniłeś to wielokrotnie.
Natomiast konwencje, do których Polska przystąpiła, wymagają określonych kwalifikacji od załóg statków (z wyłączeniem jednostek przyjemnościowych) oraz określonych norm wyposażenia (z wyłączeniem jednostek przyjemnościowych). Powinniśmy zatem spełniać wymogi tych konwencji, co oznacza spełnienie SOLAS i załogi z uprawnieniami oficerskimi nadanymi przez administrację danego kraju. Uprawnienia PZŻtu nie są takimi uprawnieniami i jeżeli grono Szanownych Kapitanów zechce zaangażować się w proces uznania patentów PZŻ (lub jakichkolwiek innych) przez administrację państwową za uprawnienia zgodne lub częściowo zgodne z STCW, pozostanie przyklasnąć. Jeżeli nie uregulują - cóż, skoro jesteśmy przy małpach, nie mój cyrk i nie moje małpy. Niespełnianie wymogów konwencji jest w Polsce przez administrację morską tolerowane (do czego administracja na swoich wodach ma prawo), natomiast poważnie utrudnia zatrudnianie się na statkach innych bander. Stąd konieczność dodatkowych kursów, które kpt. Jasser, o ile wiem, organizuje.
SOLAS, STCW, a również kilka innych konwencji NIE OBOWIĄZUJĄ na Mazurach, zatem Twoje argumenty są bez sensu. Może odczuwasz potrzebę ograniczania wolności innym, ale ja nie odczuwam i dlatego "Pierwszy raz się zgadzam" jest tutaj hipokryzją i fałszem.
Na koniec, Krzysztofie, o ile wiem, posiadając patent kapitański wydany przez PZŻ prowadziłeś odpłatnie rejsy. W jednym z nich rozbiłeś o skalistą wysepkę jacht Solaris w sposób, który nie świadczy o powadze patentu kapitańskiego. Naraziłeś na śmiertelne niebezpieczeństwo tak załogę, jak i jacht. O ile wiem, pierwsza instancja Izby Morskiej uznała Twoją winę. Szkody, które spowodowałeś, doprowadziły do poważnych problemów finansowych armatora. Nie raczyłeś tych szkód pokryć. Twoje argumenty nt. patentów związkowych są i będą dla mnie niewiarygodne. Nie jesteś dla mnie autorytetem i jeżeli oczekiwałeś, że usłyszysz to w oczy, to właśnie proszę bardzo.
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
O konieczności innego umocowania w prawie patentów PZŻ pisałem wielokrotnie również w twojej witrynie. Nie poczynienie starań o to przez PZŻ uważam za piramidalny błąd.
Wypominając mi Solarisa, jedną z dwu mielizn na na mniej więcej 50 rejsów, niczego do dyskusji nie wnosi. Czy jak jeden chirurg raz na 15 lat zaszyje narzędzie w brzuchu pacjenta to należy natychmiast likwidować akademie medyczne?
A tak a propos byłeś w ekipie, która Solarisa przyprowadzała czy przypominasz sobie nakresy na pozostawionych przez nas mapach.
Pozdrawiam
Krzysztof
Rozbicie to jedno. Czasem ludziom się przytrafia. . Żałosne tłumaczenie, że przepisy nie kazały mieć drugiego sternika morskiego w załodze i to wina złych przepisów, a nie złego kapitana, który znając kwalifikacje załogi podjął takie, a nie inne decyzje, to drugie.
To pierwsze nie dyskwalifikuje, choć powinno być ostrzeżeniem. To drugie dyskwalifikuje. Bycie kapitanem to nie prawo do bycia najważniejszym na jachcie, ale konieczność poniesienia wszelkiej odpowiedzialności za to, co się na jachcie dzieje. Bez dziecinnych wykrętów. Skoro Ty się od tego wykręcasz - nie mogę Cię traktować poważnie. Takoż i dyskutować.
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
1. Był wypadek, sam pisząc to również na forum, wypowiedziałeś swoje zdanie, różne od orzeczenia.
2. Fakt iż akurat ja a nie kto inny byłem kapitanem na tym rejsie nic nie wnosi do istnienia lub nie istnienia odpowiednich przepisów dotyczących kwalifikacji załogi na komercyjnych jachtach.
Nie możesz mi odpowiedzieć czy widziałeś nakresy na pozostawionych przez nas mapach?
Pozdrawiam
Krzysztof
Jestes juz nudny.
Maciek
Krzysztof
To musi być bardzo dla Ciebie frustrujące...
Proponuję byś przyjął, że Twój problem nie obchodzi mnie, mojej żony, syna, ojca, a także Maćka, Jacka, Jurka, i kilkudziesięciu jeszcze dyskutantów. Oraz setek tysięcy innych żeglarzy w Polsce. I milionów poza nią. Ciekawe zresztą, że dotąd nie przyszło Ci do głowy, iż Twój problem jest problemem tylko dla Ciebie, że go wykreowałeś i wymyśliłeś i dlatego właśnie tak niewielu on interesuje...
Sądzę, że możesz już przestać przekonywać ludzi. Przynajmniej unikniesz frustracji o której wspomniałem... I bicia piany przy okazji.
Jeżeli chodzi o mnie, to za najbardziej pożądane uważałbym przywrócenie naturalnego, całkowitego uniezależnienia możliwości żeglowania od posiadania jakiegokolwiek "papieru" potwierdzającego żeglarskie umiejętności.
Bo żeby żeglować trzeba umieć żeglować - a nie posiadać na wszystko papier. Kto jak kto - ale Ty Krzysztofie po Solarisie wiesz o tym doskonale....
