To pamiętniki pierwszego polskiego żeglarza, który
opłynął nasz glob dookoła. Oczywiście chodzi o rejs
Władysława Wagnera, o którym od lat krążą różne
oceny. Od entuzjastów z grupy Jerzego Knabe i
Andrzeja Piotrowskiego do sceptyków, którzy
manifestują swój sceptycyzm wobec wszelkich
dokonań, jeżeli to nie są ich własne dokonania.
Ja w tej materii rezerwuję sobie pozycję obserwatora.
Kibicuję natomiast Andrzejowi Kowalczykowi,
któremu nic nie jest obojętne i się szarpie, szarpie.
Cenię takich i życzę dalszych sukcesów.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
PS. Książka ma stron 288 formatu 13,5 na 19,5 cm
plus duża ilość zdjęć i mapka rejsu.
====================================
Ukazała się książka, która ponoć ukazać się nie powinna. Chodzi o napisane w 1986 roku dzienniki pierwszego Polaka, który opłynął świat pod żaglami - Władysława Wagnera. Rejs odbył się dawno, bo w latach 1932-39. Autor napisał książkę niejako w odpowiedzi na zmasowany atak na siebie ze strony mediów polskich. Atak z powodów, których można się tylko domyślać.
Pierwszym powodem był ten, że Wagner po zakończeniu rejsu i II Wojny w czasie której pływał w konwojach dostarczających broń i żywność walczącym, pozostał na zachodzie twierdząc, że nie dla takiej Polski żeglował.
Drugi powód to, że w trakcie rejsu opis jednego z etapów ukazał się nakładem Ligi Morskiej i Kolonialnej. Chodzi zapewne o drugi człon tej nazwy zadający kłam twierdzeniom, że Polska nie miała nigdy kolonialnych zapędów.
A trzeci powód, zupełnie nie poparty żadnymi dowodami to, że harcerz i uznany niemal za bohatera światowego skautingu Władek Wagner rejs rozpoczął na skradzionym jachcie. Brak dowodów uznano za główny dowód i ukazały się nawet książeczki o tym jaki to sprytny, przebiegły i doskonale zacierający ślady był ten harcerzyk. Nie pomogło nawet oświadczenie Polskiego Związku Żeglarskiego - oczyszczające kapitana Wagnera z tego absurdalnego zarzutu.
Moje prywatne śledztwo przyniosło konkretne rezultaty. Otóż rzekomo skradziony, drewniany jacht o nazwie „Zorza” tuż po II Wojnie został przetransportowany z Gdyni na Mazury gdzie po remoncie pływał długie lata, a ostatnie jego zdjęcie mam sprzed kilku lat. Może pływa nawet do dziś.
Dlaczego zatem książka nie została wydrukowana w Polsce?
I tu też podam wnioski z moich przemyśleń. Otóż jak słusznie zauważył młody harcerz i kapitan Wagner, że do TAKIEJ Polski on nie wróci. Bo w książce rysowany jest obraz Polski zupełnie inny niż to co mamy obecnie. Proszę sobie wyobrazić młodego chłopaka, który sam remontuje drewniany jacht. Robi to bez nadzoru przeróżnych ważnych urzędów, które obecnie reprezentuje choćby obecny KRS. Robi to bez wiedzy choćby PZŻ czy jakiegokolwiek urzędnika z najbliższego klubu żeglarskiego. I o zgrozo robi to za swoje pieniądze bez składania w skarbówce zeznania skąd je ma. Dalej. Nie powołuje zespołu brzegowego, zamiast sponsora chce tylko żeby zapłacono mu co łaska za pisane relacje z rejsu. A dodatkowo ku przerażeniu obecnych urzędników wypływa tylko z legitymacją szkolną. Nawet bez numeru który wymyślił dla obywateli niejaki Adolf H. A obecnie nazwano ten numer PESELem. Taki początek rejsu w dzisiejszych czasach jest niemożliwy i o to dbają całe sztaby biurokratów. Fakty poparte nazwiskami podaje choćby kapitan Jaskuła w książce „Drugi rejs”. Polecam.
Jakby mało tego, Wagner opisuje w książce, że po drodze był z honorami witany przez polskich konsulów, którzy zapraszali go na salony, organizowali bankiety na które zapraszali miejscowych notabli i konferencje prasowe na które zapraszali także miejscowych dziennikarzy. Kto nie wierzy że tak było, niech przeczyta książkę i obejrzy nawet zdjęcia dowodzące, że młody żeglarz nie zmyślał. W obecnych czasach o podobnym zachowaniu dyplomatów słyszałem tylko w przypadku startującego w Vendee Globe Zbyszka Gutkowskiego, którego na salony zaprosił prezydent. Z tym tylko, że był to prezydent Francji. Polskiej dyplomacji żeglarze nie są widać potrzebni.
