Nie pytam Jarka Marszałła ile ma lat – wiem natomiast, że jego pozamałżeńska miłość (taka na boku), kanciasty blaszak – jotka „ALF” zbliża się
do pięćdziesiątki. Dziś w ramach historycznych repetycji zamieszczam jarkową deklarację miłości. Jotek było wiele, powstawały przeważne gdzieś
w zaroślach, czasami za stodołami, bywało, że w przyfabrycznych warsztatach remontowych ale też i w prawdziwych stoczniach. Budowali je
zapaleńcy, których zapał czasami podpierał, ale czasami też studził Polski Rejestr Statków. To była przeważnie ta osławiona peerelowska „budowa
systemem gospodarczym”
No cóż – piękne te jachty to nie były, ale to dopiero „nowe czasy” zaczęły od polskich konstrukcji wymagać urody. Grunt że były to jachty dzielne i
które do dziś się ową dzielnością mogą chwalić.
Nadchodzi sezon – pamiętajcie o life linach i kamizelkach w odwodzie.
Zyjcie wiecznie !
Don Jorge
PS. Materiał ten dotarł do mnie za pośrednictwem Marka Trzcińskiego i Krzysztofa Czerwionki. Dziękuję. Zachęcam do odwiedzania najstarszej polskiej
witryny żeglarskiej. Tak, tak – tej subiektywnej i szczujnej.
MÓJ PRZYJACIEL s/y „ALF” ( PZ-66)
.
„ALF” to mój stary przyjaciel. Znamy się od dawna, byliśmy blisko związani, dużo sobie zawdzięczamy, ostatnio rzadko się widujemy, ale zawsze dobrze Go wspominam.
Kiedy przyjechałem na Wybrzeże w lecie 1982 r. do pracy na budowie Elektrowni Jądrowej Żarnowiec, byłem już doświadczonym kapitanem, instruktorem i działaczem w Komisji Szkolenia Warszawskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego i w Zespole Pilota Chorągwi Stołecznej ZHP. „ ALFA” znałem z widzenia, wiedziałem, że to flagowy jacht gdańskich harcerzy, czytałem o jego rejsach do Murmańska, dookoła Afryki i na Horn, interesował mnie tym bardziej, że znałem ten typ, bo pływałem na ODKRYWCY i TROPICIELU z CWM.
Na nowym terenie nie czułem się pewnie, bo znałem tylko kadrę CWM, przeważnie zamiejscową, a o HJK Wodnik słyszałem, że to dość hermetyczne środowisko. Jako zdyscyplinowany instruktor ZHP zgłosiłem się do Pilota Chorągwi Gdańskiej, dh Marka Trzcińskiego, który zaproponował mi przydział służbowy do Hufca Puck i objęcie funkcji opiekuna ALFA. W Hufcu przyjęto mnie dobrze, w HOM, do którego należał ALF, z rezerwą. Jacht stał na lądzie, chyba wcale w tym sezonie nie pływał, osprzęt był stłoczony w ciasnym i ciemnym boksie, nikt się nie kwapił, żeby mi coś pokazać. Zaczęliśmy we dwoje z moją żoną Kasią.
Wyznaczyliśmy cel – przyszłoroczny rejs na Morze Północne i zaczęliśmy szukać chętnych. Okazało się, że na hasło ALF udało się zgromadzić spory zespół: m.in. Dziunia Konderla, Daniel Michalski, Janek Kaczyński, Mietek Struk i kilkoro młodzieży z Rumi. Zaplanowany rejs udało się zorganizować we wrześniu i byłby on bardzo udany, gdyby nie to, że już od Cuxhaven płynęliśmy w piątkę, bo 4 osoby postanowiły wyokrętować, co było o tyle dziwne, że w tym czasie zwykle wysiadało się w drodze powrotnej. Za to wracał z nami Maciek Zaraziński, którego spotkaliśmy w Holandii.