Anyway - osiagnawszy tak pożądany przeze mnie stan całkowitego "bezpatencia" (w ramach obowiązujacych konwencji m-narodowych, czyli do 24m) można zastanowić się czy celowym jest wprowadzanie jakiejś specjalnej regulacji, jakiś "uprawnień" dla osób zajmujących się żeglarską komercją - czyli głównie Twoim "wożeniem ludzi za pieniądze". Osobiście nie sądzę by wobec istnienia powszechnie znanych instrumentów prawa (swoboda zawierania umów, odpowiedzialność cywilna, przepisy dot. organizacji usług turystycznych, etc, etc..) żeglowanie za pieniądze wymagało jakichkolwiek specjalnych regulacji - tak w kwestii sprzętu jak klwalifikacji prowadzących rejsy. A już szczególnie nie wydaje mi się taka ingerencja potrzebna dla pływań "za pieniądze" na środlądziu, od którego wszak zaczęliśmy dyskusję.
Niemniej jeśli Ty uważasz inaczej to proszę bardzo - zabiegaj o nie i lobbuj do woli. Możesz liczyć na moją całkowitą obojętność w kwestii "wożenia za pieniądze". Byleś przekonywał do swych racji stanowiacych prawo- dopiero PO wprowadzeniu "pełnego bezatencia" dla zwykłych żeglarzy, dla tych co nie wożą za pieniądze jak Ty...
Zrozumiałeś?
Jaromir Rowiński
Na pewno nie obchodzi a nawet w żadnym stopniu nie dotyka Ciebie Twojej małżonki, syna, ojca i jeszcze kilku tysięcy innych armatorów prywatnych jachtów ich rodzin i przyjaciół. Pozostałych żeglarzy on dotyka, chociaż wielu nie interesuje, tak jak ja wsiadając do taksówki nie zastanawiam się jakie kwalifikacje ma jej kierowca, czy idąc z uszkodzoną ręką na ostry dyżur w szpitalu nie zastanawiałem się jakie kwalifikacje ma urzędujący tam lekarz. Po prostu uważam iż wystarczające kwalifikacje tych ludzi gwarantuje mi prawo. Nawet jak potem profesor dwukrotnie poprawiał źle przeprowadzoną operację mojej ręki i pomimo tego moje granie na gitarze należy już do przeszłości, nie uważam że było by lepiej dla pacjentów gdyby przyjęcie człowieka do szpitala jako chirurga zależało nie od dyplomu a li tylko i wyłącznie od uznania dyrektora. Skoro chcemy brać udział w tworzeniu prawa, to musimy patrzeć by było ono korzystne dla większości. W przypadku ustawy o żegludze sródlądowej, stała by się ona dobrym prawem z poprawkami Samoobrony (wziętymi z mojego listu). Zauważ proszę że one w żadnym stopniu nie godziły w interesy prawdziwych przyjemniaczków. Dziś ustawy te poza uwolnieniem przyjemniaczków ułatwiają życie kombinatorom chcącym ślizgać się po niedobrym prawie.
Co do Solarisa cóż nauczyłem się że nie należy ufać ludziom ani sprzeciwiać się "możnym tego świata".
Co do pływania za pieniądze cóż, możesz być pewny że wolałbym pływać ze swoja rodziną, ale Mama moja w tym wieku już nie ma siły by pomóc w obsłużeniu jachtu, sam z uszkodzonym kręgosłupem już sam nie daję rady a innej rodziny nie mam, jak teść mój umierał na moich rękach, moja żona nie potrafiła przyjechać do Niego, ale to już zupełnie inna bajka. Analizowanie mojego życiorysu zdecydowanie wykracza poza merytorycznośc dyskusji o tworzeniu prawa.
Pozdrawiam
Krzysztof
Czy jak jeden chirurg raz na 15 lat zaszyje narzędzie w brzuchu pacjenta to należy natychmiast likwidować akademie medyczne?
A czy jak taki chirurg co zaszył narzędzie, mało nie powodując zejścia pacjenta, wypisuje wierutne bzdury (okraszone stekiem...hmmm... przeinaczeń..) na temat kształcenia i certyfikacji innych chirurgów, jak osobnik ów twierdzi, że chirurgów potrafi wykształcić tylko jedna akademia - ta w której nie nauczył się sprawdzać ilość narzędzi po operacji - to należy zdanie takiego konowała brać pod uwagę?
K
Do Hetmana polnego Jerzego Kulinskiego
Drogi Jerzy,
Nie jestem na Ciebie wcale obrazony. Dorosli ludzie sie nie obrazaja.Jestem zasmucony, ze sprytnie judzac wierna Ci druzyne, wydobywasz z nich niedobre cechy zacietrzewienia i braku tolerancji dla innych pogladow.Chce wierzyc, ze robisz to w interesie zeglarzy uwiklanych w nieprzyjazne im przepisy, a nie w interesie reklamy swojej witryny, ktora umieszcza ogloszenia i uprawia handel. Chce wierzyc, ze jestes praewdziwym Katonem, zatroskanym stanem Republiki, a nie cynicznym manipulatorem. Skoro Twoj dyskusyjny panel, pragnie w Polsce patentow RYA, to dlaczego wspolnie nie otworzycie szkoly tej organizacji. Nikt Wam tego nie moze zabronic. Nawet PZŻ.Tyle tylko, ze trzeba bedzie zdawac w jezyku angielskim i bedzie to na pewneo o wiele drozsze, niz zdobywanie polskich uprawnien. Powracajac do meritum calego zamieszania jakie wywolalem,to bede obstawal za tym, ze w Polsce konieczne sa swiadectwa kompetencji na wodzie.
Na morzu bezwzglednie i koniecznie, ale takze na srodladziu.Czy z obowiazkiem odbycia kursu, czy tez bez, to moze byc przedmiotem dyskusji.
