JAK LIBERALIZACJĘ WIDZI

Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
-------------------------------
Drogi Jurku
Wysyłam Ci moje zdanie o liberalizacji, przypominam że jest ono niezmienione od roku 1981, to jest moja barykada, której nie zamierzam
przesuwać w żadną stronę.
Wysyłam Ci moje zdanie o liberalizacji, przypominam że jest ono niezmienione od roku 1981, to jest moja barykada, której nie zamierzam
przesuwać w żadną stronę.
pozdr
K
K
___________________________________
Wolność jednego człowieka zaczyna się tam gdzie się kończy wolność drugiego rzecz o liberalizacji i sprzeczności interesów
Każdy jeden ruch powoduje zabranie części wolności jednym na rzecz zwiększenia wolności drugich
W sytuacji „przyjemniaczków” sprawa jest w sumie dość prosta.
Patenty:
Stan zastany:
A. Grupa ludzi (armatorów), która żeby żeglować sprawiła (kupiła lub zbudowała) sobie jachty.
B. Grupa ludzi (kapitanów jachtowych), która żeby zarabiać na żeglarstwie (lub tylko pływać na cudzy koszt) zdała serię ciężkich egzaminów.
Co powoduje liberalizacja?
Uwolnienie skiperów jachtów przyjemnościowych od posiadania patentów zwiększa wolność tym pierwszym kosztem tych drugich. Kapitanom zabrała możliwość żeglowania na koszt innych a armatorom dala możliwość pływania samodzielnego.
Jak to się przekłada na rozwój żeglarstwa?
Z pewnością pozytywnie, im więcej będzie jachtów tym bardziej żeglarstwo się będzie rozwijać, dlatego trzeba mobilizować ludzi do kupowania i budowania jachtów a nie do zdawania egzaminów.
Rejestracje i przeglądy:
Stan zastany:
A. Grupa ludzi (armatorów), która aby żeglować sprawiła (kupiła lub zbudowała) sobie jachty.
C. Grupa ludzi (konstruktorów), która chce zarabiać na żeglarstwie projektowaniem jachtów.
D. Grupa ludzi (inspektorów), którzy, chcąc zarabiać na żeglarstwie zdali egzamin by jachty przy dopuszczeniu do ruchu wymagały ich pracy.
Co powoduje liberalizacja?
1. Uwolnienie jachtów od obowiązkowych przeglądów zwiększa wolność armatorom kosztem inspektorów na konstruktorów nie będzie miała wpływu.
Jak to się przekłada na rozwój żeglarstwa?
Pozytywnie, każdy armator wie (a przynajmniej powinien wiedzieć) co jest dla niego bezpieczne, a skoro nie wie i nie zwróci się do tego który wie, to sam poniesie tego konsekwencje, wprawdzie oszczędności na wynagrodzeniu inspektora jest niewielka, ale umożliwia to armatorowi kupienie czegoś co naprawdę jest mu potrzebne a niekoniecznie jest ujęte w przepisach.
2. Uwolnienie jachtów od obowiązkowych rejestracji zwiększa wolność armatorom kosztem konstruktorów bo przede wszystkim uderza to w nich. Spowodowało to niestety duży krok do tyłu. Każdy z nas przypomina sobie stare poczciwe „Żagle” gdzie w każdym numerze była co najmniej jedna oferta konstrukcji i możliwość zakupu planów i prawa do budowy, dziś już tego nie ma, dlaczego? Bo wówczas, rejestrując jacht wybudowany „garażowo” należało przedstawić organowi rejestrowemu zgodę konstruktora na budowę, dziś jak nie ma rejestracji nikt nie broni nikomu wybudować dowolnego jachtu i pływać nim bez opłacenia konstruktora. im więcej będzie młodych konstruktorów i zdrowa konkurencja między nimi tym więcej będzie dobrych polskich jachtów a brak obowiązkowej rejestracji ten trend zatrzymał. Wielu młodych ludzi nie widząc szans wyegzekwowania pieniędzy za swoja pracę nie podejmie się tego zawodu będzie robić co innego czyli:
a. Będzie zdecydowanie mniej polskich konstrukcji jachtowych.
b. Zniszczyło to garażową produkcję jachtów – odebrało możliwość samodzielnej budowy dziś jak ktoś chce mieć nowy, nowoczesny jacht jest skazany wyłącznie na stocznię, mniej ludzi na to stać i siła rzeczy mniej będzie jachtów.
c. Mniej będzie „młodych gniewnych” konstruktorów zatem mniej będzie nowatorskich rozwiązań.
Nasze dzieci i wnuki będą pływać na jachtach zagranicznych lub przestarzałych.
Sprawa się komplikuje przy jachtach zarobkowych, tam wszystkie wyżej wymienione grupy chcą zarabiać na żeglarstwie a dochodzi jeszcze jedna grupa, tych którzy mają dać pieniądze, i za swoje pieniądze chcą bezpiecznie spędzać wakacje na cudzych jachtach.
Należy rozważyć jaki wpływ na bezpieczeństwo pasażerów i czarterobiorców mają patenty i przeglądy. Wszak niemalże w każdej działalności usługowej są obostrzenia wymagające kwalifikacji od usługodawców i atestów od sprzętu, Jeżeli chcę zaprosić kogoś na obiad moje mieszkanie nie musi mieć odbioru sanepidu, a osoba przygotowująca posiłek nie musi mieć ani badań ani kwalifikacji. Jeżeli popłynę na rejs a zostawię przyjaciołom klucze od mieszkania, to moje mieszkanie nie staje się hotelem, nawet jak w rewanżu zapełnią mi barek. Per analogium jak zostawiam koledze mój jacht to jest on nadal rekreacyjny i jest to całkiem inna bajka niż wypożyczanie takiego samego jachtu za pieniądze przez firmę czarterową.
Uwolnienie od patentów i przeglądów (nie rejestracji !!!) winno obejmować jedynie jachty stricte przyjemnościowe. Kolejny istotny problem to kto i w jaki sposób powinien weryfikować skiperów i oficerów komercyjnych i inspektorów dopuszczających do ruchu jachty komercyjne. W minionych latach robił to PZŻ, niegdyś robił to dobrze, ale kto ma robić to teraz?
.
Wolność jednego człowieka zaczyna się tam gdzie się kończy wolność drugiego rzecz o liberalizacji i sprzeczności interesów
Każdy jeden ruch powoduje zabranie części wolności jednym na rzecz zwiększenia wolności drugich
W sytuacji „przyjemniaczków” sprawa jest w sumie dość prosta.
Patenty:
Stan zastany:
A. Grupa ludzi (armatorów), która żeby żeglować sprawiła (kupiła lub zbudowała) sobie jachty.
B. Grupa ludzi (kapitanów jachtowych), która żeby zarabiać na żeglarstwie (lub tylko pływać na cudzy koszt) zdała serię ciężkich egzaminów.
Co powoduje liberalizacja?
Uwolnienie skiperów jachtów przyjemnościowych od posiadania patentów zwiększa wolność tym pierwszym kosztem tych drugich. Kapitanom zabrała możliwość żeglowania na koszt innych a armatorom dala możliwość pływania samodzielnego.
