W trakcie wymiany maili z Autorką newsa "Trzy damy na Bałtyku"*) - 9 czerwca http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=2002&page=0 - dowiedziałem aię, że Agata SSI czyta od dawna. To mnie zaintrygowało - dlaczego? Obiecała, że wyjaśni. No i wyjaśniła, że mają ... kota.
Przypomniał mi się tak stary żołnierski dowcip, że młode damy ani Agata, ani Magda znać go oczywiście nie mogą. Oto jego fragment:
"...
- i co żeście kapralu mu odpowiedzieli ?
- ja mu obywatelu poruczniku dałem odpowiedź wymijajacą
...."
A może ja się w poniższej odpowiedzi wymijającej aluzji nie doczytałem ?
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_____________
*) "Trzech panów w łódce (nie licząc psa)" - Jerome K. Jerome, Koniecznie przeczytajcie !
ROZMAWIAŁA BLONDYNKA Z CZARNĄ
czyli Indianki na Bałtyku.
Spotkałyśmy się z Magdą w jej domu, powspominać ostatni rejs, pogadać o łódkach, marinach i naszych możliwościach spędzania czasu na wodzie. Do kuchni weszła kotka, otarła się o moje nogi i elegancko stawiając łapy na podłodze przeszła na taras.
„Jak prawdziwa dama” – pomyślałam, odprowadzając ją wzrokiem.
Magda uśmiechnęła się odczytując moje myśli.
- Don Jorge zatytułował Twoją relację "Trzy damy na Bałtyku" – powiedziała stawiając filiżanki z pachnącą kawą.
- Jakie my damy? – spytałam - Ty na co dzień chodzisz w trampkach, a ja nierzadko ze skrzynką z narzędziami.
- No wiesz, damy dzielą się na trzy rodzaje: damy, nie damy, nie każdemu damy.
- To my zdecydowanie należymy do tego trzeciego rodzaju i nie z każdym pływamy.
Sięgnęłam po filiżankę z kawą i dodałam kilka ziarenek brązowego jak czekolada cukru.
- I jesteśmy też trochę płochliwe – zaśmiała się Magda - bo jak proponują nam więcej niż 6B, to mówimy pas i „sztormujemy” w porcie.
- Tak? A ta średnia przelotu ze Szwecji ponad 7 węzłów, to przy 3B niby było ?
-Nie, ale … po co się kopać z koniem, albo szarpać ze sztormowym fokiem na dziobie, który nurkuje w czymś mokrym i zimnym, brrr ... Wiesz sama co się dzieje z grzywką po czymś takim – powiedziała wyrównując palcami swoje włosy.
- Nooo – zamyślam się chwilę wspominając - ale nie wiesz, jak ostatnio fajnie wyglądałaś na tej „windzie” na dziobie ! Szkoda, że nie jest nas czwórka – mogłabym puścić ster i zająć się robieniem zdjęć.
- Nie ty zmokłaś –zauważyła znad parującej filiżanki.
- Magda, taki nur w wodę a potem promienny uśmiech ! Widzieć Cię wtedy …. bezcenne !
- Niedługo zażyczymy sobie łódki z rolfokiem i chartploterem – rozsiadła się wygodniej.
- Chartploter już polizałyśmy – stwierdziłam wkładając do ust oliwkę z rozmarynem.
- Ale czarno-biały i „sprawny inaczej”. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Teraz kolorowy albo laptop z C-mapą.
- Mniam – oblizałam palce - Masz więcej tych oliwek ? – rozglądnęłam się po kuchni.
Jesteśmy kobietami poniekąd luksusowymi i nie wyobrażamy sobie, żeby na naszej (nawet tymczasowej) łódce zabrakło świeżego imbiru, oleju sezamowego czy dobrego espresso ze specjalnego imbryczka, oraz wielu innych rzeczy, o których nie będę się tu rozpisywać, żeby nie drażnić surowych morskich wilków, którzy mogą trzy dni na gorącym kubku...
Słyszałam nawet o takich, którzy mogą trzy dni na tymże kubku bez gorącej wody, a w wersji „hardcore” bez wody w ogóle - wystarczy chlebek posypany zupką.
Ale to nie my. Z każdego rejsu przywozimy nowe kulinarne fascynacje. Tym razem oliwki z chilli i rozmarynem oraz ciemny cukier trzcinowy Muscovado. Jak by nie spojrzeć nasze pływanie jest na pewno inne i w tym tkwi jego urok… że jest babskie.
Magda zamyśliła się przez chwilę.
- Czasem wyglądacie jak Indianki – mruknęła.
- Indianki na Bałtyku? – spojrzałam na nią zdumiona.
- Przez te wasze tykwy i bombille w kokpicie, i rozsypaną yerba mate, która w szpigatach wygląda zupełnie jak wodorosty.
- Aha, i smakuje jak zaparzony tytoń? – zaśmiałam się - A wiesz, że Ludek Mączka był też Indianinem ?
- Tylko bardziej światowym…
- To kwestia skali - spojrzałam na maleńką filiżankę z espresso - zamiast dwóch gramów yerby na szklankę wody, sypiesz czterdzieści na tykwę.
- Tak , już wiem. Jak po pierwszym łyku zwarzy mi się ślina to znak, że na pewno dobrze zaparzona.
Patrząc na Magdę uznałam, że nad tą trzecią Indianką w składzie trzeba będzie jeszcze popracować przed kolejnym rejsem.
Na stoliku obok leżało kilka książek i e-czytnik.
- Okazuje się jednym z niezbędnych elementów wyposażenia łódki morskiej – powiedziała Magda wyjmując wreszcie kolejną porcję czarnych i pikantnych oliwek - jest e-czytnik.
- Ale tylko Kindle 3G – zaznaczyłam
(Uwaga: product placement sponsorowany przez Amazon)
- Kindelek na czas błogiego, całodziennego kiszenia się w cieplutkiej i suchej koi, kiedy na zewnątrz wydmuchują się te „straszne wichury”, a deszcz siecze po twarzy.
- Siecze tym, którzy nie odbierają aktualnych prognoz – spojrzałam na niebo za oknem.
- I tu pojawia się nieoczekiwane zastosowanie dla naszych pieścidełek.
- Dodajmy ZA DARMO !
Oprócz oczywistego przeznaczenia założonego przez twórców tego genialnego urządzenia, czyli przeczytania tych wszystkich książek, na które nie miałyśmy czasu w ostatniej pięciolatce, a na które znajdujemy czas w niepogodę na łódce, mamy prognozy za darmo zawsze i wszędzie. No, prawie zawsze i wszędzie. Kindle ma prostą przeglądarkę WWW, do której potrzebujemy złapać 3G dowolnej sieci w jakimś cywilizowanym kraju.
- Ty prognozy ściągałaś nawet w szkierach w zeszłym roku – przypomniała sobie Magda.
- Tak i maile pisałam, choć ostatnio widziałaś, że do obu tych czynności trzeba mieć niekiedy anielską cierpliwość.
- Czasem wyglądasz jak aniołek.
- Proszę Cię, już wolę być wyblakłą Indianką. A wiesz, że Matt Rutherford też miał na pokładzie Kindla? Tylko mu się zepsuł niestety.
- „Kundelek” to delikatne stworzenie i musi mieć bezpieczną koję.
- A propos bezpieczeństwa. Pamiętasz, tę opowieść o załodze, która ze Świnoujścia dwukrotnie nie trafiła na Bornholm ? Może im przydałoby się TO ubezpieczenie.
- Od zgubienia się na morzu ? – spytała z rozbawieniem.
- Tak. Przypomnij mi, jak to było ?
- Jeden z agentów ubezpieczeniowych, którego poprosiłam o ofertę przed rejsem - takie jesteśmy rozsądne - usilnie nakłaniał mnie na wykupienie pakietu dla sportów podwyższonego ryzyka, który zawierał niezbędną, według niego, opcję poszukiwania nas na morzu w przypadku ZAGUBIENIA.
- Czego ?
- Się, znaczy nas i łódki. Razem z GPS-ami, chartploterem, mapami…
- …i mózgami – dokończyłam - A porządnego OC dla łódki nadal w Polsce nie kupisz. Jestem ciekawa, czy ten agent wystąpił z taką propozycją tylko dlatego, że w rejsie miały wziąć udział same kobiety?
- No wiesz, pan agent nie zdaje sobie sprawy, że Neptun jest heteroseksualny, a boginią mądrości jest Atena, czyli kobieta –zaśmiała się Magda - obie mitologie pracują na naszą korzyść.
- Może, ale trochę wolno. Nasza załoga wzbudza przeróżne reakcje i ciągle pada pytanie dlaczego bez mężczyzn. Ich nikt nie pyta dlaczego pływają w męskich składach.
- Bo to wszystko przez Alicję Majewską.
- Co ? Ach, rzeczywiście! - parsknęłam śmiechem - „Jeszcze się tam żagiel bieli, chłopców, którzy odpłynęli””
- I chyba ważniejsze to: „Bo męska rzec być daleko, a kobieca wiernie czekać” – dodała Magda
- Oj nie , my nie z tej epoki Pani Alicjo.
Przez oparcie fotela na którym siedziałam przebiegła para rozbawionych futrzaków.
- Napisałaś poprzednio – powiedziała Magda, biorąc na ręce jednego z nich - że jesteśmy do siebie takie podobne. Nie do końca się z tym zgodzę. Ty masz jedną kotkę, Ela ma dwie, a ja mam trzy.
- Ale wszystkie mamy jednego KOTA.
- To prawda – uśmiechnęła się - na punkcie pływania.
Dziękujemy za duchową obecność Eli , która nie mogła się z nami spotkać.
Pozdrawiam,
Agata.