Jestesmy spoleczenstwem malo zdyscyplinowanym i niepokornym. Dzieki tym cechom przyczynilismy sie walnie do obalenia totalitarnego systemu komunistycznego, ale malo to sie ma do bezpieczenstwa na wodzie. Szwecja to piekny , ale troche nudny kraj. Ci potomkowie Wikingow, naogol zegluja juz od dziecka. Jak dorosna, to sa tak pozbawieni fantazji, ze im w glowie nie zaswita mysl, by nie stosowac sie do zalecen , czy lamac przepisy. Anglicy sa narodem wyspiarskim , biologicznie zrosnieci z morzem, skad czerpali swoja potege. O zdyscyplinowaniu Niemcow , wole nie wspominac, bo doswiadczylismy tego na wlasnej skorze. Nawet w Stanach Zjednoczonych, gdzie od czasow wojny rewolucyjnej, ciagle zywe jest haslo : " to be free or die " , od pewnego czasu slyszy sie wiele glosow za wprowadzeniem " wodnego prawa jazdy ". Wydaje mi sie, ze to nieuchronnie nastapi, w miare rosnacej ilosci wypadkow na wodzie, spowodowanych przez niekompetencje i przy tak gigantycznej ilosci tzw pleasure crafts. Nie mieszkajac juz tam , nie mam mozliwosci sledzenia tego na biezaco.
My w historii, wielokrotnie przekraczalismy te cienka linie, pomiedzy umilowanie zlotej wolnosci, a anarchia. Ze znanymi skutkami. Stad wyplywaja moje obawy.
Tak, jestem w okopach Swietej Trojcy, ale nie mam w tym zadnego interesu prywatnego, oprocz moze tego, ze bardzo lubie Zbyszka Stosia i Stefana Heinricha. Chce dzialac pro publico bono.Jezeli przekonam sie, ze sie myle, to byc moze przylacze sie do Panow, ale watpie, bo z natury jestem legalista .Uwazam sie za autentycznego dzialacza spolecznego PZZ. Na poczatku lat siedemdziesiatych, nie bedac nigdy czlonkiem partii, ani zadnym zwiazkowym oficjelem, przy pomocy jednak owego Zwiazku, zalozylem na ZARUSKIM Bractwo Zelaznej Szekli , a potem kontynowalem rejsy z mlodzieza na RUTKOWSKIM, jako jego kapitan. Udalo mi sie takze, przy pomocy PZZ, uruchomic rejsy rehabilitacyjne z wychowankami zakladow poprawczych. Nie bralem za to zadnych pieniedzy, oprocz okresu oficjalnego kapitanstwa na RUTKOWSKIM, kiedy bylem pracownikiem Trzebiezy , na pol, czy tez cwierc etatu. Tu zapewne Pan Jacek krzyknie : DAC MU JESZCZE JEDEN MEDAL. OK, dajcie, ale pisze to po to, ze mam powody czuc sympatie do Polskiego Zwiazku Zeglarskiego.
Drogi Jerzy, zycze Ci jak najlepiej w zyciu osobistym i abys zawsze nosil dwie kamizelki ratunkowe, jedna z przodu, a druga z tylu - nigdy nie wiadomo, ktora strona mozesz wpasc do glebokiej wody.
Adam Jasser - nota bene, Sw.Pamieci Pani Danuta Zjawinska z PZZ, kiedys nazywala mnie "enfant terrible " polskiego zeglarstwa.
Do Wielce Utytulowanego Jachtowego Kapitana Zeglugi Wielkiej, Mastera USCG, Instruktora Polskiego i Amerykańskiego Związku Żeglarskiego
Jednego z Kapitanów żaglowca Pogoria, Reprezentanta Polski w Sail Training International etc,etc...
Adamie,
sprytnie podjudzony przez Don Jorge (cynicznego manipulatora), wydobywajac ze sie niedobre cechy zacietrzewienia i braku tolerancji chcialbym, zebys wreszcie przejrzal na oczy. Obstajesz za tym, ze w Polsce konieczne sa swiadectwa kompetencji na wodzie. Zgadzam sie z Toba w calej rozciaglosci. Tego nam brak, bo zamiast nich mamy uprawnienia do prowadzenia jachtow, ktore niewiele mowia o kompetencjach na wodzie. Zwlaszcza morskie patenty wydawane bez egzaminow maja nikla wartosc.
Potrzebny nam jest w Polsce spojny system DOBROWOLNYCH stopni zeglarskich. Powtorze jeszcze raz: dobrowolnych, nieobligatoryjnych. For better undestanding this problem I say again: voluntary, non obligatory. Mam nadzieje, ze teraz zrozumiesz...
Doswiadczenia wielu krajow o znacznych tradycjach morskich i wielotysiecznych flotach jachtow wskazuja, ze dobrowolne patenty zeglarskie na sportowe i rekreacyjne jednostki niekomercyjne pelnia wazna role spoleczna. Dla armatorow jachtow czarterowych sa wyznacznikiem kompetencji, dla ubezpieczycieli powodem przyznania znizek a dla zalog pewna gwarancja spedzenia urlopu pod opieka doswiadczonego skipera.
Wecej nie bede rozwijal tematu, bo mam nadzieje, ze modrej glowie dosc po slowie...Jednak nie moge sie oprzec (podjudzenie dziala nadal) wrazeniu, ze o Szwedach wiesz tyle co wygooglasz, o zdyscyplinowaniu Niemcow mniemasz na podstawie wyjazdu do NRD w czasach studenckich i mitologizujesz synow Albionu przypisujac im posiadanie skrzeli lub pletw co najmniej. Najsmutniejsze jest w twym liscie to, ze znow wprowadzasz w blad opinie publiczna piszac o glosach za wprowadzeniem wodnego prawa jazdy w USA. Zywie nadzieje, ze miales na mysli motorowki i jedynie przez roztargnienie zapomniales dodac tego szczegolu. A swoja droga USA to wolny kraj i rozne poglady mozna tam glosic. W Szwecji takze pojawiaja sie podobne opinie, lecz tamtejszy Zwiazek Zeglarzy ostro przeciw temu protestuje.
