MAREK RISSMANN - MOJ BAŁTYK

Marian w sprawie Bałtyku może absolutnie bezstronnym być arbitrem, bo jego królestwo to odległe Morze Śródziemne od Gibraltaru do Turcji.
W recenzji dostało się ... Wydawcy. Takiemu doświadczonemu Redaktorowi książek morskich jak Jacek (oby żył wiecznie!) taki kiks nie powinien się przydarzyć.
Wiem co piszę - minęły dekady, a ja nadal wspominam panią Aleksandrę Mucek w Wydawnictwie Morskim. Przeczołgała, p r z e c z o ł g a ł a mnie, ale przy tym też wiele - nauczyła.
Pani Olu - po latach kolejne podziękowania !
No i aby żyła Pani wiecznie w dobrym zdrowiu.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
-----------------------
Wpadła mi do ręki wydana przez Oficynę Wydawniczą Alma-Press książka "Mój Bałtyk". Książka jest zrobiona "na bogato" - grube, sztywne, lakierowane okładki ze zdjęciem "orzącego" morze jachtem - zachęcają do kupna. Niestety wnikliwego Czytelnika mogą najść tak zwane mieszane uczucia.
Kolorowa opowieść, dla dzieci.
Plasuje się w kategorii rodzinnego pamiętnika, wspomnień dla wnuka w stylu "Ja, szwagier Kolaska i Bałtyk", trochę saga rodzinna. Brak dramaturgii, nie widać ducha przygody.

Całe rozdziały odbiegają od tematu (dobre, ale dwója - mawiała w takich przypadkach Pani polonistka). Więc pływanie na: Słonce, na Cadecie, Puncie, z asystą motorówki - rzeki, jeziora, a rejs "Eurosem" to tylko sen. Trochę morza i znów: rejs rodzinny po jeziorach, chociaż własnym jachtem (się chwali, ale gdzie tu Bałtyk). Po latach Zalew i wreszcie morze, a nawet złamany maszt. Jeśli już jest coś ciekawego to tonie w powodzi zbędnych szczegółów i dygresji.


