MAŁYM JACHTEM NA SAMO DNO ZATOKI BOTNICKIEJ

Rejs ambitny w piękne, rzadko odwiedzane zakątki Bałtyku. Coś dla smakoszy i ... kwalifikowanych nawigatorów.
No i latem dzień długi, długachny.
Uważam, że warto pożeglować kilkwaterem jachtu Michała. News pouczający.
Agnieszka i Włodek Bilińscy tak oceniają atrakcyjność wyspy Malören "..naszym zdaniem trudno na Bałtyku o bardziej niezwykłe miejsce. Wejście do zatoki faktycznie nie jest łatwe - płytkie i prowadzi wzdłuż dwóch kolejnych linii wyznaczonych nabieżnikami. Głębokość na podejściu przy wiatrach z północy może spaść poniżej metra, tak więc należy przyjąć, że z zanurzeniem 1.4 metry, nieźle naszym żeglarzom poszło :-), czyli głębokości były mniej więcej średnie. Michałowi gratulujemy dalekiego rejsu i udanego wejścia do porciku na Malören, bowiem niewielu żeglarzy, nawet szwedzkich, tam było. Gdyby ktoś był zainteresowany dokladniejszym opisem wyspy, zapraszamy do odwiedzenia naszego blogu żeglarskiego : http://www.photovoyage.pl/sailingblog/wyspa-maloren-island/ ..."
.
.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
-----------------------------------------
Nasz rejs zaczęliśmy w YKP Jadwisin, załadunek na wózek i ruszamy w stronę wybrzeża. W nocy się spokojnie jechało i przed świtem już negocjowaliśmy z ochroną w Górkach otwarcie bramy. Trochę pospaliśmy i rano do roboty. Płynę razem z kumplem Piotrkiem Szczęsnym moim jachtem typu Odys 28.

O godzinie 14 ruszyliśmy w stronę Gotlandi. Po dwóch dobach zacumowaliśmy w Narshamn. Wybór portu był przypadkowy, po prostu uznaliśmy że chcemy już gdzieś stanąć, ten był najbliżej. Byliśmy jedynym jachtem żaglowym, reszta to kutry i motorówki miejscowe. Nocleg, potem spacerek do pobliskiej latarni i ruszamy dalej. Neptun się rewanżował za ubiegłoroczne komplikacje i po 40 godzinach zacumowaliśmy w Mariehamn. Po monotonni widoków na morzu okolice wejścia do portu urzekły, jakbyśmy trafili do krainy baśni. Wreszcie można się wyspać do rana, tylko ta noc jakaś jasna. Obowiązkowe zwiedzanie miasta, żaglowca "Pommern" i muzeum morskiego. Po południu ruszamy dalej. W skrócie to było tak: statki, refy, cisza, silnik, brak jachtów i już po 4 dniach wpłynęliśmy do wnętrza wyspy Malören. Miejsce mocno nagłośnione więc byłem uparty, ale wiedziałem że będzie tam płytko. Wiatr całkiem ustał to jedyna okazja spróbować. Są nabieżniki dwa zestawy i trzeci na pomoście, ale trzeba mieć mniejsze