I jeszcze jedno - podejrzewanie Don Jorge o niskie pobudki, jest prawdziwym nietaktem niegodnym dzentelmena (czytam te witryne od dawna i dopiero teraz zorientowalem sie, ze to sklep internetowy). Powinienes wiedziec, ze Jerzy nie musi sobie robic reklamy. Ma zacieklych wrogow, ale takze ma za soba armie warcholow. Wcale liczna. A wsrod nich druzyne internetowych oszolomow.
Przyjaznij sie z kim chcesz, nie moja sprawa, ale czas plynie nieublaganie. Za kilkadziesiat lat ludzie beda pamietac Glowackiego za Dzieje Zeglarstwa Polskiego i Kulinskiego za ponad 20 tytulow ksiazek wozonych na pokladach jachtow. Juz teraz zwrot "zajrze do kulinskiego" znaczy to samo co "zajrze do locji". A z kapitanow Pogorii beda pamietali Zbieraja, ktory plywal z gadajacym kompasem i zeglarzami, ktorzy w plywaniu z nim nie widzieli przeszkod.
Lacze pozdrowienia
Krzysztof Bienkowski - kapiszonek jachtowy
Niezależne, rzetelne "zaświadczenia" żeglarskie to to, czego rynek czarterodawców oczekuje z utęsknieniem. Jak może wiesz, jestem członkiem zarządu klubu, który ma m.in. kilka dużych jachtów morskich i często jesteśmy bezradni - klient papiery ma (polipcowe, albo przedlipcowe), a potem to my walczymy z rozbitym jachtem, wyłamanym koszem, zdemolowaną elektryką itd. Ogólnie status papierów PZŻtu oznacza "jak ich nie ma, to nam Warta może nie wypłacić, ale jak ma, to zupełnie nic z tego nie wynika, zajrzyj do internetu, czy tam o nim czegoś nie piszą".
I nie dotyczy to tylko ostatnich papierów. Przykład pojawiającego się Krzysia K. (który szczęśliwie nie był klientem naszego klubu) pokazuje, jak to starzy kapitanowie potrafią rozbić jacht i mieć to w poważaniu (ah, raz na 50 rejsów, każdy chirurg może zaszyć coś w ranie...). Młodzi z lipcowymi patentami też czasem bywają nie lepsi (o Orkanie i panu S.O. pewnie słyszałeś...).
Oczywiście zdecydowana większość pływa dobrze i dba o jachty. Ale jak odróżnić jednych od drugich PRZED rejsem?
Przy okazji, podpowiem Ci chwyt marketingowy: powinieneś już teraz rozesłać po klubach i armatorach pismo, gdzie opisałbyś swoją działalność, prowadzone kursy, ich status i prestiż i wytłumaczyłbyś, ile może być warte zaświadczenie wystawione przez Ciebie. Przyznam, że byłoby nam łatwiej podejmować decyzje mając potem zaświadczenie z dobrej firmy. Jakby ono opisywało nie tylko samą wiedzę, ale też nieco charakter, rozsądek i zdolność radzenia sobie w sytuacji stresowej, byłby to kwit-ideał. Zawsze wtedy możemy uzależnić wydanie jachtu od dodatkowej praktyki, albo jednego z kursów z listy...
Do czego bardzo namawiam. Bo Copernicus jest jeden, powierzyć go jakiejś łajzie i stracić - zgroza.
Przy okazji: to nie Jurek Kuliński prowadzi sklep. Sklep (i domena) jest własnością Grześka Kuchty, którego pewnie znasz. A pojawia się tutaj wyłącznie reklama. Grześka. Co do książek, to sprzedają się same i reklamy im robić nie trzeba. Jutro przyjeżdża do mnie ciężarówka z Zatoką Gdańską, jestem przekonany, że książki te nie zdążą się u mnie zakurzyć. Namawiaj(cie) Jurka na Zalew Szczeciński i Stettiner Haff, bo aż grzech, że jedyna polska locyjka tego akwenu była tłumaczeniem z niemieckiego i skończył się nakład ok. 1991 roku.
Jeszcze przy okazji: 20 tytułów książek było kilka lat temu (w tym chyba dwie po niemiecku). Co roku powstaje nowa książka, a w tym roku: dwie (Porty południowej Szwecji i teraz Zatoka). Delius Klasing, niemieckie wydawnictwo wydające świetne locyjki Bałtyku dysponuje potężną firmą (coś na skalę Muratora, tylko skupioną na tematach żeglarsko-rowerowo-luksusowych), sześcioma autorami TYLKO od Ostsee i Nordsee i tylu locyjek nie wydało.
No, a póki na polskim morzu nie będzie jakiś 20 tysięcy jachtów (pojemność kilku niemieckich marin?), to wydawanie książek u nas będzie zajęciem półhobbystycznym. I tu widzę interes Jurka, bo tylko liberalizacja może zwiększyć liczbę Jego klientów (no, i moich też), a co za tym idzie, honoraria autorskie :)
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
po drugie Solaris nie został rozbity tylko uszkodzony wejściem na mieliznę
po trzecie po wypadku pilnowałem jachtu jak pies i nawet nie poszedłem do lekarza tylko do przyjazdu armatora zjadłem całą apteczkę.
teraz pytanie:
Czy pływając za komuny w rejsy zagraniczne zdajesz sobie sprawę iż korzystałeś z osiągnięć PZŻ.
Krzysztof
K
Dzięki postepowi i parti, to za komuny nawet raz mnie wyleczono z przeziębienia i wyrwano dwa zęby. O dzięki!
Hasip
Za wczesnego Gierka można było wyjechać za granicę jedynie:
służbowo
do rodziny
na rejs żeglarski
Osobiście na pierwszym rejsie zagranicznym byłem bęąc 10 lat "bałtykien'
K
K
Tak cieżko i wiele "robili" aż im skronie nabrzmiały z wysiłku a cała krew do głowy uderzyła. To spowodowało niedokriwenie innych organów co było bezpośrednim skutkiem kiepskiego życia rodzinnego. Bidulki.
