„BURY KOCUR” WRESZCIE W ROSKILDE

Mój młodszy kolega klubowy – Włodzimierz Bury Kocur Ring

dopiero po 16 latach od ukazania się locyjki ”Isefjord – Roskildefjord

postanowił pożeglować do pierwszej stolicy Danii – Roskilde.

Podejrzewam, że powodem tej zwłoki była pomarańczowa banderola

opasująca książkę z napisem „Także dla szuwarowców”. Dopiero

przykład znanego oceanicznego żeglarza – Zbyszka Rembiewskiego

przełamał niby-kompleks szuwarowy Autora tego newsa. To tylko

podejrzenie.

Roskildefjord to tylko droga do Roskilde, ale po Isefjordzie już można

sobie pohasać, tzn pohalsować.

Tu i tam – kamizelki rekomendowane.

Zyjcie wiecznie !

Don Jorge

=======================================================

Witaj Drogi Jurku.

 

   Niejako w uzupełnieniu relacji Zbyszka Rembiewskiego (https://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=3929&page=0 ) dotyczącego żeglugi po Fiordzie Roskilde pozwolę napisać swoją krótką relację o tegorocznym naszym rejsie – a w zasadzie jego fragmencie - i zamieścić kilka fotek i informacji o tym akwenie, gdyż właśnie po nim żeglujemy.

 

Gdzie są Isefjord i Roskildefjord ?                                                              Izobata 2 m

.  

   Nie zrażony brakiem odpowiedzi dotyczącej wysokości linii energetycznej  za miejscowością Frederikssund postanowiliśmy z moją załogą jednak tam popłynąć, a decyzję o przejściu pod tą linią podjąć dopiero w porcie Frederikssund – po zasięgnięciu tzw. języka lokersów.

 

   Nasza wątpliwość wynikała z faktu, iż mamy maszt ok. 18,5 metra nad KLW, a we wszystkich dostępnych informatorach mówi się o linii 132 kV w poprzek fiordu za drugim mostem, gdzie prześwit pod tą linią określany jest na 22 m. nad LW.

 

  Jednak analiza rozmów z lokersami w lokalnym porcie + analiza faktu przejścia tej linii - na naszych oczach - przez jacht Bavaria 49 z masztem o prawie 2 metry wyższym - zachęciła nas jednak do zaryzykowania przejścia pod tą linią i popłynięciu do Roskilde.

   Po wyjściu z portu Frederikssund i przejściu kolejnej mielizny przed portem - których tu mielizn jest bez liku - skierowaliśmy się pod most – fotka w newsie Rembiewskiego.

 

   Nawiasem mówiąc żegluga całym fiordem od praktycznie wejścia w niego jest płynięciem w wąskich „rynnach” pogłębionych miejscowo dla żeglugi zawodowej, a cala reszta akwenu ma głębokość w granicach 0,5 m do 1,5m – co przy wiatrach przeciwnych nie daje za wielkich szans halsowania w tych „rynnach” i wymusza jazdę na silniku.

 

   Most przeszliśmy bez najmniejszych kłopotów i skierowaliśmy za mostem w kolejne dwie wąsko obojkowane rynny – po czym  dochodzimy do owej linii energetycznej – fotka.


Pomimo lekkiego stracha – co mam zawsze przechodząc pod taką linią – przeszliśmy pod nią bez kłopotów. Okazało się  że linia wisi wyżej niż owe 22 metry – taką informację dostaliśmy od bosmana w ostatnim porcie.


   Dalsze płynięcie do Roskilde to już było tylko z "górki" nie licząc ciągłych mielizn i konieczności pływania niemalże tylko wykopanymi w gruncie kanałami – my, jak wiele jednostek innych ciągnęliśmy  – jak piszę – na silniku – pod wiatr -  wąskimi rynnami - bo jak się przyjrzeć to wszystkie większe jednostki o większym zanurzeniu tak tu pływają.

 

   Po drodze mijały nas pływające repliki dawnych łodzi Wikingów a także stary lokalny śliczny stateczek wożący turystów – fotki.

/     

 

   Dwie godziny później zacumowaliśmy w Roskilde. Ze znalezieniem miejsca nie mieliśmy większych kłopotów tyle, że z racji wielkości jednostki musimy szukać miejsca o szerokości powyżej 4 metrów, których to miejsc zawsze jest niewiele, co za każdym razem trochę uszczypliwie komentuje moja Marzena przytaczając powiedzenie Tomka Konnaka, iż „małe jest piękne”… a suma summarum stanęliśmy najwygodniej czyli burtą do kei. Po ogarnięciu jachtu – podłączeniu prądu – poszliśmy zwiedzać okolice – dziś głównie Katedrę w Roskilde.

 

   Katedra jest niesamowita, bo stanowi od wieków miejsce pochówku prawie wszystkich – prócz chyba dwóch – kolejnych królów i królowych Danii od czasu Haralda Sinozębnego do czasów obecnych. W Katedrze tej – jako w dawnej stolicy Danii - koronuje się także od stuleci wszystkich kolejnych władców tych ziem.

 

Następny punkt programu to zwiedzanie Muzeum Starych łodzi Wikingów. Pięć godzin zajęło nam zwiedzanie Muzeum Wikingów + oglądanie pokazów pływań ich łodzi + zwiedzanie portu z zacumowanymi replikami łodzi wikingów.

 

   Muzeum jest naprawdę super – i tu pozwolę sobie skończyć samą relację, bo wszelkie słowo pisane i tak nie odda atmosfery tego muzeum.

 

Pzdr

Włodzimierz Ring

Bury Kocur

 

Komentarze
ani ksiązka, ani Rembiewski tylko łodzie wikingów Włodzimierz Ring z dnia: 2022-08-02 15:40:00