Rzadko który żeglarz jest alergikiem, ale kambuzowe
paralele zastanawiają. Zjawisko postanowił zbadać
nasz silnikowy i kulinarny ekspert Tadeusz Lis. Jako punkt
wyjścia posłużyła mu książka żeglarki Hanki Ciężadło
pt. „SURVIVAL DLA ALERGIKÓW I ICH RODZIN”.
To ambitne opracowanie – pełne niecodziennych, ale
praktycznych pomysłów. Konkluzja – kuchnia dla alergików
wbrew podejrzeniom może być smaczna i zdrowa.
Krótko – Tadeusz radzi książkę zabrać ze sobą na jacht.
Niekoniecznie na długi rejs. Niech Was tytułowe słowo survival nie wystraszy.
Ja w tej materii jestem absolutnym ignorantem. Na jachtach „Milagro”
kulinarne koncerty dawali senior Wiesław Woźniak i junior Krzyś Brykalski.
Mój gust jest niewyszukany. Proste potrawy, unikanie mięsa, z ryb tylko
filet z dorsza z piwem w portowej tawernie. Prędzej bym zjadł cholewki
moich butów niż węgorza. Dużo, dużo zielenizny z zupą pokrzywową na początek.
Zamawiajcie Hankę Ciężadło na przyszłoroczne rejsy !
Wydawnictwo WAM. 272 stron.
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
======================================
To się musiało wydarzyć, było po prostu nieuniknione!. Groza narastała z każdą godziną internetowego śledzenia przesyłki - a ponieważ zawodowo zajmuje się zarządzaniem ryzykami, to niestety intuicja rzadko mnie zawodzi. Właśnie wessałem „Survival dla Alergików”. Wydany przepięknie, w twardej okładce.
A zawartość?
Już po pierwszych 30 stronach wiedziałem, że o gotowaniu nie mam najmniejszego pojęcia. Poczułem się jak Liliputek przy Guliwerze kuchni.
Nieprawdopodobna wyobraźnia, pragmatyzm i inteligencja w łączeniu smaków. SOLONY ANANAS w daniu tajskim (strona 126) - czemu nie przyszło mi to do głowy???
Nie piszę dalej bo mowę mi odebrało, ślinka kapie, a gdy popatrzyłem podpuszczony przez Don Jorge na urodę autorki na tylnej okładce, to pomyślałem że nieskończenie sprawiedliwy Pan Bóg nie do końca sprawiedliwie rozdziela swoje dary na tej planecie...
A mam tutaj pewne poczucie kompetencji będąc szczęśliwym mężem kobiety całkowicie pozbawionej wad.
W związku z powyższym postuluje:
1, Wyżebrać u Autorki publikacje wybranych przepisów na SSI dla dobra ludzkości
2. Wykupić wszystkie dostępne egzemplarze
3. Zorganizować sprawny dodruk i szeroką dystrybucję tego pomnika kulinarnego
To nie książka kucharska - to zmiana cywilizacyjna w kuchni!
Pozostawiam Was w nieutulonym żalu, pędzę po zakupy na pierwsze dania.
Pozdrawiam cały Klan.
T.L.
------------------------------------
PS. Będzie kontynuacja o wekowaniu potraw oraz roztropnych zakupach na rejs załogowy. Na razie kucnąłem pod lawiną pytań - ale podniosę się, obiecuję.
Don Jorge,
zacznę od tego, że jest mi strasznie miło, bardzo, bardzo dziękuję i czuję się zaszczycona (a nawet lekko speszona) tym, co widzą moje oczęta na SSI ;)
Uznanie z takiej strony naprawdę mile łechce moje kukowe ego. Specjalnie nie podałam tytułu, bo nie chciałam być posądzona o kryptoreklamę, ale chyba wyszło inaczej.
A swoją drogą temat żeglarzy „z potrzebami” jest dość ciekawy. Nie chodzi tylko o alergików, ale też o diabetyków, wegan (to akurat jest wybór, nie konieczność, ale dla niektórych bardzo ważny i myślę, że trzeba to uszanować) itp. Jak to się ma do wspólnej kasy jachtowej? Takie produkty zwykle są droższe i bardziej kłopotliwe w przygotowaniu. Przeważnie też dają mniejszego kopa energetycznego, a to oznacza częstsze posiłki, więcej zmywania i ogólną dezorganizację. Nie każdy umie i chce się w to bawić.
W czasach restrykcyjnej diety żeglowaliśmy tylko rodzinnie: ja, mąż i synowie – i wszyscy jedliśmy to samo (nie pytaj, kto gotował, ale pizzę z kalafiora wypominają mi do dziś).
Ciekawe, jak to wygląda w większych załogach u bardziej doświadczonych Kolegów? Może ktoś ma takie wspomnienia (oby dobre) i chciałby się nimi podzielić? :)
Pozdrawiam z całego serducha
H.C.