Wzruszyłem się.
Hasip
K
KK
Szkoda, że wierchuszka w twojej organizacji jest tak niedoinformowana albo cynicznie kłamie. Wielkośc bezpatencia nie ma żadnego związku z bezpieczeństwem na płatnych rejsach i obozach oraz kursach, itp. o bezpieczeństwie których z taką namiętnością piszesz. Wystarczy przestrzegać istniejącego prawa i wszystko będzie OK. Płatny rejs rekreacyjny, szkoleniowy, obóz itd. jakby na to nie patrzeć są to zorganizowane zajęcia z rekreracji ruchowej. Oznacza to, że prowadzący takie zajęcia (nie tylko KWŻ, ale każdy mający bezpośrednią pieczę nad grupą osób), w świetle obowiązującego prawa powinien mieć odpowiedni stopień trenera, instruktora sportu lub instruktora rekreacji ruchowej w danej dyscyplinie. Są to stopnie państwowe a nie związkowe. W Przypadku żeglarstwa jednym z wymogów jest posiadanie stopnia sternika jachtowego. Oznacza to, że poza przygotowaniem pedagogicznym, merytorycznym taka osoba musi mieć odpowiednie kwalifikacje i doświadczenie żeglarskie, nawet jak wozi dzieciaki na mikro. Wystarczy przestrzegać istniejącego prawa a nie tworzyć nowe protezy, a także należy wprost w oczy powiedzieć wszystkim IŻ i MIŻ, że ich certyfikaty to można w ciasny rulonik..., a chodziło jedynie o kasę dla swoich.
Polecam dokłądnę lekturę ustawy o KF i SK.
Czy na tej płaszczyźnie się rozumiemy?
Co do "robili wszystko" - robili wszystko aby pływac mogli jedynie swoi i pod ścisłą kontrolą. Niewiele dyscyplin sportu (związków sportowych) miało tak rozbudowaną strukturę agenturalną jak żeglarze i "motopompiarze". Jako osoba odpowiedzialna za historię w tej organizacji oderwij się na chwilę od wspomnień o mańkowskich żaglach i poczytaj sobie akta IPN. Mnie w tym g.. już się nie chce szukać złotych dukatów.
Jeśli odrobisz te prace powrócimy do tematu i poszukamy płaszczyzny porozumienia.
Hasip
I żeby było jasne mnie osobiście to nie dotyczy mam AWF owski kwit instruktora sportu w żeglarstwie robiony w Poznaniu, trenera żeglarstwa robiony w Gdańsku, i jeszcze na dokładkę porucznika żeglugi śródlądowej robiony w Bydgoszczy.
Piszesz:
"Co do "robili wszystko" - robili wszystko aby pływac mogli jedynie swoi i pod ścisłą kontrolą."
I tak i nie, oczywiście swoi pływali sobie w regatach samotnych przez Atlantyk, albo na Kubę, ale dla reszty były miejsca na krajówkach, rejsach do NRD i Sojuza.
Co do agentur myślę ze w każdym związku było podobnie, znam faceta, który nie pojechał na Mistrzostwa Świata w pływaniu bo nie chciał podpisać.
Aktualnie najbardziej się nastawiam na "Żeglarskie zabytki" akta w IPN jeszcze poleżą a perełki sztuki szkutniczej co roku giną.
Krzysztof
Jak prawo nie pasuje do życia należy zmienić prawo.
Właśnie - patenty ni cholery nie pasują do życia. Na śródlądziu zawodowstwo także jest niepotrzebne skoro 99% imprez obyło się bez kwalifikacji wymaganych od zawodowców. Burząc jeden mur nie należy budować drugiego skoro jest niepotrzebny. Howgh.
Hasip
K
Zapomisz wspomnieć o tej instytucji bez pomocy której nie moglismy przekraczać granic PRL.
Gloria pracownikom Pionu Paszportów Służby Bezpieczeństwa!
Tylk dzięki ich zangażowaniu i pracy, czasem współpracy, mogliśmy otrzymać paszport ...
Boże! Dodaj mi sił bo to już nawet śmieszne nie jest.
j.w
K
Wprrawdzie czytając odpowiedź na moją wypowiedź zaczynającą się od słów, z których wynika, że nie jest do mnie adresowana, czuję się niezręcznie, ale: tak, jeżeli Pan zrobi na Zaruskim kolejne Bractwo Żelaznej Szekli, Ściągacza, a nawet Togla Fi Osiem, będę klaskał, krzyczał z radości, zdjęcia robił i pod niebiosa wychwalał. Zresztą każdego, kto przywróci Zaruskiego morzu. Obawiam się jednak, że w dzisiejszych, niekomunistycznych czasach taka inicjatywa leży poza Pańskimi możliwościami. Zresztą chyba każdymi innymi możliwościami, o ile władza państwowa nie wyda pieniędzy na ratowanie tego pięknego żaglowca (jakem liberał uważam, że na Zaruskiego warto je wydać tak, jak na kościół św. Katarzyny). W każdym razie dawniejsza eksploatacja pozostawiła po sobie tyle zaszłości, że jacht od lat już stoi na kołkach i Fundacja Polskie Żagle nie rusza z robotą do przodu (o finansowaniu z Polskiej Poczty i okolicznościach nie miejsce tu i czas...).
