Dzisiejsza prezentacja to w SSI zupełna nowość. Jako Europejczycy jeszcze nie za bardzo przywykliśmy do takiej maniery, do takiej wizji.
Ale się edukujemy i co ważne z pomocą naszego cenionego współpracownika i członka Klanu SSI – Krzysztofa Baranowskiego.
Jest to drzeworyt autorstwa Japończyka Hoksai (1760 – 1849) tworzącego w stylu ukiyo-e. Powstał ok. 1831 r w późnym okresie Edo..
Drogi Krzysiu – gratuluję rozległości zainteresowań i sukcesu poszukiwań.
Galeria marynistyki coraz bogatsza.
Oswajajcie się, smakujcie, delektujcie się !
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
--------------------------------------------
Wielka fala
Wielka fala japońskiego malarza Hokusai przedstawia morze w dramatyczny sposób. Czy to możliwe, żeby fala układała się w tak złowieszczą formę? Jeśli wspomnimy surferów z plaż hawajskich to wykorzystują oni takie właśnie spiętrzenia fal, żeby ślizgać się z wielką prędkością na ich zboczach. Zanim fala całkiem się załamie w jeden wielki grzywacz czoło fali dosięga jej podstawy tworząc tunel zwany przez surferów „rurą” („tube”). Nie od rzeczy jest przypomnienie tej lokalizacji. Fale, które biegną przez Pacyfik, choć dużej wysokości, rozkładają się w łagodne góry i doliny w odstępach wielu-set metrów. Dopiero na płyciznach, kiedy fala „poczuje” bliskie dno, zaczyna się spiętrzać i załamywać. Widzimy to nawet w miniaturowym wymiarze w czasie ładnej pogody na plaży bałtyckiej – słaby wiatr podnosi niewielką falę, która jednak spienia się niedaleko brzegu.
/
Kiedy fala z otwartego morza dociera do brzegu, długość jej skraca się i wynosi dwukrotnie więcej niż głębokość w tym miejscu. Normalna wysokość fali wynosi dwudziestą część swojej długości , ale gdy dochodzi do brzegu staje się bardziej stroma i gdy głębokość wody ma się do wysokości fali jak 4:3 – fala załamuje się.
Proces narastania fali i załamywania się dotyczy nie tylko plaży i płycizn. Dla wielkiej oceanicznej fali o długości kilkuset metrów „płycizną” będzie również izobata stumetrowa stanowiąca próg oceanicznej głębi.
I to właśnie widzimy na obrazie Hokusai – brzeg jest widoczny: w dolinie fali widać wulkan Fudżijama, a trzy łodzie rybaków świadczą nie tylko o ich odwadze, ale również o tym, że daleko od brzegu nie odpłynęli. A kawałek dalej, poza linią przyboju, już będzie spokojnie.
krzysztof
------------------------------------
Z książki Krzysztofa Baranowskiego „Żagle na sztalugach”
==================================================================================================================
Ilustracje do komentarza Jerzego Klawińskiego:
różne typy japońskich łodzi
.
współczesna replika
.
całkiem poważny statek
Kochany Jerzy!
Kapitan Branowski ciekawie przedstawił swe rozważania na temat malowniczych wielkich fal koło Kanagawy (leży pomiędzy Jokohamą i Tokio), pokazanych w grafice wybitnego japońskiego piewcy morskiego krajobrazu - Katsushiki Hokusai (1760 - 1849). Ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na widoczne na drzeworycie typowe łodzie cargo, jakimi wyspiarska Japonia obsługiwała handel pomiędzy poszczególnymi miastami na swoim długim wybrzeżu i wzdłuż biegu rzek. Walczące z zimowym (!) morzem niewielkie, często odkrytopokładowe jednostki z ostrymi dziobnicami, budowane zwykle z sosnowych desek metodą kołkowania, wymagały wielkiej odwagi i zręczności w żeglowaniu po burzliwych wodach - nawet tych osłoniętej Zatoki Tokijskiej. Na słynnym drzeworycie dwie z nich mozolnie wspinają się zalewane zimną wodą pod wspomnianą falę, a trzecia, która zapewne z powodu braku miejsca nie zmieściła się w kadrze po prawej stronie, szaleńczo zjeżdza z innej stromej fali...
Japończycy to naród wybitnie morski. Rybacy, poławiacze pereł, kupcy, pielgrzymi i wojska (wyprawa Hideyoshiego na Koreę w końcu XVI w.) bez przerwy żeglowali! Jeśli chodzi o sztukę żeglarską, posługiwali się konstrukcjami podobnymi do klasycznych chińskich dżonek, ale trafiały się i konstrukcje mieszane, które również filizofia Ukiyo-e (obrazy przepływającego świata) uwieczniała na licznych obrazach - drzeworytach. Musiała - przecież bez przerwy przepływały... Kto nie wierzy - niech sam zajrzy: https://ukiyo-e.org/search?q=Boat.
Przy okazji Hokusai pokazał nam, jaką pomoc w nawigacji terrestrycznej ma zachodnie wybrzeże Japonii - to słynny wulkan Fuji pomaga zorientować się tamtejszym żeglarzom w położeniu ich łodzi na tyle, że zapewne od wieków czują się z jego widokiem na horyzoncie bezpiecznie...
Pozdrawiam
JureK
Drogie Jurki (sztuk dwa, bo – alfabetycznie - Klawiński i Kuliński)!
W pierwszym zdaniu komentarza do „malarskiego” newsa Krzysztofa JureK użyl takiego wyrażenia:
„wielkich fal koło Kanagawy (leży między Jokohamą i Tokio)”, co sugeruje, że Kanagawa to miasto między Jokohamą i Tokio.
To nie tak. W Zatoce Tokijskiej leży ichnie Trójmiasto. U nas – Gdańsk-Sopot-Gdynia, u nich Jokohama-Kawasaki-Tokio z tym, że japońskie Trójmiasto jest dużo, dużo większe. Skąd więc JureK wziął Kaganawę?
Otóż podział nieformalny Japonii to podział na regiony. Tak jak u nas Mazowsze, Śląsk, Wielkopolska, Pomorze, Małopolska, tak u nich Hokkaido, Kinki, Kanto, Sikoku… (razem 8). Jest to podział nieoficjalny, używany – tak jak u nas - do prognoz pogody (duże opady spodziewane na Śląsku) lub w nazwach przedsiębiorstw, żeby podkreślić pochodzenie firmy (np. Wielkopolski Bank Kredytowy).
Formalnie zaś jednostkami podziału administracyjnego Japonii są prefektury (coś jak nasze województwa) Jest ich 47.
I Kanagawa, to właśnie prefektura, która obejmuje Jokohamę (stolica prefektury), Kawasaki, Hadano i kilkanaście innych miast i miasteczek. Tokio – to inna bajka, bo to jest miasto wydzielone na prawach prefektury.
W sumie wyszło tak, jakby JureK napisał „ wielkich fal koło województwa pomorskiego (leży między Gdańskiem a Gdynią)”.
Mam nadzieję, że wyjaśniłem.
Sayonara, chłopaki!
I arigato, bo post JurKa przywołał mi wspomnienia z rejsu „Zawiszą” dookoła świata. Stałem tam przy reprezentacyjnym nabrzeżu w Jokohamie.
Janusz
Glosa do komentarza Zbieraja
Janusz pięknie wszystko wyjaśnił ze WSPÓŁCZESNEGO punktu widzenia, a ja nieśmiało tylko dopiszę, że w czasach współczesnych twórczości Hokusaia (późny szogunat Tokugawa, czyli 1780 - 1850) nie było jeszcze podziału obecnego na prefektury. Wprowadzono je dopiero pod koniec XIX w., w epoce Meiji, z rozkazu cesarza, który po obaleniu szogunatu zmienił podział administracyjny Japonii na wzór europejski. Wcześniej opisywany obszar nazywał się prowincją Musashi, a Kanagawa była jedną z jego "podkrain" historycznych (!) - jak "u nasz na Pradze" Szmulki. Tokio nazywało się Edo, a Yokohama była tylko niewielkim portem rybackim...
Tak więc Hokusai użył do nazwania swej grafiki słowa "Kanagawa" w ówczesnym sensie, o czym jako nadświadomy swych intencji autor zapomniałem expressis verbis napisać i za co po ojcowsku napomniał mnie Zbieraj.
Dzięki!