GDZIEŚ TAM NA SZYMONECKIM

Dopiero co czytałem, że nie ma to jak stare dzikie Mazury, że nostalgia człowieka skręca na wspomnienia dawnych czasów. A tu ni z tego, ni z owego zachwyty nad cywilizacją w postaci pływającego baru. Mają rację dziewczyny, że to przede wszystkim żołądek kształtuje męską świadomość (tzn. chodzi o serce).
Jakaś tam smażona sielawa i oto zupełnie widzenie świata.
Natomiast morał korespondencji Mariusza Wiącka traktuje o zupełnie o czym innym. To pochwała liberalizmu (gospodarczego - nie obyczajowego !) - tylko nie przeszkadzajcie !
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
---------------------------
PS. Jedną fotkę usunąłem. Kto to widział z nagim torsem siadać do stołu ?
--------------------------------
.
Witaj Drogi Don Jorge.
Pojechałem na Mazury na tygodniową wyprawę. Tym razem nie chcę pisać co jest źle, a o tym co mi się bardzo spodobało. Nie byłem na południu Mazur 6 lat. Teraz popłynęliśmy w trzy osoby i pies Alice na południe. Pogoda w drugim tygodniu lipca była fenomenalnie żeglarska to znaczy wiało przyzwoicie, ale w ramach rozsądku 3-4 B i piękna słoneczna pogoda (tak było przez pięć dni). Kurs z Giżycka na południe został obrany. Przechodzimy przez kanały i na jeziorze Szymoneckim widzimy zacumowaną barkę, oblepioną dookoła jachtami z położonymi masztami. To był bar na wodzie, a w zasadzie „gastro barka”.
„Słuchy do mnie dochodziły” że na szymoneckim dają dobrą i smaczną rybę. Zaciekawiony podpłynąłem. Jachtów z jednej i drugiej strony dużo, ale się wcisnąłem. Pełno ludzi gwar, „załoga gastro-barki” uwija się jak w ukropie. A jakże cała załoga zamówiła tradycyjne mazurskie sielawy. Posiłek palce lizać. Świeża ryba to jest to.
Pojechałem na Mazury na tygodniową wyprawę. Tym razem nie chcę pisać co jest źle, a o tym co mi się bardzo spodobało. Nie byłem na południu Mazur 6 lat. Teraz popłynęliśmy w trzy osoby i pies Alice na południe. Pogoda w drugim tygodniu lipca była fenomenalnie żeglarska to znaczy wiało przyzwoicie, ale w ramach rozsądku 3-4 B i piękna słoneczna pogoda (tak było przez pięć dni). Kurs z Giżycka na południe został obrany. Przechodzimy przez kanały i na jeziorze Szymoneckim widzimy zacumowaną barkę, oblepioną dookoła jachtami z położonymi masztami. To był bar na wodzie, a w zasadzie „gastro barka”.
„Słuchy do mnie dochodziły” że na szymoneckim dają dobrą i smaczną rybę. Zaciekawiony podpłynąłem. Jachtów z jednej i drugiej strony dużo, ale się wcisnąłem. Pełno ludzi gwar, „załoga gastro-barki” uwija się jak w ukropie. A jakże cała załoga zamówiła tradycyjne mazurskie sielawy. Posiłek palce lizać. Świeża ryba to jest to.
W drodze powrotnej oczywiście zaglądnęliśmy na kolację. Ruch mniejszy to i z właścicielem można było zamienić ze dwa słowa.
Miał trochę pieniędzy zainwestował i sam zrobił barkę, której podstawą są pływaki z katamaranu. Na barce jest WC, prysznic, kuchnia gazowa, prąd z agregatu. Do barki podłączona jest woda. Codziennie rano bar na wodzie cumuje na wodzie, wieczorem zawija do pomostu gdzie zbiorniki sanitarne są opróżniane, jest sprzątany i przygotowywany na kolejny dzień pracy. Firma jest rodzinna. Co w tym jest dla mnie takiego pozytywnego?
Miał trochę pieniędzy zainwestował i sam zrobił barkę, której podstawą są pływaki z katamaranu. Na barce jest WC, prysznic, kuchnia gazowa, prąd z agregatu. Do barki podłączona jest woda. Codziennie rano bar na wodzie cumuje na wodzie, wieczorem zawija do pomostu gdzie zbiorniki sanitarne są opróżniane, jest sprzątany i przygotowywany na kolejny dzień pracy. Firma jest rodzinna. Co w tym jest dla mnie takiego pozytywnego?
Bez dotacji z UE, bez zaangażowania różnych samorządów, rad miasta, zespołów prorozwojowych, i innych organizacji aktywizujących właściciel gastro barki zaspokaja potrzeby głodnych żeglarzy - tworząc na szlaku Wielkich Jezior coś co przejdzie (mam taką nadzieję) do historii i legendy. Może lepiej dać ludziom wolną rękę z ustawowym zakazem im pomagania przez różne tam samorządy, organizacje prorozwojowe?
A co do rejsu to był udany. Ciepło wietrzenie i nie żal było wyjeżdżać, bo sobotę (dzień zdawania jachtu) padało cały dzień.
Mariusz Wiącek port Otałęż.
PS. ceny przyzwoite, a w czasem niższe niż w innych smażalniach.
Mariusz Wiącek port Otałęż.
PS. ceny przyzwoite, a w czasem niższe niż w innych smażalniach.
Drogi Jorge,
Do artykułu o barze na Szymoneckim wtrącę swoje trzy grosze.
Postawienie masztu albo położenie trwa krócej niż pół minuty. Mimo to często widzę cumujące jachty z położonym masztem.
Widziałem już maszty wyrwane z cęg albo sterników zostawiających okucie topowe masztu na … knadze, na kei.
Pozdrowienia z kotwicy w Mielcu,
Bogdan Kiebzak
Bogdan przy barze na szymoneckim widziałeś te wyrwane cęgi?
Masz rację co położonych masztów, samego mnie irytuje jak w procie na Tajtach maszty ludziska składają w porcie, a następnie nie kontrolują co się dzieje z „tak zrobionym ogonem” zamiatającym po porcie wszystko co na drodze. Jednak przy tej barce? Gdyby było niebezpieczne to właściciel napisał dużymi literami cumowanie z postawionym masztem.
Mariusz Wiącek port Otałęż