Mam pewien sentyment do Zaruskiego, do czasów, gdzie zamawiano 8 takich żaglowców, gdzie wyprowadzano młodzież na wodę, zamiast przed ową wodą bronić. Do zapału i wizji. Do ryzyka i poświęcenia. Tego od lat brakuje. Pokolenie, które się wychowywało w niedawno minionych czasach, dziś pisze emaile z, do wyboru, Niemiec, Anglii, Irlandii, Nowej Zelandii. Myślę, że prawie pół rocznika ze studiów znalazło się poza granicami. I pracuje na pomyślność tamtych krajów, nie tego, gdzie się urodzili. Jakieś powody tego były. Ciekawe, że kraje, które wybrali, charakteryzują się małą biurokracją, swobodą gospodarczą i osobistą.
Ale to tak na marginesie. Bo z pozycji legalisty, to w obecnej chwili to Pan atakuje uchwalone legalnie prawo, z którego my jesteśmy zadowoleni. Każdy ma prawo być z prawa niezadowolony i dążyć do zmiany tego prawa. Jest specjalna ustawa, która taki proces reguluje i którą raczył Pan zlekceważyć w jednej z wypowiedzi. Niemniej jednak - istnienie postulatów typu "ograniczyć, dokręcić, zaostrzyć" jestem w stanie zrozumieć. Bo skoro jest demokracja, to różne poglądy mogą być głoszone i różne postawy prezentowane.
Pozostają dwa problemy:
- pierwszy to kwestia logiki. Nigdy za tzw. komuny tak wiele młodzieży nie miało możliwości żeglowania, jak dziś. Liczbę jachtów na Mazurach szacuje się na jakieś 80 tysięcy, liczba jachtów morskich nie jest zbyt jasno określona (wskutek ucieczki części armatorów pod obce bandery), ale przekracza już to za "najlepszych" czasów gierkowskich. Szczególnie gwałtowny wzrost notuje się w ciągu ostatnich kilku lat, gdy postępowała tzw. liberalizacja. Poczynając od tzw. notatki słupskiej, przez liberalizowanie dostępu do żeglugi osłoniętej/przybrzeżnej dla jachtów śródlądowych, zniesienie obowiązku rejestracji w Izbie Morskiej, uproszczenie procedur rejestracyjnych (likwidacja rejestru Urzędu Morskiego), ustawowe ograniczenie opłat za patenty, na koniec liberalizacja systemu patentów (pełniących obecnie funkcję obowiązkowych zezwoleń) i w końcu zniesienie tych bezsensownych kart bezpieczeństwa. W międzyczasie zniknęła też osławiona kreska P-20 (przedtem P-12). Oczywiście są i inne przyczyny tego stanu, m.in. ta, że ludzie mają jakby więcej pieniędzy i otwarte są granice. Z drugiej strony ludzie mają wiele innych atrakcji (za komuny żeglarstwo było w zasadzie jedynym dla niektórych sposobem zobaczenia sąsiednich krajów) - teraz mają komputery, 50 kanałów w telewizji, młodzież ma obozy konne, informatyczne, karate, narciarskie, wycieczki po Europie i świecie. W tej całej masie rozwija się też żeglarstwo. Jedną z przyczyn tego rozwoju było zniesienie bezsensownych ograniczeń formalnych.
- drugi to kwestia zasad. Otóż, Panie Kapitanie, jestem właścicielem jachtu. Klasy Magnifik Midget. A może mężem właścicielki, mniejsza o to. Jacht ma 7 m długości, 2 m szerokości, 16 m2 żagla, długi kil i jest taki dość fajny dla kogoś, kto lubi popłynąć samotnie albo z najbliższymi. Nie widzę najmniejszego powodu, by płacić Pana organizacji jakichkolwiek pieniędzy z tytułu posiadania jachtu. Ani za patent, ani za przegląd, ani za rejestrację. Żadna z tych usług nie jest mi potrzebna i narzucanie ich uważam za ordynarne wyłudzanie. To jest mój jacht, wsiadam i płynę. Płacę za marinę, za paliwo, za żagle, farby i żywność. Jego niewielkie rozmiary i masa powodują, że nie jestem w stanie uszkodzić żadnej z jednostek, którymi Pan dowodzi. Nie rozumiem, dlaczego oczekuje Pan, że władze wprowadzą przepisy przywracające kontrolę nad moim jachtem Polskiemu Związkowi Żeglarskiemu. Tak samo, jak ja nie oczekuję od władz, że nakażą Panu zarejestrowanie płaszcza w Polskim Związku Krawieckim. Wartość mojego jachtu nie przekracza wartości dobrego płaszcza, nawiasem mówiąc. Ale to mi wystarcza, żeby sobie po Bałtyku tu i ówdzie popłynąć.
Pojawia się też trzeci problem: realnego podejścia do tematu. Jeżeli Polski Związek Żeglarski postanowi wyciągnąć łapę po moje pieniądze, jestem w stanie znaleźć się poza zasięgiem tej łapy. Bandera szwedzka, belgijska, niemiecka to dla mnie naprawdę nie problem. Pływam pod polską (m.in. z powodu, że żółto-czarna nie jest oficjalną, niestety), ale nie muszę. Zapłacę. Nawet więcej. Chociaż nie, bo w Belgii będzie to 65 euro za 10 lat. Bez przeglądu technicznego, bo jacht nieczarterowy.
Nie wiem, czy wie Pan, jaki jest NAJSTARSZY statek żaglowy? Otóż s/y Norda, zbudowana w 1926 roku jako żaglowy dozorowiec rybołóstwa. Naście lat temu Grzegorz Woźniak przebudował ją z kutra (za jaki służyła) z powrotem na żaglowiec. Ten jacht jest starszy i od Zaruskiego, i od Korsarza, i od s/y Wyga. Od Szkwału, Oriona i całej reszty też.
Sęk w tym, że jacht już nie pływa pod polską banderą. Filip, właściciel, wprawdzie jest Belgiem, ale nie zamierzał nic zmieniać. Do czasu, aż mu się PRS do spółki z PZŻtem i UMem nie wpakowały na pokład i nie zaczęły wydziwiać. Przerejestrowanie do Belgii trwało równe trzy dni, przegląd techniczny sprowadzał się do sprawdzenia 3 rakiet i działania pompy zęzowej.