Jak to się przekłada na rozwój żeglarstwa?
Z pewnością pozytywnie, im więcej będzie jachtów tym bardziej żeglarstwo się będzie rozwijać, dlatego trzeba mobilizować ludzi do kupowania i budowania jachtów a nie do zdawania egzaminów.
Rejestracje i przeglądy:
Stan zastany:
A. Grupa ludzi (armatorów), która aby żeglować sprawiła (kupiła lub zbudowała) sobie jachty.
C. Grupa ludzi (konstruktorów), która chce zarabiać na żeglarstwie projektowaniem jachtów.
D. Grupa ludzi (inspektorów), którzy, chcąc zarabiać na żeglarstwie zdali egzamin by jachty przy dopuszczeniu do ruchu wymagały ich pracy.
Co powoduje liberalizacja?
1. Uwolnienie jachtów od obowiązkowych przeglądów zwiększa wolność armatorom kosztem inspektorów na konstruktorów nie będzie miała wpływu.
Jak to się przekłada na rozwój żeglarstwa?
Pozytywnie, każdy armator wie (a przynajmniej powinien wiedzieć) co jest dla niego bezpieczne, a skoro nie wie i nie zwróci się do tego który wie, to sam poniesie tego konsekwencje, wprawdzie oszczędności na wynagrodzeniu inspektora jest niewielka, ale umożliwia to armatorowi kupienie czegoś co naprawdę jest mu potrzebne a niekoniecznie jest ujęte w przepisach.
2. Uwolnienie jachtów od obowiązkowych rejestracji zwiększa wolność armatorom kosztem konstruktorów bo przede wszystkim uderza to w nich. Spowodowało to niestety duży krok do tyłu. Każdy z nas przypomina sobie stare poczciwe „Żagle” gdzie w każdym numerze była co najmniej jedna oferta konstrukcji i możliwość zakupu planów i prawa do budowy, dziś już tego nie ma, dlaczego? Bo wówczas, rejestrując jacht wybudowany „garażowo” należało przedstawić organowi rejestrowemu zgodę konstruktora na budowę, dziś jak nie ma rejestracji nikt nie broni nikomu wybudować dowolnego jachtu i pływać nim bez opłacenia konstruktora. im więcej będzie młodych konstruktorów i zdrowa konkurencja między nimi tym więcej będzie dobrych polskich jachtów a brak obowiązkowej rejestracji ten trend zatrzymał. Wielu młodych ludzi nie widząc szans wyegzekwowania pieniędzy za swoja pracę nie podejmie się tego zawodu będzie robić co innego czyli:
a. Będzie zdecydowanie mniej polskich konstrukcji jachtowych.
b. Zniszczyło to garażową produkcję jachtów – odebrało możliwość samodzielnej budowy dziś jak ktoś chce mieć nowy, nowoczesny jacht jest skazany wyłącznie na stocznię, mniej ludzi na to stać i siła rzeczy mniej będzie jachtów.
c. Mniej będzie „młodych gniewnych” konstruktorów zatem mniej będzie nowatorskich rozwiązań.
Nasze dzieci i wnuki będą pływać na jachtach zagranicznych lub przestarzałych.
Sprawa się komplikuje przy jachtach zarobkowych, tam wszystkie wyżej wymienione grupy chcą zarabiać na żeglarstwie a dochodzi jeszcze jedna grupa, tych którzy mają dać pieniądze, i za swoje pieniądze chcą bezpiecznie spędzać wakacje na cudzych jachtach.
Należy rozważyć jaki wpływ na bezpieczeństwo pasażerów i czarterobiorców mają patenty i przeglądy. Wszak niemalże w każdej działalności usługowej są obostrzenia wymagające kwalifikacji od usługodawców i atestów od sprzętu, Jeżeli chcę zaprosić kogoś na obiad moje mieszkanie nie musi mieć odbioru sanepidu, a osoba przygotowująca posiłek nie musi mieć ani badań ani kwalifikacji. Jeżeli popłynę na rejs a zostawię przyjaciołom klucze od mieszkania, to moje mieszkanie nie staje się hotelem, nawet jak w rewanżu zapełnią mi barek. Per analogium jak zostawiam koledze mój jacht to jest on nadal rekreacyjny i jest to całkiem inna bajka niż wypożyczanie takiego samego jachtu za pieniądze przez firmę czarterową.
Uwolnienie od patentów i przeglądów (nie rejestracji !!!) winno obejmować jedynie jachty stricte przyjemnościowe. Kolejny istotny problem to kto i w jaki sposób powinien weryfikować skiperów i oficerów komercyjnych i inspektorów dopuszczających do ruchu jachty komercyjne. W minionych latach robił to PZŻ, niegdyś robił to dobrze, ale kto ma robić to teraz?
.
Krzysztof Kwaśniewski
__________________
/Kapitan Jachtowy, instruktor żeglarstwa PZŻ, sędzia PZŻ klasy Państwowej, inspektor techniczny PZŻ, mierniczy PZŻ (bez aktualnej licencji), Kapitan Motorowodny, licencja PZMiNW na holowanie obiektów pływających , licencja PZMiNW na holowanie statków powietrznych, instruktor Sportu w Żeglarstwie Regatowym (zawodowe), Trener żeglarstwa II klasy (zawodowe), stermotorzysta żeglugi śródlądowej (zawodowe), starszy instruktor ISSA, młodszy ratownik wodny WOPR (niezweryfikowany), płetwonurek III stopnia LOK (niezweryfikowany)/
/Kapitan Jachtowy, instruktor żeglarstwa PZŻ, sędzia PZŻ klasy Państwowej, inspektor techniczny PZŻ, mierniczy PZŻ (bez aktualnej licencji), Kapitan Motorowodny, licencja PZMiNW na holowanie obiektów pływających , licencja PZMiNW na holowanie statków powietrznych, instruktor Sportu w Żeglarstwie Regatowym (zawodowe), Trener żeglarstwa II klasy (zawodowe), stermotorzysta żeglugi śródlądowej (zawodowe), starszy instruktor ISSA, młodszy ratownik wodny WOPR (niezweryfikowany), płetwonurek III stopnia LOK (niezweryfikowany)/
.
P.S. Przed wysłaniem tekstu Jurkowi zapaliłem sobie papierosa i traf chciał iż wzrok mój padł na napis na paczce: „palenie zabija” może było by zasadne, by obligatoryjnie zobowiązać dystrybutorów sprzętu żeglarskiego, by do każdej instrukcji obsługi była załączana wklejka z niezbędnymi przepisami, producentów łodzi i wypożyczających łodzie, by taka wklejka znajdowała się na każdej łodzi (od kajaka i roweru wodnego począwszy) oraz by tablice zawierające to samo musiały obowiązkowo wisieć na wszystkich przystaniach, podobnie jak w pubach wisi (nikomu niepotrzebny) napis „alkohol szkodzi zdrowiu”.
Krzysztof
P.S. Przed wysłaniem tekstu Jurkowi zapaliłem sobie papierosa i traf chciał iż wzrok mój padł na napis na paczce: „palenie zabija” może było by zasadne, by obligatoryjnie zobowiązać dystrybutorów sprzętu żeglarskiego, by do każdej instrukcji obsługi była załączana wklejka z niezbędnymi przepisami, producentów łodzi i wypożyczających łodzie, by taka wklejka znajdowała się na każdej łodzi (od kajaka i roweru wodnego począwszy) oraz by tablice zawierające to samo musiały obowiązkowo wisieć na wszystkich przystaniach, podobnie jak w pubach wisi (nikomu niepotrzebny) napis „alkohol szkodzi zdrowiu”.
Krzysztof
Wróciłem z poświątecznego poszukiwania (z sukcesem) "marcińskich rogali" i zastałem "barykadę" Krzysztofa Kwaśniewskiego.
No i poczułem, że warto parę słów dodać.
Główne tezy to, cytuję:
"Uwolnienie od patentów i przeglądów (nie rejestracji !!!) winno obejmować jedynie jachty stricte przyjemnościowe. Kolejny istotny problem to kto i w jaki sposób powinien weryfikować skiperów i oficerów komercyjnych i inspektorów dopuszczających do ruchu jachty komercyjne. W minionych latach robił to PZŻ, niegdyś robił to dobrze, ale kto ma robić to teraz?"
Zdanie pierwsze jest wyważaniem furtki już otwartej (bo o bramie do wolności jeszcze nie mówimy).
Jachty stricte przyjemnościowe są uwolnione od przeglądów, a na śródlądziu od patentów. Chyba, że Krzysztof uważa, w czym miałby oczywistą rację, że KAŻDY jacht służy do osiągania przyjemności. Wtedy rzeczywiście od liberalizmu jest nam baaardzo daleko.
Nie mogę jednak pojąć po kiego grzyba i komu potrzebna jest rejestracja? Wiem, wiem... jeszcze pół wieku temu niezbędna była rejestracja wszystkich rowerów, może więc nadal jachty należy rejestrować. Ale wtedy trzebaby się zwrócić do premiera rządu Szwecji, wszak u nich jachtów jest jakis tysiąc razy więcej i, cholera wszystkie nie zarejestrowane. Takie zagrożenie dla porządku wszecheuropejskiego!
Przejdźmy do zdania drugiego. Kto ma zastąpić PZŻ w tym co kiedyś czynił tak dobrze, czego oczywistym dowodem jesteśmy wszyscy trzej: Ty, Krzysztof i ja sam? Ano ustawodawca w swej nieograniczonej mądrości przewidział dwie drogi zdobywania patentów "komercyjnych". Czy są one złe? Szczerze mówiąc nie wiem. Jedna sankcjonuje pożytki ze zdobywania stopni żeglarskich poprzez "właściwy związek sportowy", ten sposób jest naturalny dla żeglarzy amatorów i jakoś tam sprawdzał się przez kilka pokoleń. Druga ścieżka, bardziej "profesjonalna" (cudzysłów nie przypadkowy) otwiera się poprzez świeżo uchwaloną ustawe o bezpieczeństwie morskim. Oznacza to, że do państwowych uprawnień można dojść w sposób zdemonopolizowany. Głębiej mnie to, jako nie zainteresowanego, nie obchodzi.
Zainteresowała mnie za to inna zdumiewająca kwestia. Trzy tezy punktu drugiego wypowiedzi Krzysztofa, oznaczone literkami a, b, c w sposób tak jaskrawy odbiegają od rzeczywistości, że właściwie trudno je skomentować inaczej, niz jednym słowem, ktorego przez delikatność nie użyję.
Nigdy jeszcze w Polsce nie pracowało tylu konstruktorów, nie pojawiało się tylu młodych konstruktorów, nie było tylu stoczni, tylu wciąż nowych konstrukcji, nie sprzedawało się tylu polskich jachtów, co obecnie.
Co wiecej pojawił się także rynek wtórny jachtów polskiej produkcji. Czy buduje się mniej konstrukcji amatorskich, tych garażowych? Sądzę, że w liczbach bezwzględnych nie, jestem pewny, że w proporcji do ogółu nowych jachtów zdecydowanie tak. A czemu? Bo dziś czas to pieniądz. Łatwiej i rozumniej jest poświęcić czas na zarobienie gotówki na zakup wysokiej klasy jachtu,niz dlubac przez lata w garażu. Chyba, że ktoś lubi to dłubanie i woli budować, zamiast żeglować.
Znów cytat:
"Wolność jednego człowieka zaczyna się tam gdzie się kończy wolność drugiego rzecz o liberalizacji i sprzeczności interesów."
Bardzo pesymistyczne to stwierdzenie. I fundamentalnie się z nim nie zgadzam. Wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się strach. Strach władców, urzędników przed... no właśnie - przed czym? Może przed przyznaniem, że własne poczucie odpowiedzialności ludzi wolnych, umiejętność i zdolność zadbania o siebie, uczyni ich, urzędników, zbędnymi?
Wolność jednego czlowieka kończy się natomiast tam, gdzie mogłaby ograniczać wolność innego czowieka. I nie chodzi tu o ograniczenie wolności monopolistycznego nabijania sobie kabzy,
Dlatego właśnie cały tekst Krzysztofa jest chybiony. I moja wcześniejsza polemika jest tu tylko dodatkiem. Fundamentalne jest to, że przy błędnym punkcie startu - bieg musi nas doprowadzić do błędnej mety.
Żyj wiecznie!
Andrzej Colonel Remiszewski
--------------------------------------------------------
Osobnik całkowicie prywatny i niemal wolny
B. Grupa ludzi (kapitanów jachtowych), która żeby zarabiać na żeglarstwie (lub tylko pływać na cudzy koszt) zdała serię ciężkich egzaminów.
Co powoduje liberalizacja?
Uwolnienie skiperów jachtów przyjemnościowych od posiadania patentów zwiększa wolność tym pierwszym kosztem tych drugich. Kapitanom zabrała możliwość żeglowania na koszt innych a armatorom dala możliwość pływania samodzielnego.
Nie wypowiadam się na temat pkt .A - nie dorobiłem się własnego jachtu, ale wszystkim tym, którym się to udało serdecznie gratuluję. Nie odczułem jednak specjalnego uszczuplenia możliwości opisanych w pkt. B. Zawsze będzie, a myślę, że będzie rosła, pewna liczba ludzi, którzy zanim odważą się na samodzielne żeglowanie, będą chcieli przymierzyć się do tego pod opieką kogoś doświadczonego. I nie ma specjalnego znaczenia, czy ten doświadczony zdobywał swój certyfikat (jakkolwiek go zwał) przelewając "krew, pot i łzy" czy nawijając na logu mile w kolejnych, coraz nowych rejsach. Osobiście uważam, że ten drugi sposób jest ważniejszy. A jeśli ktoś zdobył swój certyfikat "za cierpliwość" to szybko zostanie zweryfikowany. BTW - w tym sezonie przepłynąłem nieomal 5000 mil, więc liberalizacja mi specjalnie nie zaszkodziła.
--
Stopy wody pod kilem
Marek Popiel
Właściwie tylko do Post Scriptum chciałbym nawiązać – bo zasadnicza część tekstu jest dla mnie „walką karnawału z postem” – wiara w przepisy, zezwolenia versus wiara w rozsądek ludzi.
Jedno i drugie ma swe ograniczenia, zaś nie tylko PZŻ, lecz niemal każde państwo z natury chce Świat dokumentami porządkować, zaś zwykli ludzie uważają, iż bez egzaminów, zezwoleń, przepisów będzie „dobrzej”.
W PS pisze Krzysztof Kwaśniewski:
„może było by zasadne, by obligatoryjnie zobowiązać dystrybutorów sprzętu żeglarskiego, by do każdej instrukcji obsługi była załączana wklejka z niezbędnymi przepisami, producentów łodzi i wypożyczających łodzie, by taka wklejka znajdowała się na każdej łodzi (od kajaka i roweru wodnego począwszy) oraz by tablice zawierające to samo musiały obowiązkowo wisieć na wszystkich przystaniach”
Wśród stosów innych wydawnictw mam także w domu „Vodacky pruvodce Cesko” – czyli wodny przewodnik po Czechach. Takie tam wody, że jest on mniej dla żeglarzy, bardziej dla kajakarskich „braci mniejszych”. Parę rzeczy w nim mi się podoba – to segregator, gdzie „za uszy” wpięte są broszurki lub pojedyncze karty o mniejszych i większych rzekach. Mogę zamiast ciężkiego segregatora spakować pojedynczą, wodoodporną wkładkę.
Ale zwrócić chcę uwagę na pierwsze wkładki: opisy zalecanych ubiorów, sprzętu i akcesoriów, zawartości apteczki i zasad pierwszej pomocy, ilustrowanych opisów co robić w czasie wywrotki, swego rodzaju kodeks zachowań. W naszych krajowych przewodnikach trudniej znaleźć takie informacje – przyjmuje się wiarę w rozsądek i wiedzę wodniaków.
Na razie bezskutecznie namawiam, iż na polskich przystaniach by się przydały tablice z naszymi dziesięcioma przykazaniami, nie tylko dotyczącymi bezpieczeństwa i kultury, ale i ochrony środowiska – nie tylko cholernie rozbudowane regulaminy, określające nawet w jakich godzinach srać – no i za ile...
W młodości uprawiałem wspinaczki, nawet instruktorem taternictwa jaskiniowego byłem – najwięcej wypadków zdarzało się u początkujących. I u najbardziej doświadczonych. Pierwszym brakowało wyobraźni, drudzy zbyt pewni byli, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych. Na wodzie też tak bywa...
Mirek Czerny
Drogi Jurku!
Masz tu moją odpowiedź na polemikę Andrzeja mam nadzieję ze się nie mylę co do Ciebie. Odczekałem z wysłaniem by na wszystko odpowiedzieć w jednym poscie.
Pozdrawiam
Krzysztof
______________________
Andrzej pisze:
Zdanie pierwsze jest wyważaniem furtki już otwartej (bo o bramie do wolności jeszcze nie mówimy).
Jachty stricte przyjemnościowe są uwolnione od przeglądów, a na śródlądziu od patentów. Chyba, że Krzysztof uważa, w czym miałby oczywistą rację, że KAŻDY jacht służy do osiągania przyjemności. Wtedy rzeczywiście od liberalizmu jest nam baaardzo daleko.
Nie, nie każdy jacht, uwolnione są jachty rekreacyjne do długości 7,5 m a powinny być wszystkie jachty rekreacyjne czyli na śródlądziu 20m a na morzu 24.
Gdyby uwolnić jachty komercyjne to wszystkie stateczki pasażerskie automatycznie stały by się „jachtami” dokładnie tak samo i z tych samych powodów, jak niegdyś stały się nimi „Jubilat” , po nim „Wędkarz” a potem, już siłą rozpędu następne stateczki wędkarskie.
Andrzej cytuje mnie i dodaje
Kto ma zastąpić PZŻ w tym co kiedyś czynił tak dobrze, czego oczywistym dowodem jesteśmy wszyscy trzej: Ty, Krzysztof i ja sam?
Myślę ze poza tym iż jesteśmy „oczywistym dowodem”, jesteśmy jeszcze wyjątkami potwierdzającymi regułę. Don Jorge pozdawał egzaminy jedynie, dlatego by nikt Mu nie zabraniał pływać na Jego PRYWATNYM jachcie, może się mylę, ale myślę, że gdyby nie tamten system, żadnych egzaminów by nie zdawał, a Andrzej i ja (myślę ze się nie mylę, co do Andrzeja, bo co do siebie jestem pewny odwołując się do filmu „Chłopaki nie płaczą” a ściślej do rozmowy Macieja Sztuhra z Michałem Milowiczem) mieliśmy (mówiąc ich językiem) „ciśnienie” naszych Mam (dwu z czterech kobiet- honorowych członków PZŻ). On-syn pierwszej Polki i Słowianki, która samotnie przepłynęła Atlantyk, ja-syn pięciokrotnej mistrzyni Polski, co zmobilizowało nas do robienia jak najwyższych kwalifikacji żeglarskich. Ale (myślę, że) prawie cala reszta, porobiła wszelkie uprawnienia li tylko po to by na tym zarabiać.
Andrzej pisze
„zdobywania stopni żeglarskich poprzez "właściwy związek sportowy", ten sposób jest naturalny dla żeglarzy amatorów”
Tu będę polemizował ze słowem „amatorów” gdyż są to (już na szczęście ostatnie w tym kraju) „amatorskie kwity uprawniające do wykonywania pracy i zarabiania pieniędzy” do niedawna były nimi jeszcze dwa dokumenty, które jako ostanie wymieniłem pod moim podpisem mianowicie ratownika WOPR i płetwonurka LOK pierwszy uprawniał do „pełnienia funkcji ratownika”, drugi (praktycznie) do wykonywania prac podwodnych, dziś już oba te kwity zostały zastąpione dokumentami zawodowymi. Podobnie powinno być (i niedługo będzie) z uprawnieniami na prowadzenie „jachtów komercyjnych” (czytaj „małych statków szkolnych i pasażerskich”) i to nie tylko na morzu.
Kolejny cytat:
Nie mogę jednak pojąć po kiego grzyba i komu potrzebna jest rejestracja(…) trzeba by się zwrócić do premiera rządu Szwecji, wszak u nich jachtów jest jakiś tysiąc razy więcej i, cholera wszystkie nie zarejestrowane. Takie zagrożenie dla porządku wszecheuropejskiego!
Być może Szwedzi mają inny stosunek do cudzej własności intelektualnej.
Wiele lat temu, pracując (jako instruktor fotografii) w Miejskim Domu Kultury zaprojektowałem stojak pod telewizor do naszej świetlicy i zleciliśmy wykonanie go warsztatom przy zespole szkół zawodowych. Dyrektor zespołu szkół, po obejrzeniu mojego, już gotowego stojaka, kazał wykonać ich jeszcze kilka na potrzeby swojej szkoły a po jakimś czasie przyjął zlecenia na wykonanie następnych, dla innych placówek oświatowych. Uczeń zawodówki w zawodzie ślusarza, uczęszczający do mnie na kółko fotograficzne poinformował mnie iż osobiście brał udział w wyspawaniu co najmniej trzydziestu. Pan dyrektor zespołu szkół, nie dosyć że nie podzielił się zyskiem, ale nawet nie zapytał o zgodę (ani mnie ani mojego dyrektora).
Myślę iż w Szwecji taka sytuacja jest nie do pomyślenia.
Trudno rejestrować meble, ale rejestracja jachtów skutecznie chroniła konstruktorów przed takimi nieuczciwymi działaniami.
Z tym się nie zgadzam
„Nigdy jeszcze w Polsce nie pracowało tylu konstruktorów, nie pojawiało się tylu młodych konstruktorów, nie było tylu stoczni, tylu wciąż nowych konstrukcji, nie sprzedawało się tylu polskich jachtów, co obecnie.
Co wiecej pojawił się także rynek wtórny jachtów polskiej produkcji. Czy buduje się mniej konstrukcji amatorskich, tych garażowych? Sądzę, że w liczbach bezwzględnych nie, jestem pewny, że w proporcji do ogółu nowych jachtów zdecydowanie tak. A czemu? Bo dziś czas to pieniądz. Łatwiej i rozumniej jest poświęcić czas na zarobienie gotówki na zakup wysokiej klasy jachtu, niż dłubać przez lata w garażu.”
Jest to jedynie pół prawdy i nie to do końca, a drugie pół jest w moich tezach, zaryzykuję stwierdzenie iż Andrzej myli się, co do ilości budowania garażowego w liczbach bezwzględnych, zdecydowanie spadło i nie buduje tam się nowych konstrukcji. Nie ma konstruktorów pracujących pod budowanie garażowe, przypominam ze od tego zaczynali prawie wszyscy polscy konstruktorzy (już niestety) starszego pokolenia z Pieśniewskim i Skrzatem na czele. Nie wiem ilu jest dziś konstruktorów jachtowych, którzy nie ukończyli jeszcze 35 lat ale obawiam się że znacznie mniej niż w czasach kiedy te lata mieli konstruktorzy wymienieni w poprzednim zdaniu.
Właśnie niedawno straciłem znajomego, co sobie garażowo wybudował łódkę kradzioną i bardzo się zdziwił jak powiedziałem mu że „złodziejom nie podaję ręki”. I co ciekawsze nie ma na takiego paragrafu, bo wzór użytkowy jest chroniony jedynie przez 10 lat. Mam nadzieję ,że jest to odosobniony przypadek nie standard polskiej rzeczywistości.
Już ostatni cytat:
Wolność jednego człowieka kończy się natomiast tam, gdzie mogłaby ograniczać wolność innego człowieka. I nie chodzi tu o ograniczenie wolności monopolistycznego nabijania sobie kabzy.
Mówić o monopolu można w przypadku monopolu PZŻ jako instytucji, związku czy korporacji (jak zwal tak zwał) natomiast nie można mówić o monopolu Kwaśniewskiego, Remiszewskiego czy Maćkowiaka, gdyż każdy jeden człowiek wkładając w to tyle samo pracy mógł te same kwalifikacje osiągnąć, podobnie jak każdy może zostać lekarzem, prawnikiem czy inżynierem, należy tylko dokonać wyboru i właśnie my wybraliśmy wysokie kwalifikacje żeglarskie a ktoś inny doktorat z medycyny lub prawa.
Marek natomiast, nie pamięta czasów przed liberalizacją w 97 roku kiedy „do wyboru” było jedynie 1000 kapitanów a a nie 1000 kapitanów + 3500 morskich, ci ostatni byli potrzebni do pełnienia funkcji pierwszego. Wystarczyło pokazać się na kei z patentem „morsa” i w ciągu kilku godzin miało się „angaż na pierwszego” płacąc w najgorszym wypadku połowę kosztów wyżywienia, a w najlepszym mając wszystko (łącznie z papierosami) za free i jeszcze zwrot kosztów podróży do miejsca zamieszkania. Kapitanowie dostawali przed sezonem dziesiątki telefonów, w których organizatorzy przebijali się ofertami za rejs. Dziś najczęściej trzeba samemu rejs zorganizować.
Jeszcze ostatnie zdanie do Mirka, może zamiast bezskutecznie namawiać należy zadziałać na jedno lub drugie ministerstwo, żaden z właścicieli pubu nie wiesza tabliczki „alkohol szkodzi zdrowiu” dobrowolnie, a wiesza dlatego, że za jej brak można stracić koncesję na jego sprzedaż.
Krzysztof
Ja zaczynałem przygodę z żeglarstwem jeszcze za komuny schyłkowej, ale komuny.
Wtedy to na wodzie pływały Oriony, Kariny, Elbimba, luksusy w postaci Venus, młodzież mniej zasobna pływała na omegach śpiąc pod tentem. Piszę o śródlądziui, bo pewnie w morskich jachtach to można było wybierać jak w ulęgałkach – autentycznie nie wiem.
Czytałem kiedyś wywiad z Andrzejem Skrzatem. Wyczytałem tam że gdy się zapytała go milicja co robi jak odpowiedział że jest konstruktorem jachtów
To go zakwalifikowali jako niebieskiego ptaka. Wielka mi to swoboda i dobrodziejstwo dla konstruktorów jachtów. Dopiero jak nastało nowe to ilość rodzajów jachtów na Mazurach zwiększyła się do takiej ilości że dzisiaj to nie znam większości.
Szanowny panie niech pan zostawi komercyjnych skipperów i jachty czarterowe swojemu losowi. Co się o nich pan martwi? Nie bardzo rozumiem.
Pewnym osobnikom wydaje się że ludzie są kretynami . Myśłi pan że ktoś kto wpakował miliony w biznes czarterowy pożyczy łódkę ignorantowi czy w drugą stronę w miarę rozgarnięty skipper nie potrafi ocenić to co wciska mu firma czarterowa? W dzisiejszych czasach wolne żarty. Do moich kontaktów z firmami czarterowymi nie potrzebuję żadnych, ale to żadnych kontaktów. Kodeks karny i kodeks postępowania cywilnego wystarczy. Chcącemu nie dzieje się krzywda.
Ale niej jestem też przeciw, skoro szanowny pan Kwaśniewski uważa że pomysł z rejestracją łodzi jest fenomenalny, to niech założy firmę prowadzi rejestr jednostek do pływania przyjemnościowego o długości do 15 m zarówno na śródlądziu jak i na większe akweny, byle dobrowolnie.
I ma pytanie do pana Kwaśniewskiego kto by zarejestrował takie coś ? Coś sfotografowano w pobliżu Norwegii na Skagerraku.
Coś do pobrania u Don Jorge*).
Mariusz Mielec
PS Żadnych półśrodków. Jachty do 15 metrów dla urzędników regulujących morskie przepisy powinny nie istnieć. Powinniśmy siadać do negocjacji z taki m założeniem.
Odpowiadam na pytanie Mariusza.
Jako inspektor na pewno bym nie orzekł, że jacht jest bezpieczny, ale moja koncepcja rejestracji była i jest inna, rejestrujemy wszystkie jachty, a przeglądy muszą mieć tylko jachty komercyjne, Jeżeli jest to jacht na własny użytek, kupiony w stoczni to nikt go nie musi oglądać, jeżeli jest to jacht budowany w garażu to inspektor musi jedynie orzec czy jest to ten jacht, na który armator ma zezwolenie od konstruktora i w takim układzie to „coś” było by zerejestrowane.
Na początku kadencji w której byłem w Zarządzie przedstawiłem swoje stanowisko odnośnie rejestracji, proponując uwolnienie od przeglądów nie rejestracji jachtów niekomercyjnych, i dwa kolory dowodów rejestracyjnych by one sie różniły na pierwszy rzut oka, niestety przeszła koncepcja przeglądów dla wszystkich i kiedy nieco później Sejm ogłosił uwolnienie wszystkich jachtów od rejestracji mogłem powiedzieć na najbliższym zebraniu „trzeba było słuchać Krzysia”. Mariusz cytuje Andrzeja Skrzata a ja przypomnę inną jego wypowiedź, mianowicie taką że jachtów jego konstrukcji pływa około 20000 a on sprzedał jedynie 4000 zezwoleń czyli (prosty wniosek mój) 16000 złodzieji (z rodzinami) pływa na jego jachtach.
Myślę iż Mariusz mnie do końca nie zrozumiał rejestracja i przegląd powinny być dwoma różnymi sprawami. Rejestracja winna być obowiązkowa a przegląd obowiązkowy tylko dla jachtów komercyjnych. Dowód rejestracyjny zielony dla jachtów bez przeglądu ważny bezterminowo, dowód biały dla jachtów z przeglądem ważny 2 lata. Na pierwszy rzut oka było by widać ze ten jacht jest skontrolowany przez inspektora pod względem bezpieczeństwa a ten nie.
Co do ilości konstrukcji w czasach minionych to odsyłam do książki Jurka Saleckiego Polskie Jachty, oczywiście zawsze najwięcej było jachtów stoczniowych, ale pływały inne konstruktorzy je rysowali, sprzedawali plany i zezwolenia. Żaden jacht nie mógł być zarejestrowany bez zezwolenia. Dziś było by łatwiej można by kompletne plany publikować w internecie, ale jak wyegzekwować należność za prawa autorskie?
Krzysztof
Pies jest pogrzebany w szczegółach.
Jachtów niekomercyjnych na takich Mazurach pływa może `10%.
Komercyjnych cała masa. Jak traktować jachty klubowe?
Malutki klubik z głębi Polski ma dwie skorupy na Mazurach i to jest przyjemnościowe czy już komercyjne. Tu jest ten pies szczegółowy!
Zapewne nie jeden doktor prawa mógłby na rozstrzyganiu tego problemu mółby zrobić habilitację.
Co do ilości konstrukcji, to ja nie napisałem że ich nie było, tylko opisałem to co mogłem zaobserwować na wodzie.
Mam książkę Jerzego Dziewulskiego gdzie szczegółowo wypisana jest lista polskich konstrukcji, ale co z tego?
Po co jachty rejestrować i obciążać budżet lub właścicieli jachtów? Skoro w takiej Szwecji nie potrzeba obowiązkowo rejestrować jachtów to po co robić to w Polsce?
Nie bardzo mi pan to wytłumaczył gdzie tu jest dla mnie jako czarterobiorcy korzyść?
To co pan napisał o Andrzeju Skrzacie ja też czytałem, ale tu bardziej pomoże sprawne sądownictwo i prokuratura niż rejestrowanie jachtów. Stawiam dolary przeciwko orzechom że rozwinie się „biznes” fałszywych certyfikatów. Gdyby był sprawny aparat sądowniczy to Andrzej Skrzat mógłby wyegzekwować prawo do swojej własności intelektualnej.
W obecnym systemie prawnym komu się chce „szarpać przez lata w sądzie” gdzie będzie walka na oświadczenia biegłych, że ktoś zmienił ileś tam procent dzieła.
Rejestracja pomoże jak umarłemu kadzidło . Cumują obok siebie dwie Soliny 27 jedna prywatna, druga czarterowa . Jedna inspektor odpuszcza, a drugą futruje aż miło na okoliczność gaśnicy
Kamizelek, dat ważności sprzętu, apteczki. Czy zdaje sobie pan co pan proponuje? Będzie to od razu niekonstytucyjne.
PS do Sejmu w najbliższej 5 latce pan nie zamierza kandydować?
PS do Sejmu w najbliższej 5 latce pan nie zamierza kandydować?
Może i był by to dobry pomysł ale nie widze Partii, która by mi
odpowiadała, kiedyś kandydowałem z KPN ale teraz to już do wiecznej
wachty jakoś dociągnę bez takich akcji.
Mariusz pisze:
Cumują obok siebie dwie Soliny 27 jedna prywatna, druga czarterowa .
Jedna inspektor odpuszcza, a drugą futruje aż miło na okoliczność
gaśnicy
Dzisiaj stoją obok siebie dwa „aramisy”, jeden jest „jachtem” drugi
„łodzią roboczą” i na „jacht” potrzebne są uprawnienia sternika
motorowodnego na „łódź roboczą” zawodowe stermotorzysty żeglugi
śródlądowej. Jest to niekonstytucyjne?
Jeżeli Mariusz pokaże mi inną skuteczną ochronę praw autorskich jak
rejestrację to gotów jestem odpuścić ale w tym kraju jak na razie nie
ma.
Jurek mi pozwolił przedstawić mój pogląd na żeglarstwo i liberalizację.
I jakoś nie sądzę nu argumenty Mariusza zmieniły moje zdanie.
Pozdrawiam wszystkich
Krzysztof
Witaj Don Jorge!
Krzysztof Kwaśniewski zmusił mnie do cofnięcia się o kilka dni, choć SSI pędzi do przodu. W przykładzie z Solinami27 inspektor niczego nie odpuszcza, inspektor nie ma prawa się mieszać, a to różnica! Mieszanie sie do czarterowej ustawodawca uzasadnia ochroną interesów osób trzecich - czarterobiorców.
Nie wiem jakie uprawnienia zawodowe są potrzebne na łódź roboczą, ale jeśli już mówimy o niekonstutycyjności to raczej żadanie uprawnień sternika motorowodnego dla przyjemnościowej motorówki pod to podpada - wszak Konstutucja pozwala ograniczać wolność obywateli tylko w określonych wypadkach: ochrony interesu publicznego albo bepieczeństwa innych. Tu takowych uzasadnień nie widzę i gdybym miał możliwośc to skarżyłbym ustawe o żegludze śródlądowej do Trybunału Konstytucyjnego.
Zupełnie już nie wiem jak (i po co) obowiązkowa rejestracja dziesiątków tysięcy stoczniowych łódek ma chronić prawa autorskie. Mam też wątpliwość, czy ochroni ona prawa autorskie w odniesieniu do tych nielicznych budowanych w garażach. To takie biurokratyczne myślenie zakodowane w każdym z nas: jest problem - wydać przepis. Żyjemy bez rejestrów kilka lat i świat się nie zawalił, inni żyją lat kilkadziesiąt lub dłużej i podobnie.
Żyj wiecznie!
------------------
Andrzej wielkroćrejestrowany Colonel Remiszewski
Stowarzyszenie walczy o "przyjemniaczków", a czarterobiorca to żaglówkę bierze za karę?
Takie wnioski wysuwam po odpowiedzi p. Andrzeja Colonela Remiszewskiego.
Dlaczego kapitan prywatnej łódki ma być mądrzejszy od skippera pożyczającego łódź i trzeba go chronić dodatkowymi przepisami?
Ktoś kto wpakował w czarterowy biznes kasę, wziął jachty w leasingu musi płacić ubezpieczenia. Ci którzy je oferują wyegzekwują od właściciela firmy to co jest istotne dla bezpieczeństwa. Nie potrzeba mi tu pośrednika, rynek sobie sam wyreguluje. Być może ubezpieczyciel każe łódki rejestrować, ale to będzie działanie dobrowolne, a nie na mocy prawa i być może pan Kwaśniewski zakładając firmę zarobi bo to jest temat dziewiczy.
Natomiast przed głupotą nie uchroni żadne prawo. To nie przepis ratuje życie człowieka, który wpadł do wody, tylko kamizelka. Zastanawia mnie ta irracjonalna wiara w przepis. Czy to środowisko czarterujących łódki naciska na swoich posłów aby zwiększyli stopień bezpieczeństwa na jachtach zapytam retorycznie? Od tylu lat żegluję po zatłoczonym akwenie jakim są Mazury, tylko dwa razy widziałem kolizję na wodzie. Raz przed mostem obrotowym w Giżycku gdy ruch zaczął regulować inspektor i narobił takiego bałaganu że łódki stanęły w poprzek kanału.
Drugi raz gdy fala przepływającego zbyt szybko statku białej floty rzuciła jachty wyprzedzające nieszczęśnika, który ciągnął łódkę na burłaka. Ale czy od takich wypadków uchroni przymusowa rejestracja i przeglądy jachtów komercyjnych? Śmiem wątpić.
Urzędnicze łapy precz od jakichkolwiek jachtów do 15 metrów.
Od ochrony przed złodziejami jest Policja, która na wniosek każdego konstruktora może ścigać tego który łasi się na prawa intelektualne.
Skoro konstruktorzy z niego nie korzystają to po co pan Kwaśniewski wybiega przed szereg?
Pozdrawiam z Mielca
Drogi Jurku
Przesyłam jeszcze jedną odpowiedź dla Krzysztofa.
Nigdy nie pływałem w czarterach, ale w tej dyskusji nasunęła mi się myśl o sytuacji, którą tu pomijacie. Krzysztof często widzi w regulowaniu przepisami panaceum na wszelkie dolegliwości. Ja mam w tej materii zdanie bardzo podobne do Mariusza. Teraz jednak ten pomijany problem.
Załóżmy, że nie mam swojej HOLLY, chciałbym wypożyczyć jacht i popłynąć w samodzielny rejs. Przebieram w ofertach licznych polskich firm czarterowych (kiedyś i na polskim Bałtyku będą liczne) i okazuje się, że są cenowo bardzo zbliżone i na dość wysokim pułapie. Po prostu ustawodawca wymusił zainstalowanie na jachtach drogiego wyposażenia, różnych atestów, inspekcji i licho wie czego jeszcze - a wszystko to podnosi cenę. Dochodzę do wniosku, że nie stać mnie na taki czarter - szczególnie gdybym chciał żeglować samotnie.
Jednak znajomy żeglarz ma jacht z dużo skromniejszym wyposażeniem. Cenowo dogadujemy się, spisujemy umowę od której on zapłaci podatek w US. Załaduję swoje wyposażenie nawigacyjne, żywność, paliwo i płynę. Niby proste, logiczne i nawet jeszcze gdzieniegdzie funkcjonujące. Jednak nielegalne, bo przecież jest to czarter. Właściciel łódki legalizując umowę straci wszystkie przywileje jachtu rekreacyjnego, co narazi go na koszty większe niż zysk z czarteru. Biorąc to pod uwagę nie wypożyczy mi łódki, nie zapłaci podatku a ja nigdzie nie popłynę. Oczywiście możemy dogadać się w szarej strefie...
Tak więc Krzysiu, optując za obowiązkowymi rejestracjami i przeglądami dla wszystkich jachtów czarterowych pozbawiasz mnie, i wielu innych z chudym portfelem, możliwości żeglowania. Nie bierzesz pod uwagę tego, że w naszym kraju jest wielu pasjonatów żeglarstwa, którzy mieszkają daleko od morza, jak Mariusz, ale mają trochę mniej, lub dużo mniej pieniędzy - ale mimo to mogą chcieć niekiedy samodzielnie pożeglować. Dodatkowo pozbawiasz możliwości zarobku, lub spychasz do szarej strefy właścicieli tych skromnych jachtów; a jest przecież regułą, że ten skromny zarobek przeznaczą na remont lub lepsze wyposażenie swojego jachtu.
Drogi Krzysiu, liberalizacja rodzi różnorodność. Niech będą luksusowe czarterownie, których właściciele, niekoniecznie żeglarze, będą oferować luksusowe jachty wyposażone we wszelkie możliwe bajery podparte stertą certyfikatów. Obok nich niech jednak funkcjonuje cały wachlarz ofert, również tych od indywidualnych armatorów, którzy wynajmą swój jacht kolegom na jeden czy dwa rejsy. Wynajmą legalnie, bo mądre prawo pozwoli im na takie postępowanie. Gdyby u nas obowiązywało mądre prawo, korzystne dla naszego kraju, to nie musielibyśmy działać w szarej strefie czy uciekać pod obce bandery. Jak już wielokrotnie pisałem, nie jestem dumny z obcej bandery na rufie HOLLY. Jeśli jednak taka jest cena żeglarskiej wolności ...
Pozdrowienia z Ustki
Edward "Gale" Zając
Drogi Don Jorge
Pozwolisz że się nie zgodzę z tobą
Mam znajomych którzy kupili łódkę stoczniową nic przy niej nie robią tylko
zlecają firmie zewnętrznej. Ty piszeesz o pasjonatach, którzy łapami swoje
łódki robią, a nie o wszystkich właścicielach.
Mariusz
Andrzej pisze:
„Żyjemy bez rejestrów kilka lat i świat się nie zawalił, inni żyją lat kilkadziesiąt lub dłużej i podobnie”.
Żyjemy nie kilka lat a już kilkanaście, i świat się faktycznie nie zawalił. Ale ilu mlodych ludzi zdecydowało by się projektować jachty, gdyby dalej była sprawna ochrona ich praw autorskich.
Pamiętam było to ponad 40 lat temu jak wymyślono rejestrację jachtów i Dobek Jarysz przyjechał z zebrania Zarządu PZŻ zdegustowany, skąd weźmie chętnych na inspektorów. Przypominam że, wtedy się na tym nie zarabiało. Minęło parę lat i ZNT PZŻ można powiedzieć że bardzo sprawnie dublował pracę Urzędu Patentowego, zatwierdzał konstrukcje, robił to dużo sprawniej niż wymieniona instytucja i skutecznie chronił konstruktorów nie przez 10 lat ale dożywotnio a płacił za to nie podatnik a armatorzy jachtów. Zaowocowało to rozlicznymi konstrukcjami (które Jurek Salecki skatalogował aż w 8 tomach) i całą rzeszą młodych konstruktorów.
Wspominaliśmy w tym wątku Andrzeja Skrzata, który kilka lat zajmował się konstruowaniem pod budowę amatorską i dopiero kiedy „Sportina” „zrobiła Mu nazwisko” zainteresowały się Nim stocznie? To samo można powiedzieć o Jerzym Pieśniewskim, który zasłynął kiedyś „Foką” i „Morsem”. Czy Andrzej potrafi sobie wyobrazić polskie żeglarstwo bez tych konstruktorów? A bez innych? których obaj możemy wymienić całą długą listę.
A ich następcy? Czy będą? Jak się przebiją przez „starych wyżeraczy”? Tych którzy kiedyś dzięki tym „okropnym” rejestracjom przebili się przez swoich poprzedników.
A mnie się ciągle marzy aby dożyć jeszcze polskiej klasy olimpijskiej.
Myślę iż Edward nie do końca doczytał mojej pierwszej wypowiedzi i przeoczył dwa zdania przy końcu, pozwolę sobie je jeszcze raz zacytować
„Wszak niemalże w każdej działalności usługowej są (i powinny być) obostrzenia wymagające kwalifikacji od usługodawców i atestów od sprzętu. Jeżeli chcę zaprosić kogoś na obiad moje mieszkanie nie musi mieć odbioru sanepidu, a osoba przygotowująca posiłek nie musi mieć ani badań ani kwalifikacji. Jeżeli popłynę na rejs a zostawię przyjaciołom klucze od mieszkania, to moje mieszkanie nie staje się hotelem, nawet jak w rewanżu zapełnią mi barek. Per analogium jak zostawiam koledze mój jacht to jest on nadal rekreacyjny i jest to całkiem inna bajka niż wypożyczanie takiego samego jachtu za pieniądze przez firmę czarterową.”
Dodam do tego jedynie iż ten znajomy w rewanżu może mi kupić kompas, kamizelkę ratunkową, lub farbę i pomóc malować i nie będzie to miało nic wspólnego z szarą strefą, bo jest to tylko i wyłącznie partycypowanie w kosztach utrzymania jachtu rekreacyjnego armator na tym nie zarabia. Jacht czarterowy to taki, który armatorowi przynosi dochód, a armator z przykładu Edka nie zarabia tylko obniża sobie koszty utrzymania swojej rekreacyjnej łódeczki, więc płacenie przez niego podatku było by wręcz niemoralne.
Krzysztof
Witaj Don Jorge!
Myślalem, że temat już się zakończy, ale nie, czuję się więc zmuszony znów interweniować, bo jakiś młody czlowiek przeczyta i nabierze fałszywych wyobrażeń.
.
Jeśli wracamy wspomnieniami do daaawnych czasów, szczególnie do słusznie powoli zapominanje "komuny", to trzeba czynić to dbając, by nie mówić nieprawdy, nawet używając prawdziwych zdań.
W tamtych czasach stoczni w Polsce było cztery, całymi latami tłukły one kolejne egzemplarze łódek według tych samych projektów, a szanse zakupu w którejkolwiek z nich jachtu przez prywatną osobę były żadne. Raz z racji braku oferty, dwa z powodu cen biorących się z zupełnie innego świata.
W tej sytuacji głęboki sens miała tzw. budowa amatorska, dziś zwana "garażową", był popyt na takie projekty i nawet w nierynkowej gospodarce była wobec tego ich podaż. Tych kilkunastu konstruktorów pracujących w Polsce sprzedawało projekty, kilku z nich nawet z tego żyło.
Pisze Krzysztof, że ZNT PZŻ zatwierdzał konstrukcje dużo sprawniej niż Urząd Patentowy. No to po pierwsze pytam: od kiedy Urząd Patentowy coś zatwierdza? Po drugie: po co ktoś ma zatwierdzać cokolwiek?
Pieśniewski, czy Skrzat nie dzięki rejestracjom się przebili, a dzięki swojej klasie i pracowitości. "Dzięki rejestracjom" mógłby się przebić tylko osobnik, potrafiący zablokować rejestracje konstrukcji konkurentów. Nie znam takowego i nawet za komuny było to chyba niemożliwe.
Dzięki rejestracjom może mieć zajęcie tylko kilka (kilkadziesiąt?) osób nimi się zajmujących. Może to i dobrze, kilka (lilkadziesiąt?) bezrobotnych osób mniej. Ale wszak mamy walczyć o ograniczenie liczby urzędników?!
Dziś stoczni jachtowych nie umiem zliczyć, konstruktorów jest wielu, pojawiają się wciąż nowi i nowi, co roku pojawia się kilkanaście albo i kilkadziesiąt nowych konstrukcji, które wchodzą do produkcji.
A co do Krzysztofowej odpowiedzi Edwardowi:
Tak! Dlatego proponowałem inną definicję jachtu komercyjnego, niż ostatecznie przyjęto. Kto ciekaw może zajrzeć do ustawy i może zajrzeć do moich tekstów tu w SSI z wiosny 2011 roku. Zapis ustawowy prowadzi do absurdu, co wykazujecie jasno obaj.
Żyjcie wiecznie!
------------------
Andrzej Colonel Remiszewski
Oczywiście że Pieśniewski i Skrzat oraz kilku innych przebili się jak piszesz „dzięki swojej klasie i pracowitości” jednakże było to możliwe dlatego, iż rejestracja chroniła automatycznie ich prawa autorskie. Wszystkie jachty musiały być zarejestrowane, a rejestracji nie można było uzyskać bez zgody konstruktora, z tego wynika iż jacht „kradziony” (czytaj: budowany bez zgody konstruktora) nie mógł zostać zarejestrowany a więc nie mógł pływać. Dziś konstruktor może wystąpić do Urzędu Patentowego o ochronę jego praw. Urząd uzna to za „wzór użytkowy a nie „wynalazek” i będzie chronił przez 10 lat, jak chronił? ano tak, że konstruktor będzie mógł skarżyć złodzieja sądownie, ale najpierw musi go znaleźć potem pozwać do sądu, konstruktorzy mają rysować łódki a nie ganiać złodziei i włóczyć się po sądach.
Krzysztof