było dobrze, bo wyraźnie widać, że się nie śpieszy.
Z jego kolejnej relacji widać, że wszędzie dużo jachtów,
nawet kotwicowiska są zapchane. Relacje Romana
mogą zainteresować lub zniechęcić do tego regionu
nie jednego z Was.
Romanowi dziękuję.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
=====================================
NIESPIESZNY ODWRÓT
Poczatek podrozy bez konkretnego calu ma inny charakter od niespodziewanego i przedwczesnego przerwania rejsu. Zaczynam powrot. Najpierw z Martyniki do St. Martin. Morze Karaibskie. Plyne w dzien, a noce na kotwicy, Spotkania z kolegami/zeglarzami ktorzy stoja na Martynice i Guadelupie. Jeszcze nie zdecydowali gdzie, ale zostaja na Antylach. Sezon cyklonów sie zbliza. Moze poplyna na Grenadynę przetrwac? Stopy wody na pozegnanie. Smuteczek, nostalgia. Moj pierwszy etap to Gwadelupa. Okolo 120 mil, noc w morzu. W kanale pasat okolo 6B, Niezle fale. Jacht ciagnie do przodu. Samoster steruje jak zwykle lepiej ode mnie. Lubie to.
Dominika po prawej burcie. W jej oslonie mniejsze fale i wiatr kaprysny. Nastaje noc. Wzmocniona uwaga. Mozliwa obecnosc rybakow okazuje sie bez podstaw. W morzu jestem sam. Jakis prom daleko zlapany na AIS. Spie. Co godzine tortury brzęku budzika. Staram sie trzymac prosto przed wyjsciem na poklad. Zapinam szelki, jak zawsze. Czasami lekka poprawka samosteru. Ustawie jacht na kurs. Nastepna godzina na spanko. Nic sie nie dzieje. Normalne ulewy tropikalne myja poklad. Szkwalow brak. Spie ubrany. Buty, szelki... W nocy czesto sie obijam o zlosliwe nad poklad wystajace metale. Byle do switu. I wszystko jasne. Doplywam do Les Saintes. Grupa wysp na poludniu Guadelupy. Wyglada malowniczo. Miedzy wyspy prowadzi wystarczajaco szeroki przesmyk. Z prawej burty recyf. Woda pieknego koloru. Za otwartym morzem cywilizacja! Jachtow wszedzie pelno. Na silniku powoli oplywam wyspy szukajac kotwicowiska. W zatoczkach sa platne boje, zajete. A gdzie ich nie ma to nie wolno kotwiczyc ze wzgledu na kable i rurociagi na dnie. Najwyrazniej nie przeszkadza to zaglarzom. Mam w koncu miejsce, bo wlasnie jakiś jacht podnosi kotwice. Nie jest super. Wprost w kanal miedzy wyspami. Pod wiatr i fale. Lad od rufy. Daje dwie kotwice i 50 m lancucha. Alarm kotwiczny GPS’u na minimum czyli 19 m. Jak brzeczy to zaznaczam way point. W ten sposob widze na ekranie GPS jak sie jacht rusza a moze dryfuje? Noca nastawiem alarm na okolo 30m. To zalezy od zaufania do kotwicowiska i okolocznosc nabytych doswiadczeniem.
Marigot St. Martin
.
Jest wczesne popoludnie. Kapiel w morzu 28°C. Zimne piwko i kolacja w kokpicie. Dzis jest raj! Miejsce malownicze, sympatyczne dla oka. Jeszcze kozikiem wyryje w morzu nasze slawne «tu bylem» jakbym sam w to nie wierzyl! To nie sen. Od rana wieje. Na Guadelupe troche pod wiatr. Pare zwrotow i pare mil - 20 moze. Doplywam do calkowicie oslonionej zatoki przed portem w Piont-à-Pitre. Tu czeka Grzegorz. Nie bede sam. Guadelupe trzeba oplynac. Tak jak kazda spotkana wyspe. Najpierw na poludnie. Dalej na polnoc, przy brzegu. Nie ma wyjatkowo fajnych zatoczek godnych dluzszego pobytu. Tylko Les Deshaies, na polnocy. Jean i Anne czekaja tu od paru tygodniu. Znaczy zyja - spokojna emeryturka. Tym razem jest z nimi syn i ja. Zatoke nieduza. Jachtow pelno. Dobre miejsce na kotwice mimo nieustannego wiatru spadajacego z gor. Mozna zalatwic formalnosci celne. Mozna byc turysta.
Z zaopatrzeniem nie ma problemu ale wybor slaby. Wiatr nie slabnie. Kotwiczny lancuch rdzewieje. Zagle sie niecierpliwia, ja tez. Na mapach polnocna czesc wyspy wyglada na trudny akwen. Plycizny, recyfy ... niespodzianki. No i pod wiatr. Kotwicowiska nieliczne, prawdopodobnie z fala przybojawa.