Jakby się Pan czuł, gdyby do Belgii przeprowadzić ołtarz Wita Stwosza? Albo np. Bitwę pod Grunwaldem?
Jeżeli chce Pan za ukoronowanie życiowych osiągnięć przyjąć zdjęcie polskich bander z jachtów - cóż, zdziwi mnie to, ale oczywiście każdy ma prawo dążyć do własnych celów. Bardzo zdziwi.
A inni mają prawo się bronić, gdy naruszy się ich prawa.
Kwestia, kogo się nazwie warchołem czy innym obelżywym określeniem, jest wtórna. Widać miało to jakiś cel.
Przy okazji: w dzisiejszych czasach miałby Pan olbrzymie problemy z prowadzeniem Bractwa Żelaznej Szekli. Z jednej strony z powodu finansów, z drugiej - młodzież nam się zrobiła bardzo cyniczna i zmanierowana. W dodatku jakby bez aspiracji poza-zarobkowych i poza-imprezowych. W naszym klubie zaciągnąć młodych do pływania (i to po kosztach jedzenia, paliwa, opłat) to ciężka harówa, najczęściej daremna. Przypuszczam, że w dawnej formule taki program by nie wyszedł. Pisze Pan o angielskich odmiennościach biologicznych, o "ordnung muss sein" niemieckim. Zmiana systemu patentów spowodowała, że może rozwijać się żeglarstwo rodzinne, armatorskie, takie właśnie, jak w wymienionych krajach. I rozwija się w końcu. Odchodzą w niebyt Opale, Zaruski stoi na kołkach, Pogoria i Zawisza to jachty stricte wycieczkowo-czarterowe, a przybywa Beckerów, Veg, Slott i Bavarii. Gdynia, mimo przebudowy, już się zapycha.
Zatem? Przekreślić i wyrzucić, byle CKE miała profity, by p. Durejko był ważny? Dlatego, że p. Stosio taki miły? Dlatego, że bractwo i Rutkowski? (obecnie, zwrócę uwagę, nazywa się inaczej... z różnych przyczyn).
To, że ma Pan zasługi, nie powoduje, że ma Pan rację. Ja też nie twierdzę, że ja mam (zwłaszcza przy braku zasług). Ale w "mojej" filozfii decyzję nt. racji pozostawia się każdemu żeglarzowi z osobna. Pozostawia mu się też odpowiedzialność. Będzie chciał - zrobi stopień. Będzie chciał - zrobi przegląd techniczny. Uprze się - to się utopi. Rację mają ci, co wracają bezpiecznie do portu.
Bóg dał człowiekowi wolną wolę. To różni człowieka od bydlątek wszelakich. Odbieranie wolnej woli to odbieranie człowieczeństwa. To już kiedyś było - nie sprawdziło się - więc róbmy tak, jak jest u tych biologicznie skrzywionych Szwedów, może i na nas (za łaską Boską lub nie, jakem ateista) spadnie podobna mutacja.
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
P.S. Wspominając anarchię miał Pan Kapitan na myśli Bakunina czy Kropotkina? W sensie anarchosyndykalizmu, anarchizmu komunistycznego czy raczej machnowszczyzny? Żadna z tradycji anarchizmu nie zakorzeniła się nigdy w Polsce, to nie Hiszpania (gdzie Duruttiego i tak komuniści zamordowali na samym wstępie). Tą wolność, o którą my musimy ciężko zabiegać, Szwedzi po prostu mają. I nie muszą łamać prawa. Bo ono ich w głupi sposób nie ogranicza. Dla Szweda nie istnieje przestępstwo pt. "nielegalne przekroczenie P-12 w rejsie Nexo-Gdynia", które zdarzało mi się popełniać. To jest po prostu poza mentalnością Szweda, że taki czyn może być przestępstwem.
W młodszych latach, jak przyjeżdżała rodzina z USA, gdzie wujek był jak najbardziej "native", o ile można tak powiedzieć o kimś o szkockim nazwisku czy w ogóle kimkolwiek poza Indianami, zabawiałem go wyciągając kartę pływacką i tłumacząc, że to jest zezwolenie na odpłynięcie do 50 metrów od brzegu. Jak przestawał się śmiać, wyciągałem "specjalną kartę pływacką" z komentarzem, że to dodatkowe uprawnienie na pływanie dalej. (tzw. żółty czepek). Oglądając "Alternatywy 4" ani wujek, ani kuzyni się nie śmiali (mimo mojego tłumaczenia on-line) uważając, że jest to kretyńska komedyjka poniżej ichniego "Married with children" (na polski to chyba "Świat wg Bundych").
Jeżeli ileś narodów nie rozumie naszych lokalnych wymysłów, to znaczy, że to my nie mamy racji. I że to u nas coś trzeba zmienić. Zatem - zmieniamy. Ile lat można żyć jak ta małpa w klatce, którą przyjeżdżają oglądać zza granicy ku taniej uciesze?
Zawsze można też wyjechać. O to chodzi w staraniach?
osobiscie czuje sie obrazony za uznanie mnie ( jako przedstawiciela polskiego narodu) za debila , który w odróznieniu do takiego KAnadyjczyka , Ameryknina, czy Szweda tylko czycha komu by tu zrobic krzywde i w zwiazku z tym MUSI miec certyfikat zbedny innym nacjom.
Bez pozdrowien
Maciej" debilny warchoł" Kotas
Chce wierzyc, ze robisz to w interesie zeglarzy uwiklanych w nieprzyjazne im przepisy, a nie w interesie reklamy swojej witryny, ktora umieszcza ogloszenia i uprawia handel. Chce wierzyc, ze jestes praewdziwym Katonem, zatroskanym stanem Republiki, a nie cynicznym manipulatorem.
