HENRYK JASKUŁA NA WIECZNEJ WACHCIE
Jurku,
przed chwila dotarła do mnie smutna wiadomość, w Przemyślu odszedł na wieczną
wachtę mój przyjaciel z Tatr i żagli, wielki żeglarz kpt. HENRYK JASKUŁA
(22.10.1923 - 14.05.2020).
CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI!
Smutno bardzo.
Pozdrawiam serdecznie.
Stefan Heinrich
Urodził się . 22 października 1923 w Radziszowie, zmarł . 14 maja 2020 w Przemyślu – polski żeglarz, kapitan jachtowy żeglugi wielkiej, z wykształcenia elektryk. Pierwszy Polak i trzeci żeglarz w historii, który samotnie, bez zawijania do portów okrążył Ziemię. Dokonał tego na jachcie „Dar Przemyśla”
Drogi Jurku
W pewnym wieku wiadomości o śmierci osób docierają jakoś wyraziściej i zostają w myślach na dłużej. Tak też jest z informacją o odejściu Henryka Jaskuły. Zastanawiałem się nie raz dlaczego losy tego żeglarza tak mnie dotykały, że miałem go często przed oczyma.
Przyszło mi na myśl dopiero teraz, że być może żeglarstwo było dla niego środkiem do celu, jakim było zobaczenie się z matką. Henryk Jaskuła jako dziecko, wraz z całą rodziną wyemigrował do Argentyny, skąd - w 1946 roku - wrócił do Polski aby studiować w Krakowie na UJ. Studia skończył, ożenił się i osiadł w Przemyślu. Wiedział jednak, że prawdopodobnie nie dane mu będzie ujrzeć już matki, jeśli nie stanie na uszach i nie wymyśli dla siebie środka transportu, który dowiezie go do Argentyny.
I udało mu się to, choć dopiero w 1973 roku, kiedy został kapitanem współprowadzącym Eurosa. Po 27 latach zobaczył wreszcie matkę i resztę rodziny (choć nie ojca, który zmarł wcześniej). Trzy dekady rozłąki, to rzecz dziś niewyobrażalna, która uświadamia bezmiar świata: panujące odległości tak bardzo dzielące ludzi. Nie mówiąc o takich drobnych sprawach, jak możliwość otrzymania paszportu czy zdobycia pieniędzy na samodzielną podróż.
Również jego późniejszy, wciąż wspaniały żeglarsko wyczyn, czyli rejs non-stop Gdynia-Gdynia musiał mieć chyba od początku ten zamysł, że jak się uda, jak już żeglarz będzie na prawdę sławny, że będzie mógł żądąć czego zapragnie, to zażąda jachtu, którym będzie mógł znów pożeglować do matki. I tak się stało.
Don Jorge, żyjmy długo i niech nas nie dzielą ani odległości ani koronawirus!
Pozdrawiam,
Lech Parell