Zabytki dlatego są cenne, bo unikalne (też mi odkrycie!). A unikalne są bo im współcześni nie zdają sobie sprawy z konsekwencji upływającego czasu. Organem, który ma do statutu wpisane - ocalić dla potomności jest muzeum (kolejne odkrycie!). Przypominanie o tym kustoszom jest chamstwem. A ja przecież do bycia chamem się poczuwam. Już widzę minę mojego przyjaciela - Jurka Litwina.
Na naszych oczach ginie bezpowrotnie coś, co wyspecjalizowane wykształciuchy nazywają "kulturą materialną". Chwała, że w Tczewie i to bardzo dawno temu znalazły przytulisko "Dal", "Opty" i coś tam jeszcze. Jednak zorganizowanie stałej wystawy chroniącej i eksponującej historę żeglarstwa polskiego stanowi pilna konieczność. Jutro będze za późno. Stare jachty giną w oczach.
Drogi Dyrektorze - z początkiem drugiego półwiecza zasłużonego NMM musimy razem zabrać się za jachty. To bardzo atrakcyjne dla publiczności eksponaty. O planach już była mowa wielokrotnie - czas je realizować. Jestem przekonany - na Twój sygnał pojawią się liczne eksponaty. Tobie zostawiamy działkę najtrudniejszą - szukaj dachu dla tych zabytków. I nie gdzieś tam u diabła na kuliczkach, ale w sercu starego, słynnego, hanzeatyckiego Gdańska.
Tylu VIP-ów podczas Jubileuszu zapewniało Cię o docenianiu roli Muzeum.
Zmobilizował mnie Paweł Rachowski.
Żyjcie wiecznie!
d'Jorge
--------------------------------------------------------------------------------------
Drogi Jerzy!
Skoro w SSI ostatnio była mowa o CMM, to zupełnie na marginesie mam pewną uwagę nie mającą związku z relacjonowaną przez Ciebie uroczystością.
Przechodzę do rzeczy.
Gdyby wśród braci żeglarskiej ktoś miał np. Misia, Pirata, Beemkę, Hetkę albo Ramblera (zapewne te śródlądowe typy większości są doskonale znane) albo innego drewnianego „olda”, gdyby znalazł się armator idealista, który zupełnie przypadkiem chciałby przekazać tę swoją jednostkę do CMM, w nadziei, że muzeum to, w ramach ułamka swojej działalności zechce zaopiekować się nią i tym samym ocali od zapomnienia choćby cząstkę historii żeglarstwa śródlądowego, to informuję: to płonne nadzieje i daremny trud.
Wiem to i to na pewno. Przerobiłem to ze swoim trzydziestokilkuletnim sklejkowym Laysanem, wyposażonym w kapoki wypełnione prawdziwym kapokiem, na oko wyglądającymi zupełnie na nowe, jako, że po pierwszym włożeniu do bakisty, już nigdy potem nie ujrzały światła dziennego (ludzie, co ja tu wypisuję!) i z mało używanym, lśniącym lakierkiem silnikiem marki "Salut", jako, że skubany nie dał się normalnie użytkować… - pełen folklor; Laysankiem, takim ręcznie dzierganym przez siedem lat w czasach socjalizmu, kiedy trzeba było wszystko załatwiać i organizować, począwszy od najdrobniejszej mosiężnej śrubki po puszkę wodoodpornego lakieru; Laysankiem, który później był tak bardzo kochany za wierną służbę na jeziorach (http://www.port21.pl/technika/article_1693.html ).
Szkoda, że ani na moją listowną propozycję kierowaną na ręce Pana Dyrektora dotyczącą przekazania żaglówki, ani wysłaną drogą mailową nie dostałem nawet słowa odpowiedzi… Cóż, można i tak, specjalnie temu się nie dziwię i nawet nie można mieć pretensji, ale przecież nie ma w Polsce Centralnego Muzeum Śródlądowego…
Mazury już nigdy nie będą takie, jak niegdyś. To samo dotyczy sprzętu pływającego. Już nikt nie zada sobie trudu zbudowania choćby makiety tego, co pływało w czasach, kiedy spało się w forpiku omegi, a bawełniany żagiel chronił przed nocnym chłodem.
Szkoda, a może jednak ktoś będzie potrafił zmienić coś w tej sprawie? - to już ostatni dzwonek, a właściwie po dzwonku…
Jerzy, pozdrawiam Ciebie serdecznie:
Paweł Rachowski
Witam!
A ja właśnie "niszczę" starą składaną żaglówkę "Mewa". Sparciałą powłokę
już wyrzuciłem. Drewniane elementy szkieletu czekają na zdjęcie na złom
aluminiowych łączników i powoli znajdują inne zastosowania. Maszt, ster,
miecz, żagle, wiosła i osprzęt mają posłużyć do uruchomienia innego
oltimera: "Myszki Super" do której mam kadłub. A w CMM widziałem składany
kajak "Neptun" w ekspozycji...
Pozdrawiam,
Andrzej Suszek.
Rzeczywiście, łza się w oku kręci, że ostatnie, historycznie bezcenne
eksponaty odchodzą w niebyt. Przyjemnie jest zobaczyć, jak swoje
dziedzictwo kulturowe kultywują inne narody i chociażby w necie
odwiedzić muzea (Mystic Sea Port Museum, Adirondack Museum, Boston
Maritime Museum...) i wiele innych miejsc, gdzie chroni się kulturowe
dziedzictwo związane z budownictwem statków, łodzi roboczych i używanych
do celów rozrywki, oraz jachtów (np. Gloucester, St. Pierre et
Miquelon...). Przyznam się jednak z pokorą, że sam kiedyś pozbyłem się
starej, drewnianej jednostki zbudowanej w latach 50. XX wieku, na rzecz
plastikowej nowoczesności...
Mazury nie staną się nigdy takie, jak kiedyś, ale chciałem zwrócić
uwagę, że jest trochę zapaleńców i hobbystów, którzy hołubią i
odbudowują stare, drewniane jachty, a inni budują nowe, ale posługując
się dawnymi metodami i z tradycyjnych materiałów.
Są jeszcze inni, którzy amatorsko budują jednostki zupełnie nowe, ale z
drewna i sklejki i nawiązujące swym charakterem do typów historycznych -
sam, w dobiegającym końca roku, zwodowałem własnoręcznie zbudowaną
żaglową kanadyjkę, nawiązującą swym charakterem do XIX-to wiecznych
żaglowych kanadyjek z USA (link do zdjęcia):
http://lh3.ggpht.com/_82viGqF2vQo/THqmkOAYt-I/AAAAAAAABLE/HGKwIRaWzP8/s800/05.jpg
Myślę więc, że nie wszystko jeszcze stracone, a pewne elementy zostają
zastępowane nowymi, ale również wartościowymi.
Pozdrawiam serdecznie,
Robert Hoffman