Plyne do Anse du Vieux Fort zaledwie 5 mil. Pod wiatr zygzakiem. Ominac skalista wyspke otwartym morzem. I polwiatrem do zatoczki. 15 mil na liczniku. Tu paru turystow na plazy. Ani na kotwicy ani w morzu jachtow nie ma. Znczy nie jest super na spedzenie nocy. Na dnie skaly i piasek. Znalazlem fajne miejsce. Daje dwie kotwice i 30m lancucha mimo 3 m glebokosci. Jachtem troche szarpie. Klasyczne przygotowania przed noca. Kapiel, piwko, dobry obiad/kolacja. Radio nadaje Kreolski Mazuk i beznadziejne reklamy. Kup to, kup to tez, czuj ze zyjesz ze jestes panem swiata i z usmuechem daj kase miliadrerom. Badz szczesliwy. Zycie to handel bydlem. Nie badz cielakiem!
Les Saines
.
Nazajutrz do Baie Mahault. Nieprzyjemnie fale strome, pod wiatr, pogoda deszczowa. Siedze pod oslona zejsciowki. Samoster pracuje. Ja pracuje przy zwrotach. Na AIS jakis katamaran z wiatrem plynie 14 kt. Ooooo! Do brzegu przez przesmyk wschodni miedzy rafy. Jest szerszy od zachodniego i od niedawna z bojemi podejsciowymi. Rafy, plycizny, wiatr. Woda prawie jak lustro. Akwen osloniety ladem/ polwyspem i rafami. Steruje recznie, uwaznie. W koncu zwijam zagle i na silniku. Halsowanie miedzy rafami nie dzisiaj.
Baie Mahault zostawiem na wschodzie i kotwicze za oslona cypla w zatoczce obok. Bezludzie. Chociaz za zaslona drzew jest gospodarstwo rolne. W glebi szopka rybacka z samochodami na parkingu. Nieczynna restauracje nad brzegiem. Rano pieje kogut?! Na kotwicy stoje dwa dni. Wieje mocno. Prognoza pogody zwiastuje 6 do 7B, fale 6m. Podplywam do Baie Mahault. Tam porcik i miasteczko. Jakies boje. Pytam faceta na jachcie czy platne. Odpowiedz ze boje «prywatne» i trzeba stanc na kotwicy. Na kotwicy obok zatopionej i osiadlej na dnie sporej motorowki. Nieprzyjemny widok. Plytko, muliscie. Dwie kotwice, 30m lancucha i 20 liny. Zejde na lad i chce byc pewny ze po powrocie znajde „Ultimę” na wodzie. Nie ma szans na zmiane pogody. Guadelupy nie oplyne. Jade autobusem do Pointe-à-Pitre. Godzina w jedna strone. Kupuje mala UKF bo stara juz nie laduje. W kapitanacie na kompie robie clearanse wyjsciowa. Pare swiezych owocow na droge. Juz tylko do pomostu nabrac wode i na St. Barth. Tu nie ma kapitanatu. Nie wiem jak port funkcjonjue. Woda dostepna. Do St. Barth! Na zaglach, polwiatrem i przez przejscie zachodnie. Pasat jakby slabszy. Przed otwartym morzem ostatnia wysepka z palmami i bialym piaskiem. Pare motorowek z turystami. Raj. Z prawej burty zostaje Antigua z lewej Monyserrat za slawnym aktywnym wulkanem. Nie ma jak podziwiac, wilgoc i slonce strajkuje. Przeskok zajmuje rowne 30 godzin.
Barth - kotwicowisko
.
Na St. Barth miejsca malo a jchtow duzo. Boje, port kontenerowy i promowy. Plaza i lodze rybackie. I gdzie sie da jachty. Takie piekne zadbane jak stylowe meble i te normalne z fabryki. Jest duzo jachtow za sladami dalekiego rejsu. Staje na kotwicy wczesnym popoludniem. Miejsce zle. Skaly z jednej strony, jachty z drugiej. Pare metrow od toru podejscieowego do portu. Tej nocy bede zle spal. Nie ma po co na lad. Do St. Martin. Tym razem slonce, polwiatr. Przez kanal szybka zegluga. Wzdloz zachodniego brzegu. To Holandia. Do francuskiej strony. Kawalek pod wiatr. Zatoka i miasto Marigot. Kotwica w piesku. Port niedaleko. Jachtow pelno ale nie jest ciasno. Z rana przygotowuje kajak i na miasto. St. Martin nie mam ochoty zwiedzac. Nowy GPS. Firma Raymarin nadal nie moze dostarczyc sondy za ktora biegalem juz na Martynice. Ma byc w czerwcu!? Szkoda. Strefa bezclowa elektronika tania. Zreszta wszystko taniej w stosunku do Martyniki i Guadelupy. Na ulicy kreole po angielsku gadaja. Sa jakies wybory w solectwie. 3 plakaty wyborcze w tym jeden po angielsku, drugi w dwoch jezykach i jeden po francusku. Smieszny region Francji !!
Zapoznaje sie z Marco. Francuz, emeryt na starym 12 metrowym jachcie. Porusza sie z trudem. Nogi juz nie te, chore. Atlantyk sam przeplynal. Na lad nie chce wracac. Podziw i szacunek. Morskie i nie tylko opowiesci. W koncu mam potwierdzenie ubezpieczenia na samotny rejs. Nic wiecej mnie tu nie trzyma. Przed dziobem okolo 2500 mil. Ale o tym nastepnym razem.
Z Lajes das Flores
Roman