MAZURSKIE ŻEGLOWANIE
Nie tak dawno pisałem, że popularyzacja nie sprzyja żeglarzom. Co prawda chodziło mi tylko o rosnące opłaty opłaty i tłok w przystaniach. Ale popularyzcja, zwłaszcza czarterowa siłą rzeczy głównie przyciąga ludzi przypadkowych. Dziś żagle, za rok koniki, za dwa golf czy motopompa.
Spędzacze urlopu mało umieją, mało czym się przejmują, mało cenią dobre obyczaje. Ja bym zaryzykował zaczepkę - oni po prostu do żeglowania nie dorośli. Broń Boże nie wyśmiewam szuwarowców. Ludzie mają różne upodobania i realnie oceniają, czy powinni wychylić się na morze.
Oczywiście - gdy widzę 9-metrowe i większe jachty (nawet z radarami!) na bajorkach - uśmiecham się.
No cóż - wszyscy wiecie, że mężczyn od chłopców różnią tylko ceny zabawek. Ale to wszyystko moje subiektywne odczucia.
Dlatego z zainteresowaniem powitałem korespondencję Krzysztofa Kulki - żeglarza morskiego, który właśnie odwiedził jeziora mazurskie.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
.
-------------------------------
.
Witaj Jerzy,
Wielu z Was może dziwić że po pierwszych samodzielnych rejsach przybrzeżnych wracam na śródlądzie. Większość z nas, żeglarską przygodę zaczyna właśnie na Mazurach. Tak, na Mazurach byli już wszyscy - ale nie ja. O Mazurach czytałem wiele, o ciekawych miejscach, zwyczajach, kulturze (i jej braku), a jako człowiek ciekawy wszystkiego postanowiłem sprawdzić sam ile w tym prawdy. Tego roku miałem ochotę na odrobinę lenistwa – opalania się na pokładzie, wieczornych ognisk i postojów w krzakach. Narobiłem się za to przy rychtowaniu łódki oraz ciągłym składaniu i podnoszeniu masztu bez bramki i wytyku. Rejs odbyliśmy na moim kolejnym jachcie – s/y "De Revolutionibus", drewnianym Waarschipem 725 z 1975 roku. Wielu pytało mnie dlaczego moje kolejne jachty to balastowe starocie z ciasnymi kabinami. Otóż zawsze mówię że że lubię żeglować szybko, bezpiecznie i elegancko.
Wielu z Was może dziwić że po pierwszych samodzielnych rejsach przybrzeżnych wracam na śródlądzie. Większość z nas, żeglarską przygodę zaczyna właśnie na Mazurach. Tak, na Mazurach byli już wszyscy - ale nie ja. O Mazurach czytałem wiele, o ciekawych miejscach, zwyczajach, kulturze (i jej braku), a jako człowiek ciekawy wszystkiego postanowiłem sprawdzić sam ile w tym prawdy. Tego roku miałem ochotę na odrobinę lenistwa – opalania się na pokładzie, wieczornych ognisk i postojów w krzakach. Narobiłem się za to przy rychtowaniu łódki oraz ciągłym składaniu i podnoszeniu masztu bez bramki i wytyku. Rejs odbyliśmy na moim kolejnym jachcie – s/y "De Revolutionibus", drewnianym Waarschipem 725 z 1975 roku. Wielu pytało mnie dlaczego moje kolejne jachty to balastowe starocie z ciasnymi kabinami. Otóż zawsze mówię że że lubię żeglować szybko, bezpiecznie i elegancko.
Jacht - szlachetna sylwetka
.
Łódka spisała się doskonale, wiele razy żwawo ciupiąc Maxusy, Antile i Tanga. Spotkałem się z życzliwością starych żeglarzy doceniających dobre jachty i zaskoczeniem młodzieży; ‘’o, jaka dziwna łódka’’. Rejs trwał dwa tygodnie, przepłynęliśmy ok 200 km, oprócz kanałów wyłącznie na żaglach. Przedstawiam moją subiektywną ocenę mazurskich obyczajów. Jak wiesz klasę chwalę a chamstwo i dziadostwo ganię.
Proporczyk SAJ - z daleka widać z kim mamy przyjemność
.
Obserwacje:
1. Wielu sterników słabo kojarzy co należy robić żeby łódka płynęła do przodu (np: pływanie pod wiatr na samym grocie na wybranej topenancie, łopoczące żagle, halsowanie pod wiatr połówkami itd). Oprócz tego klarnety prowadzące nietrzeźwo oraz powszechny brak środków asekuracyjnych nawet w warunkach powyżej 4*B.