zanurzenie. Na wyspie trochę domków, latarnia i kościół. Kościół drewniany i czuć zapach starości, ale taki przyjemny. Spacerowaliśmy po ścieżkach zrobionych z desek aby nie niszczyć roślin. Ruszyliśmy dalej bo nerwowo patrzyłem czy wiatr nie rośnie. Teraz byłem mądrzejszy i wysłałem kumpla na dziób i miałem informacje które głazy jak omijać. Ulżyło trochę gdy głębokość przekroczyła 3m. Tore jest na końcu fiordu ale droga dobrze oznakowana. Teraz z każdą milą napięcie rosło, już wyobraźnia nawet nie podpowiadała co może nas zatrzymać. Łez szczęścia już nie potrafiłem powstrzymać. Cumujemy o 21 a tutaj to dzień. Noc a właściwie pora zaniku słońca trwa od 23 do 2. Cały kolejny dzień wypoczywamy. Opłata portowa 150 koron płatna na kempingu, sklep i paliwo 2,5km. Postój przy silosie betonowym umila widok żółtej boji obok.
Wypłyneliśmy w drogę powrotną, kolejnych miejsc do zobaczenia mieliśmy pełno, ale będą musiały poczekać. Wiatr jak zwykle łaskawy tylko tym razem przesadził z mocą. Gdy prędkości jachtu zaczynały przekraczać 8w zakładaliśmy kolejny ref, po trzecim refie pozostało zdjąć całkiem grota. Do Alandów się wywiało i spokojnie wpłynęliśmy między wyspy. Zacumowaliśmy do skał wyspy Aijaenkari, głęboko i można iść na spacer na ląd. Rano jak zwykle niebieskie niebo, ruszamy zaraz po śniadaniu bo całe Alandy chcemy przepłynąć. Widoki ładne ale droga daleka. Dnia niestety zabrakło i opuszczaliśmy Alandy w nocy. W okolicy portu Vaesterudden było tak dużo różnych świateł że wymagały wzmożonej uwagi. Wiatr jak na złość dopisywał i prędkości 7w nie dawały dużo czasu do zastanowienia. Widok mijanych skał oświetlonych chwilowym błyskiem z latarni podnosił mocno ciśnienie. Takie szczególne odcinki przepływaliśmy z całą załogą na pokładzie... i wtedy brakowało snu. Normalnie zmiany co 3 godziny umożliwiały pełną regenerację sił i po kilku dniach żeglugi nadal byliśmy wypoczęci. Czas nagli ale Sarema (Saaremaa) jest po drodze. Na mapie znalazłem port jachtowy Veere, faktycznie port rybacki. Jednoosobowa kibelkoprysznicopralnia wystarcza na taki tłok. Bosman życzliwy i pomocny. Stoją dwa kutry i kilka małych motorówek, jesteśmy jedynym jachtem. Miejscowość to szumne określenie, kilka domów i blok to pozostałość gospodarstwa rybackiego, sklepów brak. Można pospacerować po ładnym lesie. Wreszcie pierwsze plaże, las sosnowy dochodzący do plaży i brak wydm. Dalej wysoki klif. Kolejny port to już Łotwa.

Alandy.
.

Wyspa Maloren
.

Wyspa Maloren - cumowanie do wysokiego pomostu.
.

Fińska plaża - zamiast ko0cyka warto przyść z pneumatycznym materacem.
.

Skipper przy słynnej pławie
.

Port Veere na wyspie Sarema.
.

Pavilosta High Street
.

Pavilosta - port.
.

Gotland - port Ronehamn. Cumowanie dziobem - to cumowanie bezpieczne.
.

Gotland - Vandburg - kamienne chaty.
.
Pavilosta ma kilka przystani jachtowych, stację paliw i sklepy, plaże ładne. Warto tu wpłynąć i pospacerować, budynki zadbane i powstają kolejne. W Liepaji byliśmy w ubiegłym roku ale zacumowaliśmy bo miała nastąpić zmiana załogi. Przez trzy dni postoju byliśmy jedynym jachtem, chyba już po sezonie. Z nową załogą ruszyliśmy do Gotlandi. Planowany port Ronehamn nas zawiódł. Miejsc w y bomach jest sporo wolnych tylko zanurzenie 1,4m te miejsca wyklucza. Zawadziłem o kamienie, a po zacumowaniu w Y-bomie już stałem na dnie. W porcie właściwym same kutry i opony. Krótki spacer po porcie i wycofujemy się do Vandburga. Tam tradycyjnie pusto i przytulnie, dobre miejsce do wypoczynku i spacerów. Chyba jest tu jakaś plaga królików bo wszędzie ich pełno. Idąc w stronę latarni Heligolmen natrafiliśmy na domki z kamiennymi dachami. Dalej ruszyliśmy już do Polski, wiatr przeciwny ale czas wracać. Chcieliśmy do Helu ale wyszło Władysławowo. Pora późna to załodze pokazałem jak wygląda wejście w nocy. Chyba port zyskał dobrą opinię... bo miejsc przy pomostach zabrakło. Opłata 40 zł za stanie przy oponach i alpinistyczne wyjście z jachtu to trochę drogo. Kolejny port odwiedzony to Hel, tu tradycyjnie spacer i rybka smażona. Rano niestety czas obrać kurs na dźwig w Górkach i wracamy do domu.
Pływając jachtami mieczowymi zawsze ruszałem rano aby do wieczora zdążyć zacumować. Teraz ruszamy z portu jak zakończymy zwiedzanie i odpoczynek, pora przestała mieć znaczenie bo i tak do wieczora nie zacumujemy. Większość przelotów była kilkudniowa. Nieraz podpływaliśmy bliżej lądu tylko po to aby był zasięg telefonu i otrzymywaliśmy prognozy pogody sms. Korzystaliśmy z map na ploterze i laptopie, papierowe spokojnie leżały pominięte. Kolega Tadzio prawie siłą zainstalował mi odbiornik AIS, dopiero korzystając zrozumiałem jakie to ułatwienie. Na Zatoce Botnickiej spotykaliśmy niemal wyłącznie statki. Na Alandach widok promu wychodzącego zza wyspy to częsta sytuacja, AIS informuje wcześniej. W 4 tygodnie przepłynęliśmy 1800 mil więc do zwiedzania było mało czasu i w kolejnych latach chcę tam wracać.
Michał Kozłowski
Pływając jachtami mieczowymi zawsze ruszałem rano aby do wieczora zdążyć zacumować. Teraz ruszamy z portu jak zakończymy zwiedzanie i odpoczynek, pora przestała mieć znaczenie bo i tak do wieczora nie zacumujemy. Większość przelotów była kilkudniowa. Nieraz podpływaliśmy bliżej lądu tylko po to aby był zasięg telefonu i otrzymywaliśmy prognozy pogody sms. Korzystaliśmy z map na ploterze i laptopie, papierowe spokojnie leżały pominięte. Kolega Tadzio prawie siłą zainstalował mi odbiornik AIS, dopiero korzystając zrozumiałem jakie to ułatwienie. Na Zatoce Botnickiej spotykaliśmy niemal wyłącznie statki. Na Alandach widok promu wychodzącego zza wyspy to częsta sytuacja, AIS informuje wcześniej. W 4 tygodnie przepłynęliśmy 1800 mil więc do zwiedzania było mało czasu i w kolejnych latach chcę tam wracać.
Michał Kozłowski
Zabrakło mi podania miesiąca i kolejnych dni tegoż, w opisie rejsu Mazu II (http://kulinski.navsim.pl/art.php?id=2814&page=0).
Niemniej, szczegółowego chronometrażu nie wypada się domagać ;-)
Pozdrawiam!
Jacek Przepióra
W odpowiedzi na komentarz podałem w załączniku szczegółowe zestawienie mojego rejsu.
Starałem się możliwie streścić relację aby Was nie zanudzać, więc szczegóły pominąłem, ale oczywiście to żadna tajemnica:
1.08.2015 godz.9 wodowanie w Górkach Zach. odcumowanie godz 14
03.08 godz 13 cumujemy w Närshamn
04.08 godz 9 odpływany
05.08 godz 21 cumujemy w Mariehamn
06.08 godz 17 odpływamy
10.08 godz 21 cumujemy w Töre
12.08 godz 10 wypływamy
15.08 godz 16 Aijankari
16.08 godz 9 odpływamy
17.08 godz 18 cumujemy w Veere
18.08 godz 11 odcumowanie
19.08 godz 12? Pawilosta
20.08 godz 10? odpływamy
20.08 godz 16 Lipawa
23.08 godz 14 odpływamy
24.08 godz 10? cumujemy w Ronehamn odcumowanie o 11?
24.08 godz 15 Vandburg
26.08 godz 10? odpływamy w stronę Polski
27.08 godz 23 cumujemy we Władysławowie
28.08 godz 10? odpływamy, cumujemy w Helu godz 15?
29.08 godz 05 odpływamy do Górek Zachodnich, cumujemy o 9, załadunek i wyjazd na lawecie do Warszawy
Jeśli będą jeszcze jakieś pytania to kontakt do mnie jest na mojej stronie www.uslugiszkutnicze.pl