Ale, ale. Tu ciekawostka komu jeszcze polscy żeglarze nie są potrzebni. Otóż w trakcie rejsu, w 1938 roku ówcześni prezesi Polskiego Związku Żeglarskiego kapitan Jerzy Lisiecki i komandor Czesław Petelenz przyznali żeglarzowi, bez stopni i patentów - Władysławowi Wagnerowi patent kapitański. W obecnej rzeczywistości rzecz bez precedensu na co mam dowody i o czym też napiszę. Obecnie PZŻ ma inne problemy w rozwiązywaniu których żeglarze tylko przeszkadzają. A już ci samozwańcy, którzy ruszają w rejs bez zgody zwiazkowych biurokratów wręcz działają na ich szkodę i obniżają rangę polskiego związku. Podkreślam. Mam na to pisemne dowody i to sprzed kilkunastu dni.
No i tak doszliśmy do finału, czyli udowodnienia postawionej w pierwszym zdaniu tego tekstu tezy że książka kapitana Władka nie powinna się w Polsce ukazać. Ukazała się zatem we Francji ale, co należy podkreślić, z pomocą kilku żeglarzy z Polski za co składam im gorące podziękowania.
Książkę „Według słońca i gwiazd” polecam jako jej wydawca. Tylko 40 zł plus koszt wysyłki z Francji 9 zł. Razem 49 zł. Ku refleksji jak było i dlaczego to wszystko ktoś popsuł.
Andrzej Kowalczyk.
Francja 16 marca 2023.
Jacht Wagnera
Taki tytuł ma jeden z rozdziałów Ilustrowanego Reportażu dla Młodzieży
"Darem Pomorza naokoło świata", którego autorem jest Zbigniew Rokiciński,
uczestnik rejsu. Reportaż w pięknej oprawie wydał w 1935, w Warszawie
Instytut Wydawniczy "Biblioteka Polska".
Autor pisze: "Przez kanał przechodziliśmy razem z amerykańskim statkiem
handlowym, z którym zmieściliśmy się w jednej przegrodzie. Za pierwszą śluzą
spotykamy jacht polskiego harcerza-żeglarza Władysława Wagnera "Zjawę II"
i holujemy go przez cały kanał. Władysław Wagner jako 20 letni harcerz 2 lata
temu wypłynął z Gdyni w towarzystwie kolegi w podróż naokoło świata.
Przybywszy rok temu do kanalu Panamskiego, począł gromadzić fundusze na
kupno nowego jachtu, gdyż jacht "Zjawa I" po rocznej żegludze był nadto skołatany.
Nowy jacht "Zjawa II" jest bardzo mocny i ładny. Władysław Wagner zamierza udać
się nim do Australji, wysp Zundzkich, Indyj, opłynąć Afrykę, wstąpić do New-Yorku
i dopiero stamtąd powrócić do Gdyni.
O godz. 16 "Dar Pomorza" staje na cumach w amerykańskim porcie "Balboa"
od strony Oceanu Spokojnego."
Do tekstu dołączone jest zdjęcie: "P. Wagner z załogą "Daru" w Panamie" [w towa-
rzystwwie siedmiu słuchaczy szkoły morskiej, na pokładzie "Daru"]
Przy okazji autor wcześniej opisuje Kanał Panamski: "... p. Komendant zorganizował
dla nas wycieczkę do największej śluzy "Gatun Loks". (...) Aby wejść z zatoki "Limon Bay"
do właściwego kanału, trzeba przejść przez 3 śluzy, położone tarasowo nad poziomem
wody w oceanie. Statek podchodzi podchodzi do pierwszej śluzy, będącej na równym
poziomie z oceanem, podają mu stalowe liny od lokomotywek elektrycznych,
umieszczonych po obu stronach wybrzeża, i wciągają do śluzy. Podczas przechodzenia
przez śluzy statek jest holowany przez 6 lokomotyw elektrycznych, z których 4 ciagną naprzód, a 2 wtył w czasie zatrzymywania. Pierwszą śluzę zamykają i napuszczają
wodę do poziomu następnej śluzy, otwierają następną, wprowadzają statek i znów
postępują jak poprzednio. Wreszcie trzecia śluza podnosi statek na wysokość 26
metrów nad poziom morza. Stąd statek wchodzi na sztucznie utworzone jezioro Gatun,
które zostało zrobione, aby zaoszczędzić kosztów kopania głębokiego na 26 metrów
kanału.
Napuszczenie wody do śluzy odbywa się niezmiernie szybko, podnosząc poziom
o 2 metry w ciągu minuty.
(...). Jezioro "Gatun" jest największe i wynosi połowę długości całego kanału.
(...). Za jeziorem statek przechodzi przez przekopany w terenie kanał "Gaillarda",
a nstępnie wchodzi do śluz, opuszczających go w dół do poziomu Oceanu Spokojnego.
(...). Opuszczanie statku odbywa się w sposób odwrotny. Najpierw śluzy i jezioro
"Pedro Miguel Loks", następnie naturalne jezioro "Miraflores", dalej śluza tejże nazwy
i statek wchodzi do kanału, którego poziom jest narówni z Oceanem Spokojnym."
Do tekstu dołączona jest mapa plastyczna Kanału Panamskiego oraz mapa i
przekrój Kanału Panamskiego (w j. francuskim).
Ramzes XXI