2. Ponadto mało kto wie jak przeprowadzać manewry portowe. Jachty pływające bokiem, sternicy zszokowani niesterownoscią łódek to widok powszechny. Do tego krzyki, zaklęcia, awantury, porozbijane wyposażenie. Czarterobiorcy traktują jachty jak wózki sklepowe, przed południem aż strach zostawić łódkę bez opieki. Po kilku dniach nasza ulubioną rozrywką stało się obserwowanie jachtów podchodzących wieczorem do ygreków i wychodzących przed południem. W Sztynorcie mój drugi oficer prawie się udusił ze śmiechu!
3. To samo w śluzach. Wpływając do Guzianki należy zapomnieć o etykiecie, kulturze czy wzajemnej pomocy, tutaj obowiązuje prawo dżungli. Każdy bierze pagaj i odpycha wszystko co się zbliży na 2 metry. Awanturujące się załogi zniesmaczały nas. Przyjechaliśmy tutaj się pobawić, a nie denerwować.
4. Stwierdzam że największym zagrożeniem dla własnej załogi i innych łódek są licho wyszkoleni sternicy wielkich krążowników, którzy chyba naoglądali się za dużo Piratów z Karaibów. Brak ogarnięcia żagli, silnika, sterowności, załoga bez żadnego przeszkolenia skutkowało omal skasowaniem naszego drewniaka. Wyjące motopompy pędzące na zatracenie są przekleństwem sterników małych jachtów. Już wiem dlaczego tak wielu zapaleńców przeniosło się z Mazur na Bałtyk.
5. Zachowanie nocą. Największe porciki są traktowane jak wielka imprezownia na keji i na lądzie. Wiele załóg garuje przy gorzale i gitarze do późna i mało kto zadaje sobie trud zachowania ciszy w nocy. Na szczęście są miejsca w których obsługa nie pozwoli na takie zachowania.
1. Wielu sterników słabo kojarzy co należy robić żeby łódka płynęła do przodu (np: pływanie pod wiatr na samym grocie na wybranej topenancie, łopoczące żagle, halsowanie pod wiatr połówkami itd). Oprócz tego klarnety prowadzące nietrzeźwo oraz powszechny brak środków asekuracyjnych nawet w warunkach powyżej 4*B.
2. Ponadto mało kto wie jak przeprowadzać manewry portowe. Jachty pływające bokiem, sternicy zszokowani niesterownoscią łódek to widok powszechny. Do tego krzyki, zaklęcia, awantury, porozbijane wyposażenie. Czarterobiorcy traktują jachty jak wózki sklepowe, przed południem aż strach zostawić łódkę bez opieki. Po kilku dniach nasza ulubioną rozrywką stało się obserwowanie jachtów podchodzących wieczorem do ygreków i wychodzących przed południem. W Sztynorcie mój drugi oficer prawie się udusił ze śmiechu!
3. To samo w śluzach. Wpływając do Guzianki należy zapomnieć o etykiecie, kulturze czy wzajemnej pomocy, tutaj obowiązuje prawo dżungli. Każdy bierze pagaj i odpycha wszystko co się zbliży na 2 metry. Awanturujące się załogi zniesmaczały nas. Przyjechaliśmy tutaj się pobawić, a nie denerwować.
4. Stwierdzam że największym zagrożeniem dla własnej załogi i innych łódek są licho wyszkoleni sternicy wielkich krążowników, którzy chyba naoglądali się za dużo Piratów z Karaibów. Brak ogarnięcia żagli, silnika, sterowności, załoga bez żadnego przeszkolenia skutkowało omal skasowaniem naszego drewniaka. Wyjące motopompy pędzące na zatracenie są przekleństwem sterników małych jachtów. Już wiem dlaczego tak wielu zapaleńców przeniosło się z Mazur na Bałtyk.
5. Zachowanie nocą. Największe porciki są traktowane jak wielka imprezownia na keji i na lądzie. Wiele załóg garuje przy gorzale i gitarze do późna i mało kto zadaje sobie trud zachowania ciszy w nocy. Na szczęście są miejsca w których obsługa nie pozwoli na takie zachowania.
Mikołajki - ciasno i gwarno
.
Wydaje mi się że powodem takiego stanu rzeczy jest niska kultura osobista, kiepskie wyszkolenie, brak doświadczenia i nie mierzenie sił na zamiary. Czasami widać też osoby żeglujące z klasą: stare wygi i eleganccy młodzi sternicy. Widać uporządkowane pokłady, zorganizowane manewry, porządnie żeglujące jachty, doskonale wyszkolone załogi dobrze wiedzące co mają robić żeby było bezpiecznie i miło. Spotkałem się z propozycjami pomocy gdy wszedłem na przemiał, osobami pomagającymi w cumowaniu oraz usłużnymi bosmanami.
Wydaje mi się że powodem takiego stanu rzeczy jest niska kultura osobista, kiepskie wyszkolenie, brak doświadczenia i nie mierzenie sił na zamiary. Czasami widać też osoby żeglujące z klasą: stare wygi i eleganccy młodzi sternicy. Widać uporządkowane pokłady, zorganizowane manewry, porządnie żeglujące jachty, doskonale wyszkolone załogi dobrze wiedzące co mają robić żeby było bezpiecznie i miło. Spotkałem się z propozycjami pomocy gdy wszedłem na przemiał, osobami pomagającymi w cumowaniu oraz usłużnymi bosmanami.
Uroczy zakątek
.
Podsumowanie: Wymieniłem głównie kiepskie zachowania, jednak po Mazurach żeglować warto. Wody dużo, ciekawych zakamarków, świetna infrastruktura, są jeszcze dość dzikie miejsca. Każdy znajdzie coś dla siebie, miłośnicy ekscytującej żeglugi i miłośnicy leżakowania. Kto nie był – czas spróbować!
Więcej zdjęć z wyprawy na mojej stronie: www.syjulia.pl/wielka_wyprawa_2015.html
Spełniajcie swoje marzenia!
Krzysztof Kulka
Podsumowanie: Wymieniłem głównie kiepskie zachowania, jednak po Mazurach żeglować warto. Wody dużo, ciekawych zakamarków, świetna infrastruktura, są jeszcze dość dzikie miejsca. Każdy znajdzie coś dla siebie, miłośnicy ekscytującej żeglugi i miłośnicy leżakowania. Kto nie był – czas spróbować!
Więcej zdjęć z wyprawy na mojej stronie: www.syjulia.pl/wielka_wyprawa_2015.html
Spełniajcie swoje marzenia!
Krzysztof Kulka
Niestety Krzysztofie, w każdym Twoim słowie jest prawda.
Na Mazurach (ale nie tylko) zaczyna dominować hołota przemieszczająca się na jednostkach pływających - obojętnie żagiel czy śruba - a nazywanie ich żeglarzami lub motorowodniakami byłoby obrazą dla prawdziwych wodniaków.
Takich klientów nazywam osobnikami spuszczonymi ze smyczy matek, żon, kochanek czy przełożonych.
Po moich kochanych Mazurach szlajam się ponad 50 lat i z roku na rok sytuacja się staje coraz gorsza.
Stopy wody...
Janusz
Pedagogika wstydu.
Jak na zachęcający tekst do pływania po Mazurach to gratuluję doboru tematu.
Po kolei.
Nie lubię uogólnień, typu: widok powszechny, mało kto umie, nikt nie ogarnia.
Gdyby autor napisał że na 20 zaobserwowanych jachtów 18 nie ogarniało żagli to na 100 tys. różnych pływadeł to i tak niewiele, ale potraktowałbym to jako próbę analizy choć nie za bardzo reprezentatywną. Ja obserwując jachty na Mazurach, baczniej zwracam uwagę na nieporadne zachowania, niż prawidłowe wejście do portu - ale czy to jest podstawa do jakiegoś uogólniania? Dla mnie nie. Szanowny autor sam napisał że lubi żeglować szybko, elegancko i bezpiecznie - a kto tak nie lubi?
Zapewne wielce czci pan Krzysztof Kulka jest świetnie wyszkolonym żeglarzem, zapewne nigdy nie popełniający błędów, nie mnie oceniać.
Po tym poście odniosłem wrażenie przyjechała gwiazda na Mazury i klękajcie na kolana przede mną bracia mniejsi w żeglarstwie.
Specyfiką żeglowania po Mazurach jest ten właśnie hałas, imprezowanie w portach, tak było jeszcze w latach 80 kiedy zaczynałem a w Sztynorcie było nas 4 czy 5 jachtów. Alkohol jako taki żeglarzom zawsze towarzyszył, a brak cotygodniowej porcji grogu był przyczyną poważnych buntów na pokładach okrętów jej Królewskiej Mości. Z moich obserwacji wynika że tych nawalonych po balaski nie ma tak wielu, a raczej są to wyjątki. Owszem są po jednym czy dwóch piwach - ale tu mam pytanie ile jest wypadków i strat w mieniu z tego powodu? (oczywiście wyłączając w to super szybkie motorówki)
Po kilku dniach nasza ulubioną rozrywką stało się obserwowanie jachtów podchodzących wieczorem do ygreków i wychodzących przed południem. W Sztynorcie mój drugi oficer prawie się udusił ze śmiechu! Hm po pierwsze gdzie na Mazurach można spotkać takie ygreki? W Sztynorcie są owszem ale boje, a ta moim zdaniem nie specjalnie jest podobna do ygreka - więcej dbałości o szczegóły relacji. Cumowanie aby złapać jako drugą cumę bojkę to nie to co wpływać do ygreka.
Czarterobiorcy traktują jachty jak wózki sklepowe, przed południem aż strach zostawić łódkę bez opieki może więcej szczegółów o co autorowi chodzi - nie to abym się czepiał tylko wiedział czego nie robić
Śluza Guzianka - jest to pewien problem, ale według mnie szanowny pan wyolbrzymia, ja płynę rano lub wieczorem i tłoku nie ma.
Stwierdzam że największym zagrożeniem dla własnej załogi i innych łódek są licho wyszkoleni sternicy wielkich krążowników, którzy chyba naoglądali się za dużo Piratów z Karaibów no ci co się nie naoglądali Piratów z Karaibów to stanowią mniejsze zagrożenie. Ile tak naprawdę panu szkody narobili? Ile razy jak pan płynął był w sytuacji kryzysowej że "zdrowie, mienie i życie było zagrożone" w stopniu poważnym.
Czy ja mogłem być uwagą dla imć pana Żeglarza? Mogłem! Kilka razy mi nie wyszedł manewr w porcie, pomimo ponad 20 letniego doświadczenia i wyszkolonej opływanej załogi . Lubię pospać i wypływać w południe, czy to taki grzech? Czasem dołączyłem się do ogniska i kokpitowej imprezy na sąsiedniej łajbie. Na śluzie Guzianka nie raz nie dwa łapałem pagaj w rękę aby odsunąć od siebie maszt innego jachtu, bo akurat statek białej floty przepłynął zbyt szybko obok czekających na kolejkę jachtów, a wzbudzona tym faktem fala zaczęła zamiatać jachty, które trudno kontrolować mając 7-8 metrów położonego masztu.
Tak naprawdę do napisania, przyznaję nieco sarkastycznego tekstu, skłoniła mnie ciekawość: Interesuje mnie skąd szanowny wie co jest motorem przenosin żeglarzy z Mazur na Bałtyk? Badania pan robił czy to jest to jak sobie wielki Żeglarz świat wyborażał.
W moim przypadku chęć poznania czegoś nowego, innego wymiaru żeglowania, ale na Mazury wracam z miłą chęcią do tej właśnie atmosfery. Bo jak chcę cisze to ją znajdę, jak chcę być wśród ludzi w szumie i w hałasie pośpiewać to też znajduję. Nie jest ani lepiej, ani gorzej niż przed laty, jest dokładnie tak samo. Tylko że Mazury są małe, jachtów przybywa i stąd te negatywne zachowania o których szanowny pan Żeglarz napisał, bardziej rzucają się w oczy (to jest moja jak serwis Jurka, subiektywna opinia). Co do kpiącego tonu (tak to odebrałem proszę mi wybaczyć nadinterpretację) do różnych tam Maxusów, chcę nieśmiało zauważyć że 22 stopowy Maxus w wersji kilowej jest obecnie w samotnym rejsie dookoła świata. Wniosek Maksusy pływają szybko, bezpiecznie i elegancko (Atlantic Puffin jest już gdzieś koło Madagaskaru i przebył 2/3 dorogi).
I na koniec zaryzykuję tezę gdybyśmy zrobili analizę porównawczą złych zachowań na morzu i Mazurach to wynik procentowy byłby podobny.
Mariusz Wiącek port Otałęż.
Drogi Don Jorge,
Recenzje Mazur w wykonaniu żeglarzy wysokosolnych słyszałem już kilka razy. Niektórzy spluwali z pogardą. Prawdą jest, że na Mazurach jest sporo wczasowiczów spędzających pikniki na jachtach. Z tego powodu unikam nocowania w dużych portach. Prawdą jest jednak też, że np. w Klintholm gdy zapytał mnie stojący obok Szwajcar, czy rozrabiająca załoga na stojącej niedaleko łódce to moi rodacy, ze wstydem musiałem to potwierdzić.
Gdy na Mazurach (szczególnie w Piaskach) widzę łódki typu Bavaria, Sun Odyssey czy Carter zastanawiam się o co tutaj chodzi? Z podziwem patrzę na łódkę Kolegi Krzysztofa (piękna!) i też się zastanawiam o jakich to mazurskich zakamarkach pisze? Gdzie jest w stanie wpłynąć?
A łódki typu Tango może wyprzedzać tylko przy wietrze powyżej 6B.
Niskosolny żeglarz mazurski (od grubo ponad 30 lat),
Bogdan Kiebzak