W 1984 r. zaczęliśmy planować dalszą wyprawę taką, żeby wypłynąć jesienią a wrócić wiosną. Do zespołu dołączyli m.in. Krzysiek Czerwionka, Marek Potocki i Mirek Nowak oraz kapitan Jan Piasecki z Warszawy. Niestety, przyjaciel „ALF” w sezonie 1984 nie czuł się najlepiej - pokazały się dziury w pokładzie, psuł się silnik. W październiku odstawiliśmy jacht na remont do stoczni SZKUNER we Władysławowie. Wkrótce okazało się, że bez ciągłego nadzoru ze strony armatora nie ma co liczyć na terminowe ukończenie tego remontu a wszyscy członkowie zespołu pracowali i oszczędzali urlopy na WYPRAWĘ. Pomógł emeryt – kapitan Jan Piasecki, przyjechał na miesiąc z Warszawy, zamieszkał u mnie i codziennie jeździł do Władysławowa. Odebraliśmy jacht po remoncie pod koniec czerwca i przygotowywaliśmy do jesiennej wyprawy `w krótkich rejsach po Bałtyku. Pojawiły się problemy z obsadą - część miejscowej załogi zrezygnowała a mnie odmówiono obiecanego urlopu. Ostatecznie rejs miał prowadzić kpt Piasecki, a załogę klubową uzupełniliśmy o dwóch znajomych Ślązaków. Jednak kilka dni przed wypłynięciem kapitan znalazł się w szpitalu, na operacji woreczka żółciowego i musieliśmy skrócić rejs do 2 miesięcy, bo tyle urlopu mogłem dostać ja, a innego kapitana nie znaleźliśmy. Wyszliśmy16 września 1985 z zamiarem dotarcia do Lizbony lub Kadyksu, ale od początku mieliśmy pod wiatr i dotarliśmy tylko do Vigo, skąd rozpoczęliśmy powrót. W Vigo opuściło nas dwóch kolegów, którzy postanowili płynąć dalej z poznanym tam Amerykaninem polskiego pochodzenia. W tym rejsie, mimo trudnych warunków przyjaciel ALF spisał się znakomicie, nie zawiódł w żadnym momencie.
Przed następnym sezonem inspekcja PRS wykazała zbyt małą grubość poszycia i ALF nie dostał już klasy, ograniczono mu akwen do wód osłoniętych. Trwało to kilka lat, w czasie których używany był głównie na kursach manewrowych i egzaminach, wtedy też się spotykaliśmy, ale nie miał silnika. Prawdopodobnie w 1989 r. trafił na remont kapitalny do Stoczni Północnej w Gdańsku. I tu znów miał swój udział kpt Piasecki, opowiadał mi, że początkowo był zamiar przerobienia kadłuba na „wersję płocką” J80 z for- i achterdekiem na poziomie pokładu na śródokręciu, ale PRS nie wyraził na to zgody, więc wymieniono jedynie skorodowane elementy kadłuba. Ja widziałem ALFA w Stoczni Północnej prawdopodobnie w lecie 1990. To był sam kadłub, porządnie pospawany i zakonserwowany, bez zabudowy wnętrza i jakiegokolwiek wyposażenia. Te oględziny były częścią konsultacji przed podjęciem decyzji o przekazaniu ALFA miastu Jastarnia w celu zakończenia remontu i dalszego użytkowania w imieniu właściciela. Taka decyzja została podjęta, przejęcie i remont pilotował kpt Władek Kowalewski, który w tym czasie był pracownikiem UM Jastarnia. Wykonanie zabudowy wnętrza zlecono Stoczni Rybackiej „Kaper” w Jastarni należącej do Leszka Kuchnowskiego, silnik remontowała w ramach sponsoringu władysławowska firma „Wolfram”. Wodowanie i uruchomienie jachtu planowano na wiosnę 1993, ale krótko przed tym kpt Kowalewski przestał pracować w UM Jastarnia i cała akcja została bez koordynatora.
To była dla mnie okazja, żeby zrewanżować się przyjacielowi za wprowadzenie w kaszubskie środowisko żeglarskie, w którym byłem już nieźle osadzony. Od ponad 2 lat byłem dyrektorem Międzyszkolnego Ośrodka Żeglarskiego we Władysławowie i po udanym zorganizowaniu rejsu na Bałtycką Operację Żagiel 92 na prywatnym jachcie HOORN, szukałem właśnie jachtu, na którym mógłbym organizować więcej rejsów. Jastarnia, to była część terenu na którym działał mój Ośrodek, więc zaproponowałem Burmistrzowi powierzenie Ośrodkowi opieki nad ALFEM. Byłem do tego dobrze przygotowany, bo bosmanem Ośrodka był znakomity żeglarz i szkutnik, Bartek Muża z Chałup. Porozumienie zostało zawarte, jacht zwodowany i doprowadzony do pełnej sprawności, zorganizowaliśmy kilka krótkich rejsów i jeden dłuższy do Oslo.
Niestety, pod koniec 1993 roku, Ośrodek, będący placówką oświatową podległą Kuratorium Oświaty w Gdańsku, został przejęty przez miasto Władysławowo, które obsadziło go nową kadrą i przekazało jacht Burmistrzowi Jastarni, który nie widząc warunków do jego użytkowania zwrócił go do HOW następnych latach już tak często nie spotykałem mojego przyjaciela, bo ciężko pracował w rejsach i na kursach manewrowych, czarterowany prywatnym firmom żeglarskim. Kilkakrotnie w tym czasie miałem okazję na nim pływać jako najemny kapitan i muszę stwierdzić, że o niego dbano. Dostał sprawny i wydajny silnik MERCEDES 240D, nowe żagle i szereg elementów wyposażenia. Nie wiem kiedy przestano go czarterować na cały sezon, przypuszczam, że na lata 2000……… był już za skromny i za wolny. Ostatni raz w klarze morskim widziałem ALFA wiosną 2009, kiedy wypływała nim moja córka Małgosia z załogą z Garczyna. Mam wrażenie, że w ostatnich latach pobytu w HOM, pływał coraz rzadziej.
Cieszę się, że znalazł nowy dom i jest znów potrzebny.
.
Jarosław Marszałł
s/y „ALF” PZ-66 (POL-66)
typ J-80 /Eos/; kadłub stalowy; jol, powierzchnia ożaglowania - 81 m2, rok budowy 1968 -1969; kadłub w Stoczni Gdańskiej ; budowa w systemie gospodarczym w Warsztacie Szkutniczym Harcerskiego Ośrodka Morskiego w Pucku (Komendant Władysław Skibicki; Pilot Gdańskiej Chorągwi ZHP Bogdan Olszewski; członkowie zespołu opiekuna jachtu- Henryk Wolniak, Aleksander Celarek )
Właściciel: Chorągiew Gdańska Związku Harcerstwa Polskiego - / do listopada 2010 roku,
Armator: Harcerski Jachtklub WODNIK w Gdańsku
Port macierzysty: Puck; Harcerski Ośrodek Morski
---------------------------------------
nazwa „ALF” została nadana jachtowi dla uczczenia Alfonsa (Alfa) Liczmańskiego, Komendanta Gdańskiej Chorągwi Harcerzy do 1939, zamordowanego przez hitlerowców w obozie koncentracyjnym
.
1969 lipiec
pierwszy rejs pod dowództwem j.kpt.ż.w. Henryka Wolniaka hm; rozpoczynający cykl bałtyckich rejsów stażowo-szkoleniowych;
1972 od 04 sierpnia do 29 wrzesnia
rejs wokół Przylądka Północnego na trasie Hel – Murmańsk – Hel-Puck; przypływając 4 600 Mm pod dowództwem Pilota Gdańskiej Chorągwi j.kpt.ż. Bogdana Olszewskiego hm;
Rejs został wyróżniony I nagrodą honorową redakcji „Głosu Wybrzeża” „Rejs Roku 1972” i nagrodą Ministra Żeglugi – SREBNY SEKSTANT;
1973 od 09 września do 01 grudnia
rejs dookoła Europy na trasie Puck - Gdynia – Odessa pod dowództwem j.kpt.ż.w. Jana Ludwig, przepływając 4 989 Mm; Rejs wyróżniony nagrodą redakcji „Głosu Wybrzeża” „Rejs Roku 1973”,
1974 – 1975
z „Harcerska banderą na Morzu Czarnym” – cykl rejsów stażowo-szkoleniowych z portu bazy – Odessa; ostatni rejs na trasie Odessa – Warna.
1975 od 29 września do 02 lipca 1976
rejs dookoła Afryki na trasie Warna – Kanał Sueski- Wyspa Św.Heleny- Wyspy Wniebowstąpienia-Azory-Plymouth-Gdańsk-Puck, przepływając 17 137 Mm
pod dowództwem j.kpt.ż.w. Janusza Walkowc i j.kpt.ż.b. Macieja Zarazińskiego..
Pierwsze polskie przejście jachtemKanału Sueskiego po udostępnieniu do żeglugi i opłyniecie jachtem Afryki.
Rejs wyróżniony –III nagrodą honorową redakcji „Głosu Wybrzeża” -„Rejs Roku 1976”,
1978 od 25 czerwca do 31 sierpnia
rejs na trasie Gdynia-Limhamn-Belfast-Plymouth-Vigo-Lizbona- Tanger-Algier pod dowództwem j.kpt.ż.w. Henryka Konderla - przepływając 3 324 Mm
1978 od 01 września – 30 października 1979
rejs „Z harcerską banderą wokół Przylądka Horn” – jacht pod CAPE HORN uległ wywrotce i złamał maszt / Φ = S 55˚ 06’ λ= W 064˚ 05’ w rejsie pod Przylądek Horn pod dowództwem j.kpt.ż.w. Macieja Zarazińskiego na trasie Algier-Oran-Malaga-Gibraltal-Casablanka-Las Palmas-Wyspy Zielonego Przylądka-Recife-Salvador-Rio de Janeiro-Santos-Buenos Aires –Puerto Deseado- Rio de Janeiro-Fortaleza-Antigua-Hamilton-Plymouth-Amsterdam-Kilonia-Hel- Puck -przepłynął 20 009 Mm,
Rejs wyróżniono II nagrodą honorową redakcji „Głos Wybrzeża „-„Rejs Roku-1979”
2010 – 2014
właściciel jachtu - Firma Piotr Milewski Manufaktura Q - Gdynia;
2014
od kwietnia – właścicielem jachtu został Urząd Miasta Sopot
===============================================================================================
FOTOGRAFIE DO KOMENTARZA JAROSŁAWA CZYSZKA:
.
============================================================
ILUSTRACJA DO KOMENTARZA ALEKSANDRA CELARKA
----------------------------------------------------------------
FOTOGRAFIA OD KRZYSZTOFA CZERWIONKI
Muszę zaprotestować co do urody polskich jachtów. Jotki rzeczywiście przypominały żelazko, ale ten
model z duszą, bo o ile urody nie miały to mają, mają bo jeszcze kilka ich pływa, duszę. Dosyć rogatą.
Polski przemysł jachtowy budował długie serie bardzo udanych i wielkiej piękności jachtów. Czas zaciera
pamięć i przed oczyma stoją te niedobitki, które jeszcze pływają, czyli Opale IV, najbrzydsze chyba
pomiędzy Vegami, Enifami, Draco czy Cetusami. Taurusy, Kings Ametysty, to były idące w dziesiątki
egzemplarzy serie, które w najbardziej zatłoczonej zachodzniej marinie wyrózniały sie materiałem -
mahagony i charmonijną sylewtką.
Blaszaki typu Horn, czy Jotki były projekty do amatorskiej budowy. I tak też wyglądały. Amatorskiej, w
PRLowskich warunkach, dla amatora dysponującego halą przemysłową i umiejętnością obrabiania blach na
poziomie przemysłowym. „Euros”, jako prototyp, powstał w Zakładach Naprawy Taboru Kolejowego i był to
projekt rysowany pod kolejnictwo, np. szerokość i długość tak była kalkulowana by jacht bez masztów
spokojnie można było transportować na platformie kolejowej jako ładunek standardowy. Transport
kolejową lorą? Dla ZNTK nic szczególnego a jakże wygodnie, z Bydgoszczy wprost na nabrzeże w Gdyni.
Przesyłam ci dwie fotografie „Alfa”, alongside do „Eltanina”, w puckim baseniku jesienią 2012 roku.
Żyj wiecznie - Jarek Czyszek
"ALF" miał numer na żaglu :
VIII
PZ - 16
A nie PZ - 66
Tak było w czasie jego sławnych rejsów.
Byłem jego pierwszym opiekunem i spędziłem na jego pokładzie około 2 lat.
Pozdrawiam, (czy dostanę drugiego zająca?)
Załączam zdjęcie "ALFA" na tle przylądka Tarkankut., Morze Czarne
--
ALEKSANDER CELAREK