Całe rozdziały odbiegają od tematu (dobre, ale dwója - mawiała w takich przypadkach Pani polonistka). Więc pływanie na: Słonce, na Cadecie, Puncie, z asystą motorówki - rzeki, jeziora, a rejs "Eurosem" to tylko sen. Trochę morza i znów: rejs rodzinny po jeziorach, chociaż własnym jachtem (się chwali, ale gdzie tu Bałtyk). Po latach Zalew i wreszcie morze, a nawet złamany maszt. Jeśli już jest coś ciekawego to tonie w powodzi zbędnych szczegółów i dygresji.
Gadu, gadu.
Na zakończenie smaczek, podsumowanie: nie tylko po polsku, ale i po angielsku i po niemiecku nawet (dla kogo ?).
Na zakończenie smaczek, podsumowanie: nie tylko po polsku, ale i po angielsku i po niemiecku nawet (dla kogo ?).
Megalomania ! No i "Literatura" - idziemy na "grubość dzieła", podnosimy "prestiż" dokładając całą domową biblioteczkę: "Praktyka oceaniczna", "Dookoła świata po zwycięstwo", "Eurosem na Horn", "Dzieci trzech oceanów", "Sir Thomas Lipton zwycięża", ..... to tylko kilka przykładów (gdzie tu za przeproszeniem Bałtyk ?). A przywołanych na stronach str. 70 i 71 bałtyckich "przewodników, dla żeglarzy", Kulińskiego, które były Autorowi tu cytat: "bardzo pomocne", ani mru, mru !
Ma się ochotę zawołać Redaktor ! Redaktor ! Gdzie jest Redaktor ? To nic nowego, że Autora ponosi "ułańska fantazja", ale od tego jest Redaktor, który czuwa, skraca, moderuje ! Pamiętam red. Micińskiego, naczelnego. "Morza", który mawiał: "mięsa, niedźwiedziego mięsa, reszta to nasza sprawa". Mało kto wie, że klasyka "Znaczy kapitan" kpt. Borchardta rodziła się w ciężkich bojach miedzy obu panami. Kiedyś sekretarz redakcji "Poznaj Świat", gdy tekst wydawał się zbyt długi pocieszał mnie: "skracanie to nasza specjalność".
Ma się ochotę zawołać Redaktor ! Redaktor ! Gdzie jest Redaktor ? To nic nowego, że Autora ponosi "ułańska fantazja", ale od tego jest Redaktor, który czuwa, skraca, moderuje ! Pamiętam red. Micińskiego, naczelnego. "Morza", który mawiał: "mięsa, niedźwiedziego mięsa, reszta to nasza sprawa". Mało kto wie, że klasyka "Znaczy kapitan" kpt. Borchardta rodziła się w ciężkich bojach miedzy obu panami. Kiedyś sekretarz redakcji "Poznaj Świat", gdy tekst wydawał się zbyt długi pocieszał mnie: "skracanie to nasza specjalność".
A śp. nieodżałowany Paweł Morzycki, gdy do "Żagli" trafiał tekst 25.000 znaków ze spacjami, mawiał: "maks. 15.000 - sam skrócisz, czy my mamy skracać ?" (wolałem sam).
Mój Boże ! Serce się kraje i skracam !
R, XXI
Mój Boże ! Serce się kraje i skracam !
R, XXI
---------------------------
ISBN978 - 83 - 7020 - 584 - 3
Oprawa twarda.
128 stron.
Format: 170x240mm.
128 stron.
Format: 170x240mm.
Cena 50,- zł
Na stronie "Bezdroży" pojawiła się opinia, jak niżej i....sobie wisi.
A Koledzy tu oczekują od wydawnictwa jeszcze większej pracy, a niby po co ? "Almapress" swoją postawą trochę mi przypomina arogancję Grupy Wydawniczej Helion S.A.
Oto co pisze czytelnik, już długo po moim proteście:
Józef Gąsienica, przewodnik górski
Duży plus dla Autora za język, fajnie się czyta, trochę nie jak przewodnik, ale wspomnienia Autora z dawnych rejsów. Dla mnie brakuje Zalewu Szczecińskiego, rejonu coraz bardziej popularnego wśród żeglarzy, jedyny duży minus za zdjęcia. Osoba, która je wybierała i podpisywała robiła to wg zasady "żeby było ładnie". Zdjęcia nie pokazują atrakcji godnych zobaczenia, podpisy powodują uśmiech politowania "Tył łodzi", "Rufa przy rufie" , a ja widzę dzioby :). W rozdziale "Szlaki poza Mazurami" opisany Zalew Koronowski, mamy tam zdjęcie podpisane "Nad zalewem" przedstawiające ...Mikołajki , książka wygląda na zrobioną niechlujnie, przez amatorów, bez szacunku należnemu Autorowi za wkład pracy w jej powstanie. Jeżeli do tego dodamy na każdej stronie reklamę pewnej firmy ubezpieczeniowej, uważam że książka nie jest warta swej ceny i nie polecam.
Bardzo dziękuję za pochylenie się nad moją książką, skierowanie jej do recenzji p. Mariana Lenza a następnie zamieszczenie tejże na Twoim portalu.
Chciałbym wierzyć, że zarówno Ty jak i Recenzent przeczytaliście książkę w całości, aczkolwiek bym się nie zdziwił, gdyby miało się okazać, że nie wytrwaliście do końca.
Pozwolisz, ze odniosę się do kilku uwag nie wyłączając sformułowań typu „kolorowa opowieść dla dzieci”, „gadu, gadu” czy „dla kogo ?”. Odpowiadam książki są pisane dla czytelników, nawet gdyby miały nimi być dzieci. Ja kierowałem się tym samym przesłaniem czyli mając na względzie czytelnika. Sam jako nastolatek, tj. chyba jeszcze jako dziecko, zaczytywałem się w niektórych z przywołanych w książce tytułach.
Co do rodzinnego charakteru treści, to pełna racja. „Mój Bałtyk” to jest moja własna opowieść, wynikająca z mojej osobistej drogi dochodzenia do żeglugi morskiej. Przepraszam, że zaczynałem od Słonki i Cadeta i to na rzekach i jeziorach.
Jeżeli komuś brakuje morza to nieśmiało zauważam, że na zasadnicze 113 stron treści książki, 97 przypada na historie związane z żeglugą morską. 16 stron poświęconych mojemu żeglowaniu po rzekach i jeziorach wynika po prostu z faktu, że jestem jednym z coraz liczniejszej rzeszy żeglarzy, których do morza wiodła tzw. żegluga szuwarowo-bagienna. Nie ukrywam, że Twoje liczne artykuły zachęcające do wyjścia w morze, a zamieszczane przed laty w Żaglach były i dla mnie inspiracją.
Twoje „locyjki” mam i znam. Zanim znalazły się w wydaniach książkowych zdążyłem je wyciąć z kolejnych numerów Żagli i skrzętnie zachować w skoroszytach, wracając do nich niejednokrotnie, o czym również mowa w książce. Ubolewam, że nie odesłałem czytelnika do konkretnych numerów Żagli wspominając o Twoich opisach podejścia do Stralsundu i Vändburga. Jednocześnie uspokajam, moja domowa biblioteczka liczy ok. 1200 (tysiąc dwieście) woluminów.
Do uwag kierowanych do p. Redaktora i Wydawnictwa nie odnoszę się, chociaż zapewniam, że absolutnie nie było moim zamiarem sprawienie komukolwiek przykrości.
Życząc dużo zdrowia, serdecznie pozdrawiam,
Marek Rissmann