Pufff. I tak pryskają resztki autorytetu.
Andrzej Hasip Mazurek
Kto nie pamięta odpowiedzi? :->
Skoro Twoj dyskusyjny panel, pragnie w Polsce patentow RYA, [...] Tyle tylko, ze trzeba bedzie zdawac w jezyku angielskim i bedzie to na pewneo o wiele drozsze, niz zdobywanie polskich uprawnien.
Na pewno będą droższe? Sądzi Pan, że tu chodzi o cenę? A z resztą, pal sześć! dziś $ po 2,50 ;-)
Powracajac do meritum calego zamieszania jakie wywolalem,to bede obstawal za tym, ze w Polsce konieczne sa swiadectwa kompetencji na wodzie.
Proponuję sprawdzić w słowniku:
http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2451052
Jak mam się zwracać do Pana Panie Kapitanie wszak jak i my jesteś Polakiem?
j.w
Szanowni Koledzy "warchoły", dyskusja toczy się zacięta i jest niezwykle interesująca tyle, że nie posuwa sprawy udziału szerszych kręgów w Konferencji Bezpieczeństa. Podobnie jak dyskusja w poprzednich wątkach dotyczących KB. A to tam mogą zapaść decyzje o " zawracaniu kijem Wisły".
Przypominam, że nowy Minister Sportu w czasach przewodniczenia komisji czy podkomisji d/s nowelizacji ustawy o żegludze śródlądowej i kulturze fizycznej prezentował stanowisko raczej niechętne zmianom. A teraz to on będzie kierował do Laski Marszałkowskiej projektu ustaw. Na tym szczeblu prac już będzie trudno przekonać do zmian. Marszałek B.Komorowski też zachował się ambiwalentnie a jest czynnym żeglarzem. To wszystko skłania do wniosku, że teraz i na tym szczeblu dyskusji trzeba pilnować płota. Ta ciekawa dyskusja do tego nas nie zbliża. Może jakieś propozycje?
Inaczej znowu po fakcie będziemy "bić pianę"
pozdrawiam
Batiar-warchoł
Jerzy Buczak
Paweł Pawlicki
Pan kapitan w jednym szeregu z Prezesem W. Kaczmarkiem
Nieraz wyrażałem dezaprobatę wobec osób nie przebierających w słowach na tej witrynie ale kapitan Adam Jasser dokonał rzeczy niebywałej. Nie tylko obraził, bo takie gadki typu, chcę wierzyć, ,że nie jest pan np. złodziejem oznacza, że dokładnie tak myślę...jesteś pan złodziejem. Do zaatakowania w sposób niedopuszczalny Jerzego Kulińskiego powrócę ale teraz wyjaśnię dlaczego i ja zabieram głos.
Zabieram w obronie mojego honoru, inteligencji i moich przekonań.
Kapitanie Adamie, sugerowanie, że Kapitan Jerzy Kuliński mnie podpuszcza obraża nie tylko Jego ale i mnie. Nie miałem zaszczytu jeszcze być przyjacielem Jerzego Kilińskiego a nawet nie znałem go ani osobiście ani z Internetu a tylko z książek, kiedy głosiłem te same poglądy co i dziś. To poglądy nas połączyły w zmaganiach z wykolejonym Związkiem. Skąd Pan się nauczył, przebywając przecież daleko od PRL-u tych metod walki poprzez pokazywanie, że nie chodzi o sprawy wyższe a wrogą działalność, inspirowaną przez ukryte siły. Nikt mną nie dyryguje, nikt mnie nie podpuszcza i wypraszam sobie takie insynuacje. Stać mnie na własne poglądy. Kapitan Jerzy Kuliński w sposób naturalny, jako żeglarz, autor wspaniałych książek, stał się emanacją tego warcholskiego ruchu. Choć muszę przyznać, że jednak kilka razy mnie podpuścił – przyznaję bez bicia. Podpuścił mnie do pisania książek żeglarskich. To naprawdę skandal nad skandalami.
Ten list , pełen fałszywych stwierdzeń iż zapewne nie jest tak jak wygląda, jest dużo wstrętniejszy niż atak Prezesa, któremu Pan służy ( tak, tak- jak długo Związkiem kieruje Wiesław Kaczmarek tak długo to jemu Pan służy) w magazynie „Rejs” w 2002 r.
Jest Medal za nie wykonanie rozkazu na polu walki i człowiek Honoru w pewnym momencie musi posłuszeństwo wypowiedzieć inaczej jest współodpowiedzialny za przebieg wydarzeń.
Przyjaźń z Panem Zbigniewem Stosio to Pańska prywatna sprawa ale jeśli Pan wspiera swoim autorytetem Związek w imię tej przyjaźni to jest to już trochę niejasne. W opinii wielu myślących żeglarzy List Pana Z. Stosio do Prezydenta RP , a głównie dobór argumentów do wykazania błędów nowelizowanej ustawy, moim zdaniem tego Pana czyni osobą niewiarygodną w działaniach na rzecz żeglarstwa. Zaznaczam z całą mocą. Pan Z.Stosio ma prawo nie zgadzać się z zapisami ustawy ale nie ma prawa używać kłamliwych argumentów aby ją obalić. Tamten List i obecny Pański do Don Jorga, stawiają Panów w jednej linii.
Atakując Jerzego Kulińskiego zaatakował Pan wszystkich ludzi naprawdę życzących dobrze polskiemu żeglarstwu. Ale to akurat Pana nie przekonuje i pozostaje poczekać na „wyrok historii”. Związek zostanie odzyskany dla żeglarzy, powtarzam – dla żeglarzy a nie przeciw nim ale tylko wtedy kiedy kilka osób na czele z dwuznacznym Prezesem odejdzie na zawsze.
Szkoda dla żeglarstwa aby Pan odszedł wraz z nimi.
Pozostając póki co adwersarzem
Zbigniew Klimczak