Poprzednie artykuły (no bo przeciez - nie newsy) traktowały o zakupie używanego silnika przyczepnego (zaburtowego), jego przystosowaniu do morskiej zeglugi oraz wadach i zaletach zamocowanie tego motorka na pawęży. Dzisiejszy artykuł Tadeusza Lisa omawia kilka podstawowych problemów zwiazanych z umieszczeniem silnika zaburtowego w studzience. Temat jest mi o tyle bliski, że przedostatni z moich jachtów (uprawiający żeglugę bałtycką) był napędzany własnie silnikiem pracującym w studzience. Była to studzienka dość oryginalna - wystarczy popatrzeć na fotografię.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
___________________
Montaż benzynowego silnika jachtowego w studzience – pochwała roztropności.
W poprzednich odcinkach rozważaliśmy rozwiązania konstrukcji zawieszenia benzynowego silnika spalinowego na pawęży jachtu bałtyckiego (patrz: http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=1937&page=30 ). Domykając ten temat chciałbym odwołać się do tego, co już dawno napisał Don Jorge w "Praktyce bałtyckiej na małym jachcie" – nigdy taki silnik nie powinien być mocowany na ruchomym uchwycie typu pantograf! Bałtyk jest morzem złośliwym i możecie być pewni, że z zadziwiającą szybkością zweryfikuje każdy – nawet najsolidniej wykonany pantograf. Co za tym sugeruje? Wyłącznie prosty uchwyt stały – nie skrzynkowy z blachy, ale o konstrukcji przedstawionej na rysunku:
zawiesie silnika na pawęży licznik motogodzin
.
Jej zaletą jest niski koszt wykonania. Robimy ją z polerowanej blachy 316L oraz rury fi=45-60 w zależności od ciężaru silnika. Na rysunku proszę zwrócić uwagę, na sposób zamocowania jej na pawęży. Do tylnej blachy przyklejona jest gruba przekładka elastomerowa. W otwory montażowe wsunięte są korki elastomerowe (tu pokazane w pozycji wysuniętej), przez które przechodzą śruby mocujące uchwyt do pawęży. Od strony achterpiku znajduje się identyczna przekładka oraz blacha. Całość jest bardzo mocno skręcona śrubami. Taki sposób montażu zawiesia praktycznie eliminuje przenoszenie dragań silnika na kadłub. Dodatkowo achterpik powinien być wygłuszony specjalnymi matami do wyciszania drzwi samochodowych. Dzięki temu (+osłony akustycznej na silnik, o której pisałem wcześniej) daje praktycznie bezgłośny napęd. Dla tych którzy lubią mieć pracę silnika pod kontrolą (ja lubię), wtedy gdy sterują z wnętrza kabiny można wyprowadzić z przewodu świecy wyjście na małą neonówkę umieszczoną w kabinie – jej świecenie będzie oznaczać, że silnik cały czas pracuje. Można też podłączyć malutki, tani licznik motogodzin np. taki, co ułatwi serwisowanie silnika.
Teraz o montażu silnika w studzience. Wykonanie studzienki nie jest trudne, ale jej lokalizacja zależy głównie od kształtu kadłuba, wielkości kokpitu oraz miejsca umieszczenia steru. Z mojej praktyki najwygodniej jest przyjąć taki algorytm miejsca wyboru studzienki.
Wielkość achterpiku |
Wielkość kokpitu |
Położenie steru |
Optymalne miejsce posadowienia silnika |
Duży |
Mały |
Na pawęży |
Achterpik |
Mały |
Duży |
Na pawęży |
Dolaminowana skrzynia w tyle kokpitu (ale nie naruszająca przestrzeni achterpiku) |
Duży |
Mały |
Trzon steru przechodzi przez achterpik, blisko pawęży |
Achterpik + wylaminowana dodatkowe wybrzuszenie od strony kokpitu |
Mały |
Duży |
Trzon steru blisko przedniej krawędzi achterpiku |
Dolaminowana skrzynia w tyle kokpitu, zlicowana z siedzeniami siedzisk burtowych |
Mały, długi kil |
Mały |
Obojętnie |
W bakiście burtowej. Wybór lewej lub prawej uzależniony jest od kierunku obrotu śruby – tak aby skompensować moment skręcający |
Mały, fin kil, układ typowy dla jachtów regatowych |
Mały |
Obojętnie |
Pod pokładem mostkowym (uzupełnionym nową klapą górną, za tylną krawędzią płetwy balastowej) |
Laminując studzienkę, pamiętamy aby naruszając dno nie naruszyć węzłów konstrukcyjnych (laminatowych wręg i wzdłużników). Jeżeli muszą być one naruszone, trzeba koniecznie dodać nowe wzmocnienia – nie jest to trudne – ale konsultacja zawodowego szkutnika lub konstruktora jest nie do przecenienia.
Silnik osadzamy w studzience na poprzecznej, pionowej płycie o kształcie teownika. Optymalnie stalowa płyta z drewnianym uzupełnieniem powinna być przykręcona do bocznej ściany kokpitu poprzez elastomerowe przekładki.
Komora jest już gotowa. Teraz musimy zadbać o dwie rzeczy (najlepiej naraz). Wygłuszenie oraz bezpieczeństwo pożarowe. W praktyce najlepiej sprawdziły mi się płyty APAFLEX ALU 25S o grubości 25 mm. Są również tańsze 19 oraz 13 mm – ale efekt nie jest już tak spektakularny. Jeżeli drastycznie ogranicza nas budżet to najgrubszą płytę dajemy na górę skrzyni, średnią na przód, a najcieńszą na boki
Kombinacja aluminium oraz trudnopalnego tworzywa sprawia, że tak wyklejona komora wytrzymuje temperaturę pożaru do około 450 stopni – a to nie jest mało. No dobrze, ale jak będziemy gasić ewentualny pożar? Sugerowałbym po konsultacjach z ekspertami od pożarnictwa dwa sposoby (wykluczam ze względu na cenę fabryczne, automatyczne systemy gaśnicze). Pierwszy zastosowałem na moim "Donaldzie". Pomysł jest bardzo prosty. Bierzemy jedną lub dwie gaśnice (ja wolę dwie – i dokonujemy ich drobnej modyfikacji). Polega ona na zamontowaniu na przewierceniu dolnej łyżki, tak, a by przeszła przez nią cienka, ale mocna sprężyna zaczepiona drugim końcem o podstawę gaśnicy. Wprowadzamy również modyfikacje wiercąc mały otwór w zawleczce blokującej górną łyżkę – po przeciwnej stronie niż widoczne na zdjęciu kółko. Teraz obie gaśnice montujemy w narożach komory silnika i i spinamy obie zawleczki grubą żyłką wędkarską (wykonane otworki muszą być zaokrąglone, żeby nie przeciąć żyłki. Do kółek zabezpieczeń doczepiamy sprężyny mocowane do ścianki komory. Teraz jeżeli temperatura w komorze wzrośnie lub pojawi się płomień. Żyłka błyskawicznie się stopi. Zawleczki zostają wyszarpane przez sprężyny zamocowane do ścian. Teraz sprężyna pionowa pociągnie w dół łyżkę górną i w ciągu 30 s opróżni obie gaśnice. Ponieważ komora jest zamknięta (nie ma dopływu tlenu) ugaszenie pożaru jest zdarzeniem prawie pewnym.
bomba gaśnicza i gdzie ją zamontować
.
Teraz jednak nie budowałbym takiego układu, tylko wykorzystałbym puste miejsce nad górną pokrywą silnika do zamontowania w koszyku kuli (bomby) gaśniczej. Rozwiązanie jest bardzo proste. W kulistym pojemniku z cienkiego tworzywa umieszczony jest mikroładunek TNT (trotylu) otoczony środkiem gaśniczym. Do ładunku dołączona jest prowadzona na zewnątrz ścieżka prochowa (z prochu czarnego, który pełni funkcję zapalnika zwłocznego). W czasie pożaru detonowany jest mikroładunek idealnie rozpraszając środek gaśniczy i dodatkowo zdmuchując płomień. Proste, tanie i niezawodne.
Na zakończenie proste rozwiązanie problemu gromadzenia się spalin w komorze przy braku ruchu postępowego jachtu (wykluczam wentylator – niezawodny jest drogi i wymaga inteligentnego układu sterowania – nie mówiąc już o tym, że wysysa krew z akumulatora, sącząc pasożytniczo bezcenne amperogodziny.
Zamiast tego można zastosować patent, który opisałem poprzednio – miękką rurą pobierać powietrze z wentylowanej bakisty obok. Inny sposób polega na uszczelnieniu spodziny sklejoną wokół dętką motocyklową lub po prostu nałożeniu jej po trzykrotnym złożeniu na pół. Po nałożeniu pompujemy ją (rozsądnie). Dętka idealnie obciska się na ściankach spodziny, a jej zewnętrzna powierzchnia dotyka do koliście ukształtowanych w dolnej części ścianki studzienki. Tak wypełniona studzienka praktycznie nie daje echa wtórnego. Oczywiście dół powierzchni kadłuba zabezpieczamy gumową lub elastomerową płytą z otworem wyciętym na spodzinę. Płyta powinna być dokładnie zlicowana z dnem – ale to nie jest trudne jeśli pomyślimy zawczasu o laminatowej ramce w dole studzienki (odsadzonej od dna o grubość gumy).
Na zakończenie jeszcze trick stary mistrzów z epoki ręcznie robionych karoserii samochodów. Jeżeli mimo wytłumienia słyszycie hałas, to weźcie w nocy silną (55 lub 100 W/12V) żarówkę i umieśćcie ją na krótko w komorze pracującego silnika (przy zamkniętej i zabezpieczonej zatrzaskiem pokrywie). Jeśli zobaczycie gdziekolwiek najmniejszy promyczek (możecie narzucić sobie koc na głowę jeśli otoczenie jest za jasne w porcie) lub nawet blady prześwit – tam jest źródło hałasu (np. maleńki niewidoczny otworek po blachowkręcie). Teraz tubeczka czarnego silikonu w rękę i problem został wyeliminowany. Oczywiście wszystkie cięgła i przewody paliwowe oraz wodne prowadzimy wyłącznie przez dławice gumowe. Najtańsze dostaniecie w hurtowni elektrycznej – te kupowane w sklepach żeglarskich (w większej ilości) wywołują łkanie karty debetowej (Żony w drugiej kolejności - lub też parodniowej ciszy – ale nie o nią w tym eksperymencie z wygłuszeniem chodziło…)
Tadeusz
______________________________________
Z zainteresowaniem śledzę cykl porad Kolegi Tadeusza Lisa o silnikach,
świetna i merytoryczna ściąga.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę na pewne zagrożenie, które powoduje
zastosowanie kuli gaśniczej do zabezpieczenia studzienki.
Otóż jak sam autor wspomniał, zawiera ona niewielką ilość materiału
wybuchowego, który "rozpyla" proszek gaśniczy. I tu jest mały problem,
widziałem wybuch takiej kuli w warunkach testowych, jest on
porównywalny do wystrzału sporej petardy. Pomijam już wrażenia hukowe,
które mogą spowodować niezłe przeżycia, chodzi o to, że w dość
niewielkiej objętości studzienki silnikowej, wybuch ten spowodować
może nagły i dość znaczy wzrost ciśnienia. Co za tym idzie, może dojść
do zniszczenia konstrukcji studzienki, wyrwania klapy itd.
Podsumowując, sposób zabezpieczenia z dwoma gaśnicami jest ciekawy,
sposobu z kulą gaśniczą, jako inżynier pożarnictwa, zdecydowanie nie
polecam.
Pływam w kamizelce i innym tego życzę :)
Pozdrawiam